5 gru 2012

Rozdział 6

Za kilka minut powinnam być w stanie zobaczyć Konohe. Jest środek nocy. Itachi w pełnym skupieniu analizował od której strony możemy dostać się do środka. W końcu przed naszymi oczami ukazała się brama wioski. Jedną ręką Uchiha nakazał odbić w prawo. Po kilkunastu minutach biegu przez las dostaliśmy się na małą polanę z jeziorem, do którego wpadał wodospad.
- Trochę się zmoczymy - powiedział po czym pociągnął mnie za rękę w stronę jeziora. Przeszliśmy po wodzie, a następnie przez wodospad. Nie było na mnie suchej nitki.
- Trochę? To mało powiedziane - Itachi uśmiechnął się słysząc moje słowa. Po chwili zrzucił płaszcz i koszulkę. Wycisnął z niej wodę.
- Dobra. Nie narzekam - powiedziałam zadziornie pożerając go wzrokiem. Ten spojrzał tylko na mnie po czym podszedł i rozpiął mój płaszcz.
- Tak lepiej - szepnął mi do ucha. Bluzka przylepiła mi się do ciała. Jego usta już jeździły po moim karku, policzku, obojczyku. Skróciłam tą mękę i pocałowałam go. Jego usta były cudowne. Mistrz w całowaniu.
- Itachi priorytety - stykałam się z nim czołem.
- Znowu? Chyba to Akatsuki zaczyna mnie denerwować. Nie mogę się tobą nacieszyć - uniósł kąciki ust ku górze.
- Nie moja wina - oderwałam się od jego gorącego ciała. Dopiero teraz rozejrzałam się. Byliśmy w ogromnej jaskini. Im głębiej szliśmy tym była mniejsza. W końcu nad sobą mogłam zobaczyć drewniany sufit. Zaraz potem wspinaliśmy się na górę po schodach. Itachi otworzył klapę torującą nam drogę.
- Witamy, witamy - zamarliśmy na dźwięk obcego głosu. Przed nami stał oddział Anbu. Po chwili ciszy znowu usłyszałam.
- Mieliście, że nie będziemy pilnować tego wejścia? Jesteście teraz głównym priorytetem w wiosce - zauważyłam, że Itachi uaktywnił Sharingana. Będzie dym.
- A wy myślicie, że damy się złapać? - Po czym rozbił słabym uderzeniem drewnianą ścianę po naszej prawej stronie. Zaczęliśmy biec. Byliśmy w dzielnicy Uchiha. Nawet nie zauważyliśmy, że zaczęło już świtać. Jednak po chwili drogę za torował nam kolejny oddział ANBU. No cholera! Czego ja przyciągam do siebie kłopoty jak magnes?!
- Sakura, nie mogą nas złapać. Nas w ogóle nie powinno tu być - zrozumiałam bez tłumaczenia.
- Co robimy? - Zapytałam.
- W górę - wskoczyliśmy na dach.
- Spróbujemy bez walki - mruknął Itachi. Za nami pędziły dwa oddziały. Przed nami można było dostrzec kolejny. Zeskoczyliśmy w wąską uliczkę. Uderzyłam w jedną ze ścian, zamykając w ten sposób drogę za nami.
- Nieźle - skwitował Łasica (jak ja chciałam użyć tego przezwiska Itachiego :D:D - przy. aut.).
- Chodź - pociągnęłam go za rękę. Po chwili staliśmy przed moim domem.
- Uważasz, że nie zabezpieczyli tego miejsca? - Zapytał.
- Zaraz się okaże - mruknęłam. Nacisnęłam klamkę uwalniając małą ilość chakry. Dezaktywowałam tym notkę wybuchową.
- Nie było ich tu. Pułapki są niezniszczone - powiedziałam na co on wykrzywił twarz w geście, że wszystko mu jedno ( taki mem "no bad" :D - przy. aut.). Idąc korytarzem niszczyłam pułapki. Dotarliśmy do kuchni. Po prostu opadłam na krzesło.
- Przeczekamy aż odpuszczą szukanie w wiosce. Nie chcę z nimi walczyć - odezwał się Itachi.
- Czyli chwilowo jesteśmy tutaj uwięzieni? - Zapytałam.
- Jak widać.
- Za jakąś godzinę wioska powinna się budzić do życia. Co powiesz na zwykłe Henge no Jutsu  - Zapytałam.
- Uważasz, że to kupią? - Zapytał z sarkazmem w głosie.
- Przeceniasz ANBU. Zwykli Jonnini czy Chunnini są od nich lepsi. Nie wspominając o Naruto, który już jako gennin był od niektórych lepszy - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Więc uważasz, że nie musimy skupiać się na ANBU tylko zwykłych jednostkach - podsumował. Pokiwałam głową. Siedzieliśmy w moim starym domu jeszcze równo godzinę. Potem zmieniliśmy szybko swój wygląd. Miałam krótkie niebieskie włosy i brązowe oczy. Budowy ciała nie zmieniłam, dalej byłam drobna i szczupła. Dodałam sobie za to kilka centymetrów wzrostu. Ubrana byłam w zieloną sukienkę po kostki i czarne buty. Itachi nadal był wyższy ode mnie. Miał blond włosy i swoje ciemne spojrzenie. Ubrany był cały na czarno. Postanowiliśmy wyjść. On dla pozoru miał na ramieniu przewieszony plecak. Idąc uliczką czuło się zapach cieplutkiego chleba z pobliskiej piekarni oraz świeżych owoców i warzyw. Ludzi na ulicy zaczęło przybywać. Nagle zobaczyłam idących razem Sai'a i Ino. Niby wyglądało to zwyczajnie, lecz gdy w trakcie ich rozmowy ona rzuciła się mu w ramiona, a on mocno ją przytulił jakby była największym dla niego skarbem mogłam ich śmiało oskarżyć o bycie ze sobą. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
- Nie patrz się tak. Wnioskuję, że to twoi przyjaciele, ale jeśli nas zaczepią albo zaczął zawracać uwagę to mogą nas łatwiej zdemaskować - powiedział Itachi.
- Racja. Prze... - wtedy zobaczyłam Naruto z Sasuke. Odjęło mi mowę.
- Itachi, mam zwidy? - Zapytałam stając. Zauważył brata. Staliśmy jak wryci. Dwa żywe posągi. Jednak wtedy usłyszałam.
- Mamy was! - Znajomy głos. Nie reagowaliśmy. Wróciliśmy do swojej naturalnej postaci. Sasuke okazał się przemienionym Nejim. Głos, który słyszałam za pleców należał do Kiby. Byliśmy otoczeni przez Team 8, 10, drużynę Gai'a oraz dobitka drużyny 7.
- Pomysły? - Zaczynałam panikować. Jednak po chwili usłyszałam obok siebie znajome pyknięcie i zobaczyłam kłodę drewna. Warknęłam zła.
- Itachi, wiem, że mnie słyszysz. Wiedz, że jesteś martwy - automatycznie ustawiłam się w pozycji obronnej. Wróciłam do swojej zwyczajnej postaci.
- Przecież nie zaatakujecie starej przyjaciółki, prawda Naruto? - Patrzyłam na blondyna błagalnym wzrokiem, ale nawet głupi wyczułby fałszywość mojej prośby. Odpięłam jeden z guzików swojego płaszcza. Utrudniał on swobodne poruszanie. Mój nowy ubiór powali męską cześć obecnego towarzystwa. Mój codzienny strój składał się z elastycznej bluzki na grubych ramiączkach, która kończyła się tuż pod biustem. Miała też spory dekold. Krótką spódniczkę zmieniłam na długą z rozcięciem do ud. Nie miałam żadnych szortów pod spodem. Zaczęłam biec w stronę Naruto. Gdy byłam tuż przed nim podskoczyłam do góry i przeskoczyłam go. Moja spódnica powiała tworząc za mną ogon. Musiało to wyglądać spektakularnie. Nie zorientowałam się, że wpadnę w prost na Nejiego. Z grają wręcz upadłam przed nim, ale lekko się zachwiałam. Przytrzymałam się bruneta za ramiona, a drugą rękę położyłam na jego torsie. Od razu zaczęłam porównywać go do Itachiego i Naruto. Itachi to, jak to dziwnie brzmi - mój chłopak, więc to chyba on powinien być dla mnie najdoskonalszy. Był dobrze zbudowany, ale nie na pakowany. Gdy ostatnio widziałam Naruto bez koszulki mogłam zauważyć, że jest on po prostu szczupły. Nie ma specjalnie zarysowanych mięśni. Za to Neji... Pod palcami czułam twardą, wyraźnie napięta skórę. Nie spodziewałam się tego po nim.
- Neji, jakie mięśnie. To seksowne - szepnęłam mu do ucha. - Dzięki, że mnie złapałeś - dodałam głośniej poklepując go po ramieniu. Wymijając go przejechałam palcem po linii jego obojczyku. Zauważyłam, że sugestywnie unosił jedną brew i uśmiecha się. Złapałam za płaszcz i zwyczajnie zaczęłam biec przed siebie. Usłyszałam za sobą z ust Neji'ego krótkie zdanie.
- Na Kage, co za dziewczyna...
Biegłam przed siebie ile miałam sił w nogach. Ukryłam się na dachu siedziby Hokage. Byłam nad pokojem Tsunade. Usłyszałam rozmowę.
- Prosiłbym cię, żebyś nie wysłała Naruto ani innych przyjaciół w tereny. Ona nie chce z nimi walczyć.
- Postaram się jak tylko mogę - głos mojej mentorki być pełen ciepła. - Jak ona się ma?
W tym momencie zaskoczyłam przez okno do gabinetu. Złożyłam ręce na piersi.
- Itachi, chcesz zginąć? - Podeszłam do niego.
- Wszystko w porządku Tsunade - sama - odpowiedziałam na pytanie skierowane do bruneta.
- To my będziemy próbować wydostać się z wioski - odrzekł Itachi śmiesznie gestykulując.
- Tak, tak. Powodzenia.
Wyskoczyliśmy przez okno i pobiegliśmy dachami. Zbliżaliśmy się do bram wioski. Bez przeszkód. Dziwne. Gdy przekroczyliśmy granice Konohy przed nami pojawił się Naruto. Bez zbędnych słów pobiegłam go przytulić. Jednak po chwili uderzyłam go w głowę.
- To zagranie z Sasuke było nie fair! - Krzyknęłam.
- Mam genialne pomysły - wyszczerzył śnieżnobiałe ząbki.
- Wiesz co sobie wtedy pomyślałam! Ty durniu! - Przytuliłam go. Puścił mnie i podszedł do Itachiego. Coś mu powiedział, ale tego nie słyszałam. Zaśmiali się głośno, po czym pożegnali. Pobiegłam przodem. Po dwóch godzinach zatrzymaliśmy się. Robiłam namioty, a Uchiha przyrządził świeżo złapaną rybę. Usiadł, opierając się o drzewo, a ja na przeciwko niego.
- Co sobie pomyślałaś gdy zobaczyłaś Sasuke? - Przerwał panującą ciszę. Westchnęłam.
- Czy byłoby tak samo jak kiedyś? Tworzylibyśmy drużynę 7. Naruto dalej byłby Nieprzewidywalnym Ninja Numer Jeden, on byłby tym gburowatym chamem, a ja słodką dziewczynką chowającą się za ich plecami i kochająca tego chama do reszty. - Powiedziałam i wzięłam głęboki oddech. - Tyle, że on się zmienił i ja też. Nie potrzebne już ich ochrony, no i mam ciebie - uśmiechnęłam się. - Chyba tylko Naruto się nie zmienił - zakończyłam.
- Nieprzewidywalny Ninja Numer Jeden? - Zdziwił się Itachi. Widząc jego minę zaśmiałam się. Podeszłam do niego i usiadłam na nim okrakiem. Zaczęłam dźgać go palcem w tors.
- Itachi, wiesz mamy całą noc i bardzo mało obowiązków jutro. A ty jesteś mi winny przeprosiny za to, że mnie wtedy zostawiłeś samą - szeptałam wprost w jego usta. Stykaliśmy się czołami. - Więc możemy pozwolić sobie na chwilę rela... - nie dane było mi skończyć. Jego usta przywarły do moich. Jego włosy były miękkie w dotyku. Jego dłoń błądziła po moich plecach. Jego każdy gest był wspaniały. Jego. W końcu zdjął moją bluzkę całując mnie po szyi, obojczyku, dekoldzie. Czułam, że bardzo znienawidził mój stanik w tej chwili. Zaśmiałam się w duchu. To będzie długa noc.

Rozdział 5

Zbliżała się noc. Podążałam za Itachim cały dzień. Akatsuki nie miało typowej kryjówki. W całym kraju Ognia są tylko trzy miejsca, które mają zbliżone znaczenie tego słowa. Lider Brzasku, Pain 'urzędował' w kraju Deszczu. Tam też miałam się udać. Pogoda stawała się coraz gorsza, a słońce już prawie zniknęło z nieba. Było widać, że się zbliżamy. Itachi zatrzymał się.
- Tutaj rozbijemy namioty - przeczytał mi w myślach. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie mam swojego.
- O tym samym pomyślałam, ale wpadłam na pewien pomysł. Może rozbijemy jeden namiot, żeby zaoszczędzić czas? - Zapytałam niewinnie.
- Czemu nie - odpowiedział bez zastanowienia. Po kilkunastu minutach słońce zaszło, a na ciemnym niebie pojawiły się gwiazdy. Itachi skończył rozkładać namiot, a ja rozpaliłam małe ognisko. Zjedliśmy to co wzięłam ze sobą z Konohy. Udałam się do naszego wspólnego namiotu. Po chwili dołączył do mnie Itachi.
- Nie przeszkadza ci to, że dzielisz ze mną namiot? - Zapytał kładąc się koło mnie. Leżałam patrząc się w górę. Zaczął bawić się moimi włosami. Spojrzałam na niego. Leżał twarzą do mnie podpierając ręką głowę.
- Nie, wręcz przeciwnie - uśmiechnęłam się. Podparłam się na przedramieniu i pocałowałam go. Pogłębił pocałunek zostawiając moje włosy w spokoju.
- I nie ma to nic wspólnego z tym, że nie masz namiotu, więc i tak byłaś na mnie skazana? - Zapytał ironiczne odrywając się ode mnie.
- Nie, wcale - odpowiedziałam sarkastycznie po czym zaśmiałam się. Znowu mnie pocałował po czym ułożył mnie wygodnie na swojej klatce piersiowej. Słysząc bicie jego serca zasnęłam. Całą noc padało. Nad ranem od razu ogarnęła mnie lekka panika. Oczywiście natychmiast zauważył to Itachi.
- Za jakieś trzydzieści minut będziemy pod bramą miasta. Od razu udamy się do Paina. Nie przejmuj się. Skoro chcę cię w Akatsuki to po prostu wyjaśni ci co i jak. Nie martw się - wyjaśnił.
- Sama się w to wpakowałam - próbowałam się uśmiechnąć. Nałożyłam zwykły, czarny płaszcz mimo tego, że i tak już zdążyłam zmoknąć. Tak jak mówił Itachi po krótkim czasie byliśmy w Wiosce Deszczu. Z biegu przeszliśmy na spokojny chód. Minęliśmy bramę.
- Itachi, Amegakure jest najbardziej pilnowaną wioską. Dlaczego tak po prostu weszliśmy? - Zapytałam.
- Bo jesteś tu ze mną. Każdy członek Akatsuki może się tutaj swobodnie poruszać - odpowiedział. Kilka minut potem byłam w budynku, w którym znajdował się Pain. Był najwyższy w całej wiosce. Po pokonaniu schodów stanęłam przed wielkimi drzwiami. Itachi wszedł pierwszy. Byłam tuż za nim. Moim oczom ukazał się dość spory pokój. Wyglądał jak zwykły gabinet. W środku znajdowała się niebieskowłosa.
- Witaj Konan. Przeprowadziłem Haruno do Lidera - powiedział z chłodem w głosie. Wrócił do starego zachowania. Tego, którego nie lubię. Cóż, taka praca.
- Już po niego idę - skierowała się w stronę drugich drzwi w pomieszczeniu. Po chwili wszedł on. Lider.
- Itachi dołącz do reszty - wskazał na drzwi, którymi przyszedł. Jakiej reszty?! Jest tu całe Akatsuki?! Nie miałam czasu myśleć, ponieważ usłyszałam głos Paina.
- Sakura Haruno. Była członkini drużyny 7 wraz z znanym wszystkim Sasuke Uchiha i Jinchuuriki Naruto Uzumaki. Uczennica Hokage. Wybitny medyk. Zgadza się? - Zapytał.
- Mniej więcej. Macie dokładne informacje - skomentowałam starając się skupić swoją uwagę na nim, a nie na wszystkim co go otacza.
- Zasilisz szeregi Akatsuki?
- Tak - odpowiedziałam bez emocji.
- Wejdź przez te drzwi - wskazał miejsce, w którym zniknął Itachi. Wcześniej jednak dał mi czarny płaszcz w czerwone chmurki. Bez zastanowienia zarzuciłam go na siebie i wykonałam jego polecenie. Po chwili ujrzałam wszystkich członków Brzasku. Ich wzrok skierował się na mnie.
- Uuu, śliczny, nowy medyk. Jednak słońce przyszłaś do nas - zagwizdał Deidara. Puściłam uwagę blondyna powyżej uszu.
- Sakuro usiądź - powiedział Lider. Skierowałam się w wolne miejsce przy ogromnym stole między Itachim, a Deidarą. Ten drugi od razu skorzystał z okazji i próbował się do mnie przysunąć.
- Mógłbyś mnie nie dotykać? - Zapytałam zła. Widząc jego roześmianą gębę dodałam.
- Pożałujesz tego.
- A co, nie zechcesz mnie uleczyć? - Zaśmiał się łapiąc się teatralnie za serce. Postanowiłam, że zrobię taki myk. Wstałam od stołu. Znalazłam się za krzesłem Deidary. Nachyliłam się nad jego ramieniem, a moje długie włosy opadły na jego ramię. Zaczęłam jednym palcem jeździć po jego klatce piersiowej.
- Potrafię być bardzo nieprzyjemna - szepnęłam choć i tak każdy był w stanie to usłyszeć. Następnie podeszłam do jednej ze ścian. Odwróciłam się w stronę pozostałych i patrząc na blondyna kiwnęłam głową na uniesiony palec wskazujący, którym wcześniej go drażniłam. Zebrałam w nim chakrę i dotknęłam ściany. Zaczęłam podchodzić do stołu gdy zaczęła ona pękać w drobny mak.
- To, że jestem medic-ninja nie oznacza, że można mnie lekceważyć. Nie lubię tego - uśmiechnęłam się wrednie.
- Prawdziwa uczennica Tsunade - słyszałam Kakuzu.
- Przepraszam za małe zniszczenia - mruknęłam. Usiadłam na swoim miejscu. Pain niewzruszony zaczął.
- Tak więc mieliście okazję poznać Sakurę Haruno, naszego nowego i w sumie pierwszego medyka. Działa ona w parze z Itachim. Z tego powodu Kitsame chwilowo współpracuje sam (to można WSPÓŁPRACOWAĆ samemu ? :D - przy. aut.). Chciałem podać wam jeszcze tylko listy waszych misji na najbliższe trzy tygodnie - zaczął rozdawać kartki dla każdej pary. - Widzimy się za miesiąc. Rozejść się.
Wszyscy udali się w stronę wyjścia. Została tylko Konan. Starałam się nie wzbudzać zbytniej uwagi.
- Gdzie teraz? - Zapytałam. Kruczowłosy zerkną na kartkę.
- Udamy się w stronę Konohy. W nocy złożymy raport Hokage i weźmiemy się za te misje - pomachał mi papierem przed nosem. Zaczęliśmy biec w stronę domu. Podróż zajmie nam około dnia. Wrócę tam choć tylko na chwilę. Zabiję swoją tęsknotę na jakiś czas.

Rozdział 4

Dziś wieczorem opuszczam Konohe. Z Itachim, z Akatsuki. Kocham wioskę, mam tu przyjaciół, ale muszę to zrobić. Zostanę szpiegiem. Tsunade dała mi dzisiaj dzień wolny. Posprzątałam dokładnie całe mieszkanie i zaczęłam się pakować. Kilka zestawów ubrań, broń, kosmetyki i dwie ramki ze zdjęciami. Pierwsza przedstawiała mnie w wieku czterech lat, a tuż za mną moich rodziców. Drugi obrazek ukazywał trójkę przyjaciół i ich sensei'a. Dwie pamiątki przedstawiające to co w moim życiu najważniejsze. Wszystko zmieściłam w jeden plecak. Zegar wskazywał godzinę osiemnastą, a już zrobiło się całkiem ciemno. Postanowiłam udać się do Naruto. Muszę koniecznie z nim porozmawiać. Po kilku minutach byłam pod jego drzwiami. Zapukałam.
- Sakura-chan! - Przede mną stał blondyn w samych spodniach. W ręku miał ręcznik, a jego włosy były wilgotne co mówiło, że niedawno brał prysznic. Widząc go pół nagiego zawstydziłam się.
- Mogę wejść? - Zapytałam cicho.
- Oczywiście - uśmiechnął się. Weszłam do środka. Co dziwne, był tu porządek. Niebieskooki zniknął za drzwiami łazienki i wrócił po chwili  ubrany już w czarną koszulkę.
- Chcę ci coś powiedzieć i spodziewam się, że wybuchniesz złością jak to usłyszysz - zaczęłam łapiąc go za ręce.
- O co chodzi? - Zapytał zdziwiony moim przejęciem.
- Opuszczam wioskę - szepnęłam. Popatrzyłam w jego oczy.
- Dlaczego? - Zapytał łamiącym głosem po dłuższym okresie ciszy.
- Dołączam do Akatsuki - powiedziałam pewnej. - Ale jako szpieg. To misja od Tsunade - uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Wystraszyłaś mnie... - zaczął, ale na jego twarzy widziałam ulgę.
- I nikt miał o tym nie wiedzieć, oprócz Itachiego - przerwałam mu. Popatrzył na mnie pytająco.
- Naruto, jesteś jedną z najważniejszych dla mnie osób. Ja...ja cię kocham! - Wyznałam. - Jesteś dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam - szepnęłam spuszczając głowę zawstydzona.
- Sakura ja ciebie też kocham. To ty byłaś ze mną od początku. Jesteś moją rodziną - uśmiechnął się i zaczął nawijać kosmyk moich włosów na palec.
- Powiedziałam ci o tej misji, bo wiem, że moje odejście bardzo by cię zraniło. Nikt nie może wiedzieć, że ci to powiedziałam. Szczególnie Tsunade. Gdy spotkamy się na polu bitwy masz się zachowywać tak jakbyś nie wiedział. Ja także będę grać. Będę oschła i powiem wiele raniących słów, ale to tylko gra - wyjaśniłam z trudem.
- Będę pamiętać.
Siedzieliśmy w ciszy.
- Sakura, chcę ci coś powiedzieć... - zaczął niepewnie. Podszedł do okna i patrzył na monumenty Hokage. - Na treningu czegoś się dowiedziałem. O moich korzeniach.
- Wiesz coś o swoich rodzicach? - Popatrzyłam na niego wesoło.
- Tak. Moja matka nazywała się Kushina Uzumaki. Pochodziła z nieistniejącej już Wioski Wiru. To klan Uzumaki założył tą wioskę. Byli cholernie dobrzy w pieczęciach. Na tyle, że inne wioski się ich bały. Pomyśleć, że ja należę do tak potężnego klanu - rozmarzył się.
- A co z twoim tatą? - Zapytałam wciąż trawiąc usłyszane przed chwilą informacje.
- Zawsze byłaś dobra w Akademii. Lubiłaś się uczyć. Więc może mówi ci coś Żółty Błysk Konohy? - Popatrzył na mnie. Jak na zawołanie spojrzałam na głowę Yondaime Hokage. Byłam w szoku.
- Minato Namikaze, Czwarty. Po prostu mój ojciec. - Powiedział gdy zauważył, że zrozumiałam.
- Naruto... - zakryłam usta rękoma.
- Nie mogę uwierzyć, że jestem synem legendy. Myślałem czy nie przyjąć nazwiska taty. I nie wiem gdzie mogę się czegoś dowiedzieć o rodzicach - zastanawiał się głośno.
- Nie uważam, żeby to był dobry pomysł zmieniać nazwisko. Oczywiście, natychmiast zdobyłbyś uznanie jak syn legendy, ale nie wiesz nic o wrogach ojca. Wstrzymaj się na razie. Jak dowiesz się już wszystkiego o Czwartym wtedy możesz to zrobić. O rodziców popytaj się Tsunade i Jiraiye. W końcu to Jiraya wyszkolił Yondaime - skończyłam szybko swój wywód.
- Sakura, arigato za wszystko. Kiedy Itachi ma być po ciebie? - Zapytał.
- Powinien już być - westchnęłam ciężko.
- Chodźmy - złapał mnie za rękę i wyskoczył przez okno. Ciemnowłosy miał czekać u mnie w domu. Weszłam po schodach do swojego pokoju.
- Spóźniłaś się - powiedział.
- Nie bądź zły - podeszłam do niego i pocałowałam go.
- Możemy odwiedzić jedno miejsce? - Przerwał pocałunek.
- Tak, tylko na dole jest Naruto... - zaczęłam, ale widząc jego minę przerwałam.
- Kuso*, wiesz, że jak Tsunade się dowie to masz przechlapane? - Spojrzał na mnie.
- My mamy przechlapane - sprostowałam głaszcząc go po włosach jak małe dziecko.
- Mendo kusai**. W co ja się pakuje... - pocałował mnie gwałtownie. Zaśmiałam się w duchu. Po chwili byliśmy na dachu domu. Starszy Uchiha chciał odwiedzić posiadłość swojego klanu. Znajdowaliśmy się na jednej z dzielnic. Itachi szedł w ciszy rozglądając się dookoła. W końcu stanęliśmy przed potężnym domem. Popatrzyłam na niego. Jego wzrok skierowany był na herb klanu, w który był wbity kunai. Weszliśmy do środka. Zagłębialiśmy się w zakamarki domu. Spadkobierca Kekkei Genkai zatrzymał się przed dużymi drzwiami. Po chwili zastanowienia otworzył je. To co ujrzałam zszokowało mnie. Na ścianach była stara krew, a w pomieszczeniu unosił się zapach śmierci. Nie dziwię się Sasuke, że nie chciał tu mieszkać.
- Itachi - szepnęłam. Chciałam pobiec i go przytulić. Pod powiekami ciążyły mi łzy.
- To tutaj - patrzył w martwy punkt na podłodze. - W tym miejscu leżało ciało matki, a na niej ciało ojca - przerwał. - Nie było mnie tu od dziewięciu lat - westchnął.
- Dlaczego tutaj przyszedłeś? - Zapytał Naruto.
- Chciałem tylko coś zabrać ze swojego starego pokoju. - Powiedział spokojnie. Po chwili zniknął za drzwiami obok. Wrócił z małą, drewnianą skrzyneczką.
- Możemy iść - mruknął. Kilka minut później byliśmy na głównej ulicy miasta. Zatrzymałam się na dachu swojego domu. Rozejrzałam się dookoła. Po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Co jeśli ostatni raz widzę moją kochaną wioskę, mój dom?
- Jeszcze tu wrócisz, czuję to nee-chan*** - odezwał się Naruto. Pierwszy raz zwrócił się do mnie "nee-chan". Przytuliłam go mocno.
- Do zobaczenia, Naruto.
- Moja kochana - uśmiechnął się gładząc mnie po plecach. - Ej, Itachi dbaj o nią.
- Człowieku jak się zakochasz to twoja wybranka będzie twoim oczkiem w głowie - powiedział.
- Jak ją zranisz...
- Nie próbowałbym - wciągnął rękę do blondyna. Odwzajemnił uprzejmość.
- Naruto! Pamiętaj, że cię kocham - przytuliłam go znowu. Ciężko było mi się rozstać.
- Ja ciebie też - popatrzyłam na niego.
- Pamiętaj o Hinacie - uśmiechnęłam się. Odwróciłam się do Uchihy i pobiegliśmy do bramy. Po chwili byłam już z kilometr za wioską. Zaczęła się misja mojego życia.




*Kuso - z jap. - kurwa.
**Mendo kusai - z jap. - jakie to upierdliwe.
*** Nee-chan - z jap. - siostra.

Rozdział 3

- Tsunade, co z nią? - Zadał pytanie białowłosy mężczyzna. Stał oparty o parapet okna.
- Tak jak było. Już trzeci tydzień leży w śpiączce - Hokage posmutniała bawiąc się dłońmi długopisem.
- Jak myślisz, co miał na myśli Itachi, kiedy... - zaczął szukając czegoś ciekawego na suficie. 
- Jiraiya, nie wiem. Stworzyłam już setki scenariuszy w głowie, ale dowiem się prawdy dopiero gdy Sakura wybudzi się - zakończyła monolog. W tym czasie do gabinetu Hokage wpadła zdyszana Shuzine.
- Tsunade-sama! Wybudziła się! - Blondynki po chwili nie było w pokoju.
***
Twoi rodzice zostaną przywróceni do życia jeśli tylko wstąpisz do Akatsuki. Słowa starszego Uchihy zajmowały moje myśli. Może warto spróbować? Z drugiej strony czy będę potrafiła walczyć z przyjaciółmi? Moje rozmyślania przerwał trzask drzwiami.
- Sakura - usłyszałam głos mentorki. Nawet się nie odezwałam. - Jak się czujesz?
- Szczerze to beznadziejnie - po moim policzku spłynęła łza. Nagle poczułam okropny ból brzucha. Odruchowo złapałam się za bolące miejsce.
- Nie ruszaj się - powiedziała kobieta i chciała zainterweniować.
- Nic mi nie jest - szepnęłam. Popatrzyłam się na nią błagalnym wzrokiem:
- Sakura, dlaczego Hebi i Akatsuki się tobą interesują? - Zapytała niepewne.
- Długa historia... - uśmiechnęłam się smutno.
***
- Słońce, dlaczego nie powiesz nam do czego ta idiotka jest ci potrzebna? - Czerwonowłosa dziewczyna uśmiechnęła się słodko.
- Sasuke, my też chcemy wiedzieć - odparł wiecznie spokojny Jugo.
- Potrzebuję, jej do pewnej operacji. Jest najlepszym medic ninja po Tsunade - zaczął kierować się w stronę drzwi. - Karin, ona nie jest idiotką - Rzucił zerkając na okularnicę i uśmiechnął się pod nosem.
- Chyba masz konkurencję - szepnął jej na ucho Suigetsu. Czerwonowłosa fuknęła ze złości.
***
Minęło kilka dni. Mój stan psychiczny znacznie się poprawił. Głównie dzięki moim przyjaciołom. Dziś Naruto miał zrobić małą imprezę na cześć mojego powrotu do zdrowia. Właśnie opuszczałam szpital. Czułam się nieswojo idąc w kierunku domu. Każdy się na mnie patrzył, wytykał palcami lub szeptał za plecami. Powinnam się przyzwyczaić. Dzięki planowi Tsunade niedługo będzie jeszcze gorzej. Po chwil stałam przed swoim domem. Na piętrze dalej znajdowała się pokaźna dziura. Weszłam do środka. Gdy tylko znalazłam się w łazience wzięłam zimny prysznic na orzeźwienie umysłu. Po ogarnięciu się zaczęłam sprzątać bałagan powstały po ostatnim zamieszaniu. Godzinę później usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Witaj Sakura. Jak się czujesz? - Zapytała Ino pakując się do środka. Razem z blondynką była jeszcze Hinata.
- O wiele lepiej. Wejdźcie - zaproponowałam Hinacie, która grzecznie czekała na pozwolenie.
- W co się bierzesz na dzisiejszą imprezę? - Zapytała nagle. Momentalnie zrzedła mi mina,
- Nie mam ochoty na zabawę - mruknęłam cicho pocierając ramię w geście zdenerwowania. Yamanaka mi nie daruje.
- Prosimy, zgódź się. Będzie Tenten, Choji, Sai, Shikamaru, Neji, Lee, Kankuro, Temari, Kakashi, Shino, Shuzine, Kiba. Naruto zaprosił nawet Tsunade i Gaare - skończyła Hinata.
- Tak, i będzie też sa-ke! - Melodyjne za sylabizowała Ino.
- Niech będzie - uśmiechnęłam się sztucznie. Z tą blond diablicą w sprawach towarzyskich przegrywam z kretesem. Przynajmniej zaleje się w trupa. Odciągnę się od kłopotów. Skarciłam się w myślach za ten idiotyczny, a jednocześnie nie najgorszy pomysł.  Usłyszałam śmiech Ino.
- Choć, robimy cię na ślicznotkę! - O nie! Tylko nie to, pomyślałam. Niestety, nie miałam wyjścia.
***
Przy domu Uzumakiego było słychać muzykę. Szłam w tamtą stronę sama. Dziewczyny kazały ubrać mi się w krótką, gładką czerwoną sukienkę bez ramiączek. Do tego nałożyłam czarne szpilki, które również wciśnięto mi siłą. Naprawdę nie miałam ochoty na zabawę. Hinata prawie godzinę męczyła się z moimi włosami. W efekcie wyszedł jej nieschludny koczek, a kilka pasem opadało mi na twarz. Ino zabawiła się w kosmetyczkę. Może to i dobrze, bo sama nigdy nie posługiwałam się zbyt dobrze kosmetykami. Miałam delikatny makijaż. Dzięki temu będę dziś jak Kopciuszek. Wejdę piękna, wyjdę pijana. Przynajmniej zapomnę o swoich problemach. Nagle poczułam obcą czakrę. To, że jest impreza nie znaczy, że mogę stracić czujność. Zerknęłam w stronę gwiazd po czym zamknęłam oczy.
- Itachi - szepnęłam. Poczułam szarpnięcie w górę. - Uprowadzenie? - Zaśmiałam się czując na ramieniu oddech czarnowłosego shinobi.
- Nie, chcę tylko pogadać. Ślicznie wyglądasz - powiedział. Zatrzymaliśmy się na gałęziach jednego z drzew. Była pełnia. Wiatr lekko muskał moją twarz. Pomyślałam nad irracjonalnością tej chwili.
- Zastanowiłaś się? - Patrzył w niebo. Wzięłam głęboki oddech.
- Nie wiem, to takie trudne. Chociaż po ostatnim incydencie ludzie i tak patrzą na mnie jak na jedną z was. Dlaczego aż tak ci zależy? Nie sądzę, że tylko z polecenia Paina. Twój charakter nie pasuje do zabójcy własnej rodziny - podsumowałam swoją wypowiedź pytaniem.
- Chcę być blisko ciebie - popatrzył na mnie. - Z tobą mogę porozmawiać, pokazać tego Itachiego, który kochał rodzinę. Tylko Trzeci i ty wiesz jak było na prawdę - uśmiechnął się. Zaskoczył mnie szczerością. Patrząc na niego w dalszym ciągu zastanawiałam się jak to możliwe, że tak dobremu człowiekowi przytrafiło się tak wiele złych rzeczy. Przysunęłam się bliżej niego, a on objął mnie ramieniem. Patrzyłam w księżyc. Niby znamy się tak krótko, ale rozumiemy się nawzajem i potrzebujemy się. Po kilku minutach powiedziałam.
- Przyjdź za trzy dni w to samo miejsce, a dam ci odpowiedź.
Chciałam zaskoczyć z drzewa, ale poczułam, że złapał mnie w tali. Popatrzyłam mu w oczy.
- Mówiąc to wszystko nie myślałem tylko o przyjaźni - szepnął. Bez dłuższego zastanowienia pocałował mnie. Byłam w szoku. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Jego usta aż prosiły, aby oddawać pocałunki. Nie byłam mu dłużna. Wplątałam jedną rękę w jego długie włosy. Przyciągnął mnie jak najbliżej siebie. Wszystko trwało pięknie, póki w moje myśli nie wdarł się Sasuke. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, ale po chwili przypomniało mi się jak zimny i wredny był dla mnie. Niestety Itachi przerwał pocałunek. Uśmiechnął się i wycofał w ciemność lasu. Zaskoczyłam z drzewa i udałam się modnie spóźniona na przyjęcie Naruto. Nie wiedziałam, że cały czas ktoś mnie obserwował.
***
Impreza już dawno się rozkręciła. Wypiłam już trzy butelki sake. Prawdopodobnie gdybym próbowała wstać poległabym na falstarcie. Niedawno przyszła Tsunade. Nie było tylko Jiraiy. Moim zdaniem było to trochę dziwne. On i sake oraz pijane dziewczyny było prostym równaniem. Jednak po chwili przyszedł. Skierował się w stronę Tsunade. Przez chwilę rozmawiali. Po chwili ich wzrok skierował się na mnie. Podeszli do mnie. Wzrok Tsunade zabiłby w tej chwili każdego.
- Dorwałem go przy północnej bramie - powiedział spokojnie. Wytrzeszczyłam oczy. W jednym momencie otrzeźwiałam.
- Gdzie on jest!? - Krzyknęłam. Nic nie powiedział. - Gadaj! - Ponownie podniosłam głos. Serce waliło mi jak szalone. 
- Dlaczego ci tak zależy? On jest z Akatsuki! - Powiedziała stanowczo Tsunade.
- Bo się z nim lizała - szepnął ten zbok. Uderzyłam go w twarz tak , że przeleciał się przez pokój. Na szczęście było tu takie zamieszanie, że nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Skierowałam się na taras, a tuż za mną Hokage i właściciel domu.
- Że co? - Krzyknęła Tsunade. Zaczęłam płakać. Tak po prostu.
- Powiedz mi gdzie on jest. Proszę!
- Dlaczego?
- Chcę mu pomóc. Wy nic nie wiecie, on bardzo kochał swój klan. Zniszczył go, bo Danzo mu kazał. Nie potrafił jednak zabić swojego brata - mówiłam przez łzy.
- Jestem tutaj - stał oparty o barierkę balkonu. Był cały poraniony. Z jego barku wystawał kunai. Miał uszkodzoną tętnicę udową. Dziwiłam się, że jeszcze żyje. Normalny człowiek już dawno by się wykrwawił. Zaczął osuwać się na ziemię.
- Szanowna pani medic ninja może byś pomogła? - Uśmiechnął się. Pobiegłam do niego i zaczęłam leczyć go zaczynając od tej tętnicy.
- Żeby taki geniusz dał się tak pobić - odgryzłam mu się. Widząc go od razu poprawił mi się humor i potrafiłam opanować nerwy. Po kilku minutach stanął na nogi. Popatrzyłam się mu w oczy. Pochylił się nade mną.
- Dziękuję - szepnął i przejechał po moim policzku ustami. Ktoś odchrząknął.
- Jiraiya-sama, nie mów mi, że ty mu to zrobiłeś. Oboje stosujecie walkę jako ostatni argument - stwierdziłam.
- Zgadza się. Był tam... - zrobił pauzę i zerknął na Uchihę.
- Sasuke - dokończył na wydechu Itachi.
- Dlaczego on znowu chce mi wszystko zniszczyć?! - Momentalnie byłam wkurzona. - Czy ten gad jest tutaj jeszcze? - Próbowałam udawać spokojną.
- Pewnie już zwiał - odpowiedział Jiraiya.
- To ma szczęście - podsumowałam rozluźniając pięści. W tej chwili między naszą czwórką zapanowała grobowa cisza. Patrzyłam wtedy na Itachiego. Zastanawiałam się co ja właściwie robię. Ja go nie kocham, choć go potrzebuje. Nie wiedziałam co robić. Jest przystojny, inteligentny. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Piątej.
- Itachi, nie możesz zostać w wiosce - powiedziała pocierając skronie ze zmęczenia.
- Wiem, wiele rzeczy mi na to nie pozwala - odpowiedział.
- Jednak dalej nie rozumiem o co chodzi z tą sprawą twojego klanu - zaczęła zakładając ramię na ramię.
- Wtedy klan Uchiha był zły, że został odsunięty od władzy. Chcieli się zemścić. Byli tacy, którzy tego nie popierali - w klanie jak i na zewnątrz. W wieku trzynastu lat zostałem przywódcą ANBU. Danzo miał wtedy za dużo władzy. Kazał mi wypełnić misję. Aby uniknąć wystąpienia klanu Uchiha, któremu zazdrościł mocy chciał ich zniszczyć. Wybrał mnie. Trzeci do ostatniej chwili próbował znaleźć inny sposób, ale Danzo zdecydował. Musiałem zabić klan i stać się missing-ninja. Przed odejściem z wioski prosiłem Sarutobiego, aby chronił Sasuke. Chciałem, żeby wiódł w wiosce normalne życie, aby mnie nienawidził i zabił. Niestety Orochimaru wsadził swój nos tam gdzie nie trzeba i wszystko mi popsuł. Ja wstąpiłem do Akatsuki i tam spokojnie obserwowałem rozwój sytuacji - zakończył swoją historię. Powiedział to tak płynnie, bez najmniejszego zająknięcia, że byłam zdziwiona. - Jeśli tylko mogę coś zrobić dla wioski proszę mówić - dodał i spojrzał na widok za mną, gdzie rozprzestrzeniała się góra Hokage.
- Możesz być szpiegiem. To by ułatwiło sprawę - Piąta zastanawiała się na głos.
- Zrobię wszystko, ale muszę już wracać. Przywódca mnie zabije - uśmiechnął się przepraszająco.
- Rozumiem. Mam teraz dużo do zrobienia. Wy się dalej bawcie. Wszystko czego się tutaj dowiedzieliśmy ma nie zobaczyć światła dziennego, bo pozabijam - wyszła zabierając dwie butelki sake. Drugi z sanninów też się ulotnił zostawiając mnie, Itachiego i Naruto samych. Obecność blondyna nie przeszkadzała mi zbytnio, więc śmiało zwróciłam się do użytkownika Sharingana.
- Więc idziesz? - Zapytałam głupio.
- Tak. Co do nas to... - zaczął.
- Możemy spróbować - powiedziałam i pocałowałam go krótko.
- Julio, puść już swojego Romea - ktoś się zaśmiał. Głupi Naruto. Udałam się w stronę łazienki. Chciałam umyć ręce po moim leczeniu. Gdy weszłam do środka zauważyłam Temari i...Shikamaru?! W dwuznacznej pozycji. Cicho oddaliłam się. Wychodząc na korytarz zdezorientowana zderzyłam się z Ino.
- Czy wiesz, że w łazience obściskują się Shika i Temari? - Zapytałam patrząc pusto w punkt za jej plecami.
- Serio!? Mówił, że ona jest zbyt kłopotliwa - uśmiechnęła się, ale nie do mnie. Odwróciłam się. Sai!? Popatrzyłam na nią, a ona ruszyła tylko ramionami i wyminęła mnie, aby udać się do chłopaka. Ten wieczór jest coraz dziwniejszy. Dopiero do mnie doszło, że mam chłopaka-przestępcę. Tak, zdecydowanie najdziwniejszy dzień w całym moim życiu.

Rozdział 2

Od mojej rozmowy z Hinatą minęło pięć dni, ale ile w ciągu tych pięciu dni się działo! Naruto bez problemu zdał test na chunnina bawiąc się z tymi dzieciakami. Jednak cieszył się jak głupi, ponieważ wreszcie udało mu się w spokój zaliczyć. Z tej radości zaprosił Hinatę na randkę. Rychło w czas. Jiraiya-sama wyszedł już ze szpitala. Ma tylko podbite oko. Za to Tsunade zamiast wyładowywać złość na nim wybrała sobie za cel meble w swoim gabinecie. W ciągu pięciu dni trzeba było wymieniać cztery razy drzwi, pięć razy biurko, a o oknach już nie wspomnę. Ogólnie mamy bardzo interesującą wioskę. Szłam właśnie z Naruto, który niósł nowe drzwi do pokoju Piątej. Gadał jak najęty:
- Sakura, myślisz, że to dobry pomysł? - Usłyszałam po chwili. Odpłynęłam dając promieniom zachodzącego słońca łaskotać mnie po twarzy.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. Możesz powtórzyć? - Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Chce ze Zboczonym Pustelnikiem opuścić na trochę wioskę. Mamy parę nie załatwionych spraw. Na miesiąc, może dwa - wyjaśnił zakładając ręce za głowę w charakterystycznym dla niego geście. Milczałam przez chwilę trawiąc jego słowa. 
- Na pewno w wiosce będzie nudniej - wystawiam język nabijając się z niego. W duchu zrobiło mi się trochę smutno. Po chwili byliśmy u Hokage. Uzumaki naprawił po raz kolejny drzwi i byliśmy wolni. Zbliżała się noc. Po krótkim spacerze pożegnałam się z Naruto i udałam się do swojego domu. Gdy tylko dotarłam na miejsce skorzystałam z łazienki, aby odbyć wieczorną toaletę. Przypomniało mi się, że od wizyty Suigetsu nie pojawił się nikt z Hebi, ale co dziwniejsze z Akatsuki też nie. Minął prawie tydzień, a nie uwierzę, że którakolwiek z grup odpuściła sobie. Czyżby pracowali razem? Szybko odrzuciłam ten pomysł. Itachi i Sasuke w jednej organizacji? To niedorzeczne. Z moich rozmyślań wyrwało mnie przerażenie. Gdy weszłam do swojego pokoju nie byłam sama. Na parapecie przy oknie siedział kruczowłosy mężczyzna. W ręku trzymał zdjęcie Teamu 7:
- Sasuke - szepnęłam zakrywając ręką usta. Odwrócił wzrok. Zmienił się, zamiast dziecka stał przede mną cholernie przystojny chłopak. Jedynie dalej miał te same czarne włosy i chłodne spojrzenie.
- Wypiękniałaś - podszedł do mnie i pogładził ręką mój policzek, a mnie zamurowało słysząc tak tandetny tekst. Mimo to poczułam falę ciepła. Byłam owinięta w ręcznik, który przyklejał się do wilgotnego ciała, a włosy opadły mi kaskadą na plecy.
- Przestań. Tak mnie nie przekonasz - mruknęłam pod nosem. Strąciłam jego rękę. Próbowałam zachować równomierny oddech.
- Czyżbyś nie była już tą małą Sakurą zakochaną we mnie na zabój? - Uśmiechnął się szyderczo. Już wiedziałam, że z zachowania nie zmienił się ani o jotę. Zaśmiałam się z jego głupoty.
- Jak widać - oddaliłam się na bezpieczną odległość.
- Dołącz do nas - powiedział oglądając moje rzeczy stojące na szafkach. Popatrzyłam przez okno. Słońce było coraz wyżej. Nie zauważyłam jak szybko minęła noc - w zupełnym milczeniu. Wybrałam ubrania, które chciałam nałożyć i skierowałam się do łazienki. Po chwili byłam gotowa.
- A jeśli nie chcę dołączyć do Hebi tylko do Akatsuki? - Zapytałam wprost przerywając milczenie.
- Dlaczego? - Zdziwiłam go. 
- Twój brat mnie rozumie... - nie dokończyłam widząc złość na jego twarzy. 
- Zdajesz sobie sprawę, że kazali mu zdobyć twoje zaufanie? - Zapytał mimo wszystko spokojnie.
- Tak, ale jednak on próbował ze mną rozmawiać, a ty w ciągu całej nocy powiedziałeś zaledwie kilka zdań. Zresztą nie będę ci się tłumaczyć - fuknęłam zła. W tym momencie nabrałam cholernie dużo pewności siebie.
- Masz celność mówić takie rzeczy na głos. W każdej chwili możesz być martwa - uśmiechnął się.
- Jednak nadal żyje. To ty martw się raczej o swoje życie - odwróciłam się grożąc mu chociaż zdawałam sobie sprawę, że w bezpośrednim pojedynku to on wyszedłby zwycięsko. Usłyszałam ciche 'baka'*. Oczywiście przypomniał mi o jego słabości, czyli przecenieniu swoich możliwości oraz złej ocenie przeciwnika. Nie wiem jak ani dlaczego, ale po prostu uderzyłam go tak mocno, że wyleciał na ulicę przed domem robiąc sporą dziurę w ścianie. Na moje nieszczęście na ulicy było już kilkanaście osób. Zaklęłam w myślach. Dlaczego muszę mieszkać przy głównej ulicy Konohy?! Z moich ust wyszła wiązanka niezbyt kulturalnych epitetów opisujących na moją własną głupotę. Wyskoczyłam z domu przez otwór w ścianie. Do apogeum złości dołączyłam przekleństwo własnej siły fizycznej. Zaczęłam rozglądać się za Sasuke. Po chwili poczułam stal na szyi. Na dachu sąsiedniego budynku zauważyłam Suigetsu, Jugo i Karin.
- Świetnie! - Krzyknęłam wściekła. - Jeszcze tylko nie było tu Akatsuki - odrzekłam spokojniej. Oczywiście, powiadają, że nie warto kusić losu. Zobaczyłam zbliżające się osoby w czarnych płaszczach z czerwonymi chmurami. Był to Itachi i Konan. Miałam ochotę podejść do najbliższego muru i walić w niego głową. Może być jeszcze gorzej!?, klęłam na wszystkich Kage w myślach. Oczywiście wtedy z drugiej strony ulicy zauważyłam zbliżających się ninja wioski, na czele z - o ironio losu - Tsunade. Nikt nie odważył się odezwać. Ani ja, ani Hebi, Akatsuki, Tsunade czy cywile:
- Sasuke, zostaw ją - rozkazał Itachi, który pojawił się tu znikąd. 
- Pójdzie z Hebi - uśmiechnął się Sasuke patrząc na mnie.
- W Akatsuki też jest potrzebna - powiedział spokojnie starszy z braci Uchiha. Sasuke, który stał za mną stracił na chwilę czujność. To moja okazja. Uderzyłam go w brzuch na tyle mocno, że odleciał w tył.
- Z nikim nie idę! Zostawcie mnie w spokoju! - Krzyknęłam. W moich oczach zaszkliły się łzy. Miałam tego serdecznie dość. Nie jestem przedmiotem, żeby się o mnie kłócić.
- Itachi, jesteś taki sam jak reszta tych idiotów. Powiedz Painowi, że wam nie pomogę - zwróciłam się w stronę Sasuke. - A ty jesteś jeszcze gorszy! Co oni z tobą zrobili? Nie jesteś wart przyjaźni Naruto. Jesteś potworem - chciałam go spoliczkować, ale zatrzymał moją rękę. 
- Jeszcze to odszczekasz - warknął. - Suigetsu, Jugo, Karin idziemy! - Wydał rozkaz.
- Hai. - Rozproszyli się.
- My także idziemy. Sakura pamiętaj o naszej umowie. Możesz zmienić zdanie kiedy chcesz - zniknął. Patrzyłam się pusto w ziemię. Ręce bolały mnie już od zaciskania ich w pięści. Po chwili poczułam, że nie mam sił stać. Upadłam na kolana i choć chciało mi się krzyczeć z mojego gardła nie wydobył się ani jeden dźwięk. Dlaczego?!  Byłam niesamowicie zdenerwowana. Ten świat jest nie sprawiedliwy. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Wtuliłam się w Tsunade jak małe dziecko. Poczułam zbliżającą się ciemność. Nie czułam już nic.

* baka - z jap. - głupi.

Rozdział 1

Drogi pamiętniku!
Moje życie przepełnione jest monotonią codzienność. Odkąd wrócił Naruto jest trochę lepiej. Już na chwilę po powrocie do wioski zdenerwował mnie. Skończyło się to na jego tygodniowym pobycie w szpitalu. Nie mogę uwierzyć, że minął już drugi miesiąc od jego przybycia. W tym czasie mieliśmy razem test sprawnościowy. Jego trening z Jiraiyą przyniósł wielkie efekty. Niestety, aktualnie Ero-sannin leży w szpitalu z połamanymi żebrami i poważnie uszkodzonym układem krwionośnych. Zawdzięcza to Tsunade, która świetnie poradziła sobie z podglądaczem. Tylko nie musiała się drzeć na całą wioskę...
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.

...Po za tym jestem razem z Naruto bardzo ceniona w Sunie odkąd uratowaliśmy Gaarę z rąk Akatsuki. Ja jako najlepsza medic ninja! Ba, nawet lepsza od Piątej! W życiu sobie nie wyobrażałam, że osiągnę taki tytuł. Niestety to niesie ze sobą także kłopoty.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Siedziałam przy otwartym oknie w swoim pokoju. Odłożyłam fioletowy zeszyt obok siebie. Patrzyłam na księżyc, który powoli ginął za horyzontem. Poczułam silny powiew wiatru, a chwilę później zimnym metal na karku:
- Hebi czy Akatsuki? - Zaśmiałam się. - Oczywiście żartuję. Z moich obliczeń teraz powinien być tu Suigetsu. - Powiedziałam pewna siebie. Usłyszałam cichy rechot. Odwróciłam się:
- Jak ty to robisz? - Zapytał się i usiadł na parapecie.
- Mam mózg? - Rzuciłam czysto ironicznie.
- Dlaczego jesteś taka pewna, wygadana? Przecież mogę cię zabić, a ty żartujesz? - Syknął pod nosem i znowu zaczął krążyć po moim pokoju oglądając wszystko dookoła.
- Nie zabijesz mnie, bo to ja zabiję ciebie - odpowiedziałam spokojnie.
- Jesteś tylko medic-ninja. Nic mi nie zrobisz - odszczekał.
- Nie bez powodu nazywają mnie kopią Tsunade-sama - w jednej chwili złapałam go za rękę, sprawnym ruchem przeskoczyłam nad nim i stanęłam za jego plecami:
- Jeśli chcesz, abym do was dołączyła to powiedź Sasuke, żeby sam się do mnie pofatygował. Akatsuki ma lepsze sposoby, aby mnie przekonać. Szczególnie Itachi - szepnęłam zmysłowo i przejechałam ustami po jego karku. Poczułam dreszcze. Po chwili już go nie było. Odczułam ulgę, że dzisiejsze rewelacje mam już z głowy. Nie byłam zdziwiona. Wizyty Hebi i Akatsuki zaczęły się po tym jak zabiłam Sasoriego. Obie organizacje przestępcze usilnie wykazywały chęć posiadania moich umiejętności medycznych. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał szóstą dwadzieścia. Udałam się pod prysznic. Pół godziny później byłam gotowa do spełniania zachcianek Piątej. Wyszłam z domu. Wioska powoli budziła się do życia. Nagle usłyszałam wołanie:
- Sakura-chan! Poczekaj! - W oddali zauważyłam biegnącego w moją stronę blondyna. Po chwili był koło mnie:
- Co za święto, że ty już na nogach? - Zapytałam wesoło.
- Zapomniałaś? Dziś mam egzamin na chunina. Może tym razem dadzą mi go zliczyć - gadał jak najęty. Pozytywna energia biła od niego na kilometr. 
- A część pisemna? - Zapytałam, choć mój wzrok skupił się na siedzibie głowy wioski, który stał w oddali za nim.
- Sama ustalałaś z babunią, że tym razem dacie sobie z tym spokój - popatrzył na mnie podejrzliwie. - Sakura, wszystko w porządku? - Zapytał łapiąc mnie za ramię.
- Hai, hai. Ostatnio nie śpię zbyt dobrze. Przepraszam, ale muszę iść porozmawiać z Hinatą - już mnie nie było. W końcu nie wytrzymam. Muszę komuś powiedzieć o Akatsuki i Hebi. I nigdy nie pomyślała, że będzie to Hinata. Stała mi się bardzo bliską przyjaciółką. Po chwili zobaczyłam ją krzątającą się po swoim pokoju. Jednym krokiem skoczyłam na parapet przy oknie. Hinata nawet się nie przestraszyła. Była przyzwyczajona do mojego nagłego pojawiania się znikąd:
- Ohayo Sakura - powiedziała cicho.
- Masz wolną chwilę? - Zapytałam zeskakując na podłogę jej pokoju.
- Oczywiście. Co jest grane? - Usiadła wygodniej.
- Czy ja ostatnio zachowuję się...ee...inaczej? - Zastanawiałam się na głos.
- Szczerze to tak. Zniknęła gdzieś twoja radość z życia. Jesteś nieostrożna i rozkojarzona. I wyglądasz gorzej. Masz worki pod oczami - Rzuciła bez owijania w bawełnę. Ruchem ręki przerwałam jej.
- Wiem, że się o mnie martwisz i nie wiesz jak mi pomóc... - zatrzymałam się nie wiedząc co powiedzieć.
- Tak, martwię. Powiesz mi o co chodzi? - Zapytała pewniej.
- Właśnie jestem w tej sprawie. Obiecaj mi, że nikomu nie powiesz. Szczególnie Tsunade-sama - szepnęłam lekko przestraszona. Zaczęłam jej opowiadać. Kilkanaście minut później skończyłam wyjawiać swój sekret.
- Wiesz, dlaczego powiedziałam ci to wszystko? - Popatrzyłam jej w oczy. Kiwnęła głową czekając na odpowiedź. - Ponieważ ostatnio przyłapałam się na tym, że rozważam dołączenie do którejś z organizacji. Czuję, że jeśli teraz przyjdzie do mnie Sasuke to zgodzę się na opuszczenie wioski razem z nim. Z drugiej strony bardzo chętnie dołączyłabym do Akatsuki. Itachi to chłopak, który mnie rozumie. Nie raz spędziliśmy całe noce na rozmowach - uśmiechnęłam się. - I uwierz, że mam świadomość, że to właśnie kazali mu zrobić. Zdobyć moje zaufanie - zaczęłam myśleć nad tym czy powiedziałam to na głos.
- Sakura, tu chodzi o twoje życie. Gdyby Piąta się dowiedziała, byłoby źle. Nie podważę twojej decyzji, ale dziewczyno! Wiesz co ryzykujesz?! Zastanów się dwa razy zanim coś zrobisz. Jeśli wstąpisz do Akatsuki to nie będzie odwrotu - powiedziała i zagroziła mi palcem jak matka ostrzegająca swoje dzieci. - Jednak jeśli zdecydujesz się opuścić wioskę to powiedz mi o tym, bo tęskniłabym - uśmiechnęła się słabo.
-Arigato, Hinata - przytuliłam ją. Nieważne jaką decyzję podejmę, ona i tak będzie mnie wspierać. Uśmiechnęłam się w duchu. Nagle usłyszałam hałas. Wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam dym unoszący się z nad szpitala. Spojrzałam na Hinatę, która tarzała się po podłodze ze śmiechu. Biedny Jiraiya, pomyślałam i udałam się ratować go z rąk mojej Mistrzyni zostawiając na chwilę własne problemy.

Prolog

Pewien blondyn przekroczył bramę wioski. Tuż za nim podążał jego mistrz. Szesnastolatek wrócił do swojej ukochanej wioski. W końcu był w domu. W tym samym czasie pewna młoda kunoichi szła do głównej bramy odebrać raport przybyłych. Kiedy różowo-włosa dotarła na miejsce jeden z pracujących tam ninja popatrzył na nią i powiedział jeden wyraz: "wrócili". W mgnieniu oka już jej nie było. Zapomniała o raporcie, obowiązkach. Teraz pragnęła zobaczyć się ze swoim przyjacielem. Pobiegła w stronę siedziby Hokage. Po drodze, na jednym z dachów zauważyła postać w pomarańczowym kostiumie. Na dole stał mężczyzna o siwych włosach:
- Jiraiya-sama! - Krzyknęła wesoło.
- Witaj Sakura - odpowiedział spokojnie. Nim zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie usłyszała zza pleców:
- Sakura, brakowało mi ciebie. - Uśmiechnął się.
-Naruto, witaj w domu. - Szepnęła i przytuliła niebieskookiego.


***
Witam! Jak widać powyżej oto najkrótszy prolog jaki kiedykolwiek stworzyłam. Wkrótce pojawią się zakładki z bohaterami, o autorze i linki. Na wstępie podam jakikolwiek kontakt ze mną - moje gg: 3335124.
XoXo
Smyczek