2 sie 2014

Rozdział 18

No rozdziału to się nie spodziewaliście.
Kiedyś musiało to nastąpić.



Plan Tsunade był całkiem niezły. Mam nadzieję, że inni Kage pójdą na taki układ.
- Shikamaru, dopilnuj osobiście, aby listy zostały wysłane jak najszybciej - oznajmiła zakańczając konwersację. Kiwnął głową i wyszedł. Oparłem się o parapet delektując się widokiem za oknem. Mimo, że przebywałem w towarzystwie głowy wioski czułem się nad wyraz luźno. Nie czułem zbytniej powagi. Jednak martwiła mnie nadchodząca bitwa. 
- Hokage-sama, myślisz, że władcy się zgodzą? - Zapytałem wątpiąc w powodzenie pomysłu. Możliwe, że byłem starej daty i jako osoba biorąca udział w Wielkiej Wojnie Shinobi nie mogę pojąć, że ci sami dowódcy, którzy doprowadzili do jej wybuchu mieliby teraz pomóc nam w naszym wewnętrznym konflikcie. - Mam taką nadzieję. Raikage może okazać się pomocny ze względu na jego młodszego brata, który jest jinchuuriki. Przyjaźnią się z Naruto - uśmiechnęła się masując ręce. Wtedy wszystko zrozumiałem.
- Naruto, co? On naprawdę zmienia system władz - mruknąłem patrząc przez okno. 
- Dlatego uważam, że inni Kage rozważą tą prośbę, w końcu wszystkim przeszkadza Akatsuki - dodała władczym tonem. Kiwnąłem głową potwierdzając. Sam mam ochotę dorwać Paina, któremu muszę się odwdzięczyć za naszą ostatnią walkę, do której nota bene się nie przyłożyłem. I oczywiście jest jeszcze Hidan, któremu powyrywam ręce, które próbowały dobrać się do Sakury. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Gdy chciałem wyjść z gabinetu usłyszałem niewielki wybuch w oddali. Momentalnie zerknąłem na Tsunade.
- Spokojnie, Naruto mnie ostrzegał, że idzie potrenować - machnęła ręką. Tak, bo wybuchy, które słychać na drugim końcu wioski są normalne. Zaśmiałem się. Kłaniając się delikatnie z grzeczności Piątej, wyszedłem z pokoju. Wtedy usłyszałem kolejny wybuch, trochę głośniejszy. Pewnie zignorowałbym to, ale wyczuwałem, że coś się dzieje. Szybko zdecydowałem, że wrócę do gabinetu Hokage. Jego duże okna pozwalają rozejrzeć się po okolicy. Wtargnąłem do pomieszczenia bez przejęcia. Kobieta wypatrywała czegoś szczególnego na horyzoncie.
- Coś jest nie tak - mruknęła w pełni skupiona, wiedząc, że znowu pojawiłem się w jej skromnych progach. Położyła ręce na parapecie. Na jej magiczne skinięcie dłoni w zasięgu mojego wzroku znalazł się kapitan jednostek ANBU.
- W tej chwili rozdzielić jednostki i przepatrolować każdy centymetr wioski, jeśli coś znajdziecie natychmiast mnie powiadomić. I wezwać do mnie któregoś Nare - władczo wydała rozkazy nie odrywając się od szyby. Wtedy zauważyłem dym.
- Tsunade-sama, wschodnia brama - zakomunikowałem starając się zachować spokój. Dlaczego dzisiaj Sakura musiała powłóczyć się na trening? Wspominała co prawda coś o Naruto, ale i tak się martwiłem. Wtedy zmaterializował się przede mną niejaki Sai. Coraz bardziej poznaję ludzi z wioski i co ważniejsze - ich imiona.
- Godaime, potwierdzam atak Akatsuki - powiedział na wydechu. Cholera, nie teraz! Przecież to oczywiste, że Tobi-Madara-Obito będzie chciał dorwać Sakurę za wtargnięcie w szeregi Brzasku. Gdy chciałem wybiec z pomieszczenia zostałem zatrzymany.
- Uchiha! Opanuj się - uspokajała mnie Tsunade. Chciałem strzepnąć jej rękę i najchętniej odwarknąć, ale spasowałem. - Sakura jest także dla mnie ważna, ale jest też shinobi - powiedziała i machnęła na mnie i chłopaka, abyśmy szli za nią. Znaleźliśmy się na dachu budynku. Stąd rzeczywiście lepiej kontrolować sytuację.
- Mimo to i tak mam złe przeczucia - mruknąłem. Kobieta westchnęła. Koło niej pojawił się, prawdopodobnie jej osobisty oddział skrytobójców.
- Ewakuacja wioski, poziom czwarty. Wykonać natychmiast! - Dwoje ludzi z sześcioosobowego oddziału zniknęło. Hokage skierowała swój wzrok na nas. - Idźcie i uważajcie - rzuciła i zajęła się swoimi obowiązkami. Zerknąłem na bruneta. Członek Teamu 7 wyjął z kieszonki pędzel i zwój i szybko coś namalował.
- Choju Giga- krzyknął. Moim oczom ukazał się atramentowy ptak. - Wskakuj - usłyszałem. Nie trzeba było mi powtarzać. Gdy tylko wzbiliśmy się w powietrze stwierdziłem, że to świetna technika. Łatwo było ogarnąć całą wioskę. Z kilku punktów widać było unoszący się dym. Dosłownie mogłem określić, w których miejscach sieją spustoszenie wrogowie po zawalających się jak zapałki budynkach. Shinobi czeka ciężka ewakuacja. Machnąłem ręką na miejsce pierwszego wybuchu. Sai kiwnął tylko głową. Nie czekając aż wylądujemy zeskoczyłem na najbliższy dach. Zauważyłem grupę Jonninów, w tym Kakashiego i Gai'a. Szybko znalazłem się przy nich.
- Itachi, wiesz co się dzieje? Podejrzewam, że to Akatsuki - zapytał Hatake na dzień dobry.
- Tak, Sai ich widział, atak zaczął się od bramy wschodniej - wyjaśniłem rozglądając się dookoła.
- Trzeba ewakuować ludzi - wtrącił Gai. Kiwnąłem głową. Użytkownik Sharingana zauważył moje roztargnienie. Nie mogę się za bardzo skoncentrować.
- Gdzie Sakura? - Zagadnął. Skierowałem wzrok na niego.
- Nie wiem. Rano wspomniała, że idzie potrenować z Naruto, ale mam złe przeczucia - mruknąłem. Usłyszeliśmy czyjś krzyk. Musiałem wziąć się w garść. Masa ludzi potrzebuje teraz naszej pomocy. Zacząłem szukać źródła hałasu. Wskoczyłem na budynek. Wtedy zauważyłem, że jakaś kobieta miała nieprzyjemność natknąć się na Hidana. Oprócz niego nie zauważyłem nikogo z Akatsuki, prawdopodobnie rozdzielili się. Chociaż i tak wiem, że pewnie kręci się gdzieś tutaj Kakuzu.
- Słońce, wiesz gdzie mogę znaleźć głupiego Uchihe? - Próbował się do niej dobrać. Dziewczyna spazmatycznie dusząc się od własnych łez chaotycznie kręciła głową. Nie mam się co ukrywać, muszę działać. Zeskoczyłem z dachu próbując go zaatakować, ale wyczuł mnie. Jednak osiągnąłem to co chciałem - kobieta była wolna.
- Uciekaj, już! - Krzyknąłem do niej uruchamiając Sharingana. Zaatakowałem masochistę taijutsu dzięki czemu uderzył o ścianę.
- Szukałeś mnie? - Zapytałem wściekły. Przypomniało mi się, że ten idiota próbował dobrać się do mojej dziewczyny. Pomogło mi to skupić się na zabiciu go.
- Miałem cię tylko zlokalizować - uśmiechnął się głupkowato. - Tobi ma dla ciebie prezent, zgaduj co? - Pokazał swój szaleńczy uśmiech. Starałem się go nie słuchać. Co ma być to będzie. Nie mogę się teraz dekoncentrować. Wziąłem głęboki oddech. Patrząc na niego groźnie nie bawiąc się zwykłym Sharinganem od razu uruchomiłem Mangekyou. Mój przeciwnik zdjął swoją kosę z pleców.
- Widzę, że bierzesz sprawę na poważnie - zachwycił się. - Zawsze chciałem z tobą walczyć - staną w pozycji gotowej do ataku. Postanowiłem wymusić na nim ruch. Użyłem zwykłego katona. Planowałem uwięzić go w Tsukuyomi. W czasie gdy Hidan uciekał przed ogniem ukryłem się na dachu budynku. Po kilku sekundach mogłem zauważyć, że poradził sobie z problemem. Rozglądał się dookoła szukając mnie wzrokiem. Perfekcyjnie. W szybkim tempie znalazłem się za nim i przygwoździłem go do ziemi. Widziałem w jego oczach zaskoczenie. Gdy tylko uzyskałem kontakt wzrokowy złapałem go w genjutsu. Teraz mam pole do popisu.
- Nie byłeś zbyt wymagającym przeciwnikiem - odparłem spokojnie.
- Mnie nie da się zabić - wykrzyczał z uśmiechem na twarzy. Kiwnąłem ręką, a on padł na kolana czując na sobie niesamowity ciężar. W moim wymiarze kontrolowałem wszystko i wszystkich.
- Ale jesteś pod moją wolą - warknąłem. Rozciągnąłem jego ciało za ręce w dwie, różne strony. Usłyszałem jego krzyk pomieszany ze śmiechem. Prawdopodobnie połamałem mu kości w ramionach.
- Mojej psychiki nie złamiesz. Marnujesz tylko chakrę Itachi - powiedział. Był na mnie wściekły za własną bezsilność. Jego oczy rzucały we mnie błyskawicami. Nigdy nie daję sprowokować się w walce, więc i on teraz tego nie osiągnie.
- Właśnie tu się mylisz. Sprawię byś nie dał rady zachować swojej poronionej świadomości - podszedłem do niego. - Wtedy porozdzielam twoje ciało na kilkanaście części i zakopie głęboko i tak słuch o tobie zaginie - złapałem go za szyję i zacząłem go przyduszać.
- Nie uda ci się to - próbował się wyszarpać. Uśmiechnąłem się.
- Najprzyjemniej będzie mi się odrywało twoje brudne łapy, które czepiają się tego czego nie powinny - dodałem z satysfakcją. Wtedy masochista zaczął się śmiać. Spojrzał mi prosto w oczy.
- Mówisz o swojej księżniczce? - Wysyczał niczym wąż. - Jak dobrze pamiętam ostatnio widziałem ją na rękach Tobiego, całkiem bezbronną dzięki odrobinie trucizny Sasoriego - uśmiechnął się. Zagotowało się we mnie od środka. Byłem wściekły, zrozpaczony i jednocześnie zaszokowany tym, że usłyszałem imię martwego lalkarza.
- Sasori? O czym ty do cholery gadasz? - Warknąłem. Zaśmiał się zduszonym głosem, ponieważ coraz mocniej zaciskałem dłoń na jego gardle.
- Edo Tensei, mówi ci to coś? - Wychrypiał kaszląc. Chciało mi się krzyczeć. Mogłem myśleć tylko o Sakurze. Puściłem tego śmiecia, który padł na kolana. I tak nie mógł się podnieść.
- Miłość zrobiła z ciebie słabeusza Itachi. Nawet jeśli pozbędziesz się mnie teraz to gdy zobaczysz śmierć tej pyskatej dziewuchy to przegrasz - powiedział i zaśmiał się. - Przegrasz Itachi przez miłość, choćbyś był nie wiem jak silny... - nie wytrzymałem i wyrwałem mu serce. Czułem jak po policzkach cieknął mi łzy zmieszane z krwią. Użycie Mangekyou już dawało mi się we znaki. Nie chciałem być bezsilny. Anulowałem technikę i tak jak oczekiwałem Hidan leżał nieprzytomny. Bez serca w piersi dalej zipał. Zauważyłem stojącego na dachu Kakashiego. Użyłem katona aby spalić żywcem masochistę po czym padłem na kolana. Byłem zmęczony po użyciu tego jutsu i jednocześnie zrozpaczony. Usłyszałem obok siebie świst.
- Wszystko w porządku? - Usłyszałem zmartwiony głos szarowłosego. Oddychałem ciężko. Uniosłem głowę i popatrzyłem na niego.
- Sakura jest w rękach Tobiego - wychrypiałem. Byłem wściekły. Usłyszałem kolejne odgłosy pojawienia się innych shinobi. Krzyknąłem na cały głos i uderzyłem pięściami o ziemię. Chciałem zrównać z ziemią wszystko dookoła.
- Itachi, ona żyje, więc weź się ogarnij i ją ratuj! - Powiedział stanowczo Hatake. Popatrzyłem na niego momentalnie.
- I po co? - Westchnąłem. Spojrzał na mnie jak na dziwaka.
- Jak to po co? Nie kochasz jej na tyle... - zaczął.
- Matkę i ojca też kochałem - powiedziałem spokojnie. - Kochałem całą swoją rodzinę - zacząłem się podnosić. - I co? Próbowałem ich ratować! Dla przypomnienia wszyscy gniją w ziemi dwa metry pod naszymi stopami. Wszyscy, których kochałem! - Wykrzyczałem mu prosto w twarz. Oprócz niego zauważyłem tu Naruto i formację Ino-Shika-Cho. Wtedy poczułem jak bardzo bolą mnie oczy. Ciekła z nich krew. Co z tego, że użyłem tylko jednego. Od bólu fizycznego jak i psychicznego zachwiałem się. Złapałem się za rękaw Kakashiego.
- Czy komukolwiek kiedyś pomogłem? - Wyszeptałem. Wlepiałem wzrok w moje buty.
- Tak, przypominam ci Itachi, że masz brata - usłyszałem głos blondyna za mną. - Więc weź ogarnij dupę i ratuj swoją dziewczynę, bo przysięgam, że tego pożałujesz - warknął Naruto. Cofnął się ode mnie o parę kroków i wszedł w tryb chakry Kyuubiego, który widziałem kilkanaście godzin wcześniej. Zamknął na chwilę oczy.
- Jest w okolicach południowej bramy z Obito - powiedział. Od razu odwróciłem się w tamtą stronę.
- Idziemy z tobą Itachi, dzięki niej ciągle żyjemy - usłyszałem głos Ino. Ta roztrzepana dziewczyna, która rano tak beztrosko się śmiała w naszej kuchni patrzyła na mnie z bólem, współczuciem i determinacją w oczach. Tuż za nią stał Nara i jak mniemam Akimichi. Kiwnąłem głową i zacząłem biec w wyznaczonym kierunku. Otrząsnąłem się z rozpaczy. Muszę zrobić wszystko co w mojej mocy, aby ratować moją przyszłość.
- Sakura ma wspaniałych przyjaciół - rzuciłem do nich gdy zrównali się ze mną.
- Nie jesteśmy tylko przyjaciółmi Sakury, ale też twoimi - usłyszałem zdecydowany głos blondynki. Uśmiechnąłem się w duchu. Mam szansę i nie mogę jej zmarnować.
*** 
Na szczęście Itachi nie wpadł w tak straszny dołek jak myślałem. Już miałem się ujawnić, ale oczywiście Naruto wszystko doprowadził do porządku. Mój brat uratował mnie, więc teraz to moja kolej, aby uratować jego. 
- Karin, sprawdź gdzie najbardziej potrzebują pomocy - powiedziałem spokojnie.
- Na razie wszędzie jest okej, a najsilniejszy przeciwnik jest przy południowej bramie, więc to prawdopodobnie Tobi - powiedziała trzymając ręce w pieczęci. 
- Byłabyś w stanie pomóc Sakurze w razie potrzeby? - Zapytałem zerkając na nią.
- Oczywiście, sam wiesz, że jestem dobrym medykiem - fuknęła lekko obrażona. Uśmiechnąłem się zażenowany jej irytacją. Wskazałem ręką kierunek, w którym chwilę wcześniej udał się mój brat. Hebi bez słowa ruszyli w tamtą stronę. Według moich poleceń mieliśmy się nie ujawniać do chwili krytycznej. Dzięki temu będziemy mieć element zaskoczenia. Sakura stała się cholernie ważna dla mojego brata. Jeśli ją straci, my stracimy jego, a bez niego Konoha pójdzie z dymem. Muszę mieć na nią oko.
***
Przed nami rozprzestrzeniał się pył i dym. Ciężko jest cokolwiek zobaczyć. Zauważyłam, że Uchiha używa cały czas Sharingana. Po chwili biegu zaczęła ukazywać się nam sylwetka. Zwolniliśmy tempo. Czułam jak wali mi serce. Bałam się jak cholera, ale moja ambicja, miłość do wioski i przyjaciół kazała mi tutaj być. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nagle chłopacy zatrzymali się. Uniosłam wzrok przed siebie. Przed nami stał Obito. Przełknęłam gulę w gardle.
- Itachi, nie kazałeś siebie szukać, jak miło - uśmiechnął się zuchwale.
- Gdzie jest Sakura?! - Uchiha warknął zachowując stoicki spokój. Czułam od niego bijący chłód i wrogość. Pewnie taki był przez większość kariery w Akatsuki. Nie spuszczałam wzroku z Madary. Zresztą to pierwszy raz gdy go widzę bez maski. Prawą część twarzy miał zdeformowaną, mimo to dalej można było powiedzieć, że był przystojny i potrafiłam określić jego wiek. Rzeczywiście pasował na rówieśnika Kakashiego-sensei. Mężczyzna zrobił trzy kroki do przodu.
- Kochana Haruno jest strzeżona przeze mnie - na dźwięk jego szorstkiego głosu przeszły mnie ciarki. Uruchomił Sharingana w swoim lewym oku, gdyż prawe było cały czas zamknięte. Itachi był zdenerwowany. Stałam dwa metry od niego, a potrafiłam to wyczuć. Ledwo wzmianka o Sakurze, a on natychmiast daje upust swoim emocjom. Na szczęście nie tylko ja to wyczułam, ponieważ Shikamaru położył dłoń na ramieniu kruczowłosego, aby go w miarę możliwości kontrolować.
- Skurwielu, nie baw się ze mną. Chcę tylko Sakurę, na ciebie ktoś czeka - usłyszałam. Wtedy ogarnął mnie śmiech naszego wroga. Jednak po chwili był całkowicie poważny.
- Hatake, wyłaź z ukrycia! Tobie przydzielili mnie do zabicia! - Krzyczał rozglądając się dookoła z uniesionymi rękoma. Tak jak myślałam Kakashi-sensei pobiegł za nami, więc Madara dostał to co chciał. Sensei przyglądał mu się. Pewnie targały nim jakieś emocje, lecz maska wszystko starannie ukrywała.
- Prosiłeś? Jestem - powiedział Kopiujący Ninja. - Obito, dlaczego... - nawet nie zdążył zacząć.
- Kakashi, nie szukaj we mnie swojego przyjaciela. Nie próbuj mnie nawrócić. Ze mną to nie wyjdzie - Starszy Uchiha patrzył prosto na Hatake. Nauczyciel westchnął ciężko i zdjął z oka opaskę ze znakiem Konohy ukazując swoje Kekkei Genkai. Wtedy obok Tobiego pojawił się Kakuzu. Nasz przeciwnik, drużyny dziesiątej.
- Ino, Shikamaru, Choji zajmiecie się Kakuzu. Moim zadaniem jest Tobi. Itachi... - przerwał patrząc na mnie.
- Nie, czekaj. Myślę, że uwięził Sakurę w swoim wymiarze, więc chwilowo bym ci pomógł - Itachi odezwał się protestując. Wtedy Obito zaatakował. Nie dał im czasu się naradzić.
- Mogę cię tam przenieść - krzyknął Hatake omijając ciosy taijutsu wroga. Chłopak Sakury chciał mu pomóc i zaatakować go, ale zgrabnie przygwoździł ich obu do ziemi.
- Zgoda - wyczytałam szept z ust brata Sasuke. Szybko otarł usta z piasku i razem z Kakashim podnieśli się z ziemi, lecz od razu musieli przejść do defensywy, chroniąc się przed ognistym atakiem Obito. Ten skurwiel nie chciał dopuścić Sensei'a do możliwości przeniesienia Uchihy do Sakury.
- Ino, odciągamy go stąd - usłyszałam obok siebie Shikamaru. Spojrzałam na Kakuzu, który stał gotowy na nasz atak.
- Teraz! - Krzyknęłam oddalając się od walki na Sharingany. Po kilku chwilach zniknęli nam z oczu, lecz nie miałam czasu martwić się o Sakurę, gdyż nasz przeciwnik właśnie zaczął nas atakować.
***
Otaczała nas gęsta para powstała z połączenia się ataków katon'u i suiton'u. Chciałem wykorzystać okazję będąc niewidocznym dla Obito. Zerknąłem na Hatake. Po chwili poczułem zawirowania w głowie i straciłem go z pola widzenia. Łatwo poszło. Nie spodziewałem się tego. Dziękując za nieuwagę Obito w mgnieniu oka znalazłem się w jego wymiarze. Rozejrzałem się. Dookoła było szaro i wszędzie były ogromne słupy, a raczej klocki. Na jednym z nich stałem. Mimo ponurej atmosfery, było tu dość jasno. Jednak nigdzie nie widziałem żywej duszy.
- Sakura! - Krzyknąłem oczekując na odpowiedź. Gdy powtórzyłem wezwanie dwa razy bez rezultatu zacząłem przemieszczać się przed siebie. W pewnym momencie zobaczyłem malutki punkt przed sobą. Gdy zaczął nabierać różowej barwy zacząłem biec ile miałem sił w nogach. Zwolniłem gdy znalazłem się kilka metrów przed siedzącą na ziemi dziewczyną. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Chciało mi się płakać ze szczęścia. Sakura musiała zauważyć, że nie jest sama i powoli podniosła głowę. Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, aby po chwili ustąpić uśmiechowi. Szybko podbiegłem do niej i dosłownie sunąłem na kolanach do jej ciała. Złapałem ją w ramiona i mocno do siebie przycisnąłem. Ogarnął mnie błogi spokój. Poczułem na szyi jej oddech.
- Gdybym była wstanie podniosłabym ręce i przycisnęła cię jeszcze bardziej do siebie - wyszeptała bardzo słabym głosem. Załkałem zduszonym głosem choć nie uroniłem ani jednej łzy i schowałem głowę w jej piersiach. Poczułem jak jej głowa opiera się o moją.
- Tak się bałem - powiedziałem półszeptem. - Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham - zacisnąłem dłonie na jej koszulce.
- Itachi, nigdy cię nie zostawię. Obiecałam ci to - poczułem jak jej kąciki ust unoszą się ku górze. Poluzowałem swój uścisk i odsunąłem się od niej. Z wielkim uśmiechem na ustach przyglądałem się jej buzi. Zauważyłem, że ledwo co unosi swoją głowę, więc złapałem jej twarz w ręce. Lekko musnąłem jej usta.
- Itachi, co tam się dzieje? - Spoważniała. Odsunąłem się od niej układając ją wygodnie na moich kolanach, żeby nie musiała niepotrzebnie się męczyć. Wyglądała jak po przebiegniętym maratonie. Ubrania były poszarpane i pobrudzone, włosy wystawały z gumki i gdzieniegdzie miała kołtuny. Była brudna na twarzy, nogach i rękach, ale nie zauważyłem żadnych ran.
- Akatsuki zaatakowało wioskę - mruknąłem szybko. Widziałem jak na jej twarzy pojawił się grymas.
- Musisz mi pomóc - chciała się podnieść, lecz jej nie pozwoliłem. - Mam praktycznie całą chakrę, więc jestem w stanie walczyć. Nie jestem też ranna - powiedziała z wielkim trudem. Zaczęła ciężko oddychać jak po podtopieniu. - Jedyny problem to niegroźna, ale bardzo upierdliwa trucizna w moim ciele - mruknęła, a ja jak na zawołanie uśmiechnąłem się wyczuwając w jej głosie nutkę irytacji.
- Co mogę zrobić? - Zapytałem głaszcząc ją po różowych włosach.
- Gdy tylko się stąd wydostaniemy musimy znaleźć się w moim gabinecie w szpitalu. Jest tam gotowe antidotum. Prawdopodobnie chwilowo była to pracownia Ino, ale jest to rzadko używana toksyna, więc odtrutka na pewno tam jest. Tylko gdy ją zaaplikuje... - przerwało jej kasłanie. - Będę jak nowonarodzona.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zabroniłem jej ręką.
- Rozumiem. Jak tylko się stąd wydostaniemy zabiorę cię do szpitala - stwierdziłem i rozejrzałem się. - Sakura, tylko obiecaj mi, że nie przesadzisz i nie znikniesz z mojego pola widzenia. Bez ciebie w takiej sytuacji trochę mi odwala - podrapałem się po głowie, będąc zażenowanym moim wcześniejszym atakiem desperacji. Poczułem jak ściska mi dłoń.
- Obiecuję ci - powiedziała, lecz od razu poczułem jak ktoś wyciąga nas z tego wymiaru. Obstawiam, że mimo wszytko to Tobi. Kakashi dopiero niedawno zaczął używać swojego Sahringana tak jak Obito. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy jak rozbudowaną moc daje mu Kamui. Po chwili klęczałem tuż obok zmęczonego Hatake. Jednak w moich ramionach nie było Sakury. Cholera. Rozejrzałem się dookoła.
- I co Kakashi? Zmęczony? - Odezwał się Madara trzymając w ramionach Sakurę. Lekko ją podduszał i w każdej chwili mógł skręcić jej kark. Zacisnąłem ręce ze złości. Chciałem podejść, ale zauważyłem, że w odpowiedzi na mój krok Tobi wyciągnął kunai grożąc nim Sakurze.
- Zostaw ją - krzyknąłem. Trzeba jakoś wymyślić sprawny atak. Na twarzy naszego wroga dało się zobaczyć chytry uśmiech. Wtedy zatrzęsła się ziemia. Zanim zorientowałem się co się dzieje leżałem na kolanach. Obok nas wybuchł potężny pożar. Mogłem wyraźnie wyczuć chakrę Kyuubiego. Dziękuję ci Naruto. Zły Uchiha zachwiał się i puścił różowowłosą, która bezwładnie upadła na ziemię. W mgnieniu oka zabrałem ją w ramiona. Uśmiechnąłem się zwycięsko. Zerknąłem na Kakashiego, który również nabrał dzięki temu sił do walki. Jednak nagle usłyszeliśmy śmiech Obito.
- Nie myślcie, że tym cokolwiek zmienicie. Niestety, przez to muszę zastosować plan B - machnął wysoko ręką. Dał komuś sygnał. Zacząłem się dookoła rozglądać, lecz nikogo nie zauważyłem w zgliszczach budynków. - Kakashi, mam przeciwnika w sam raz dla ciebie - uśmiechnął się wycofując. Wtedy na jego miejscu z ziemi zaczęła wyrastać trumna.
- Edo Tensei - szepnęła Sakura, ale ja i Kakashi doskonale ją usłyszeliśmy. Po chwili deska trumny opadła uderzając lekko o podłoże, a z niej wyszedł nie kto inny jak Czwarty. Cholera.
- Kakashi, przepraszam - powiedział spokojnie i natychmiast ruszył do ataku. Chciałem mu pomóc, ale musiałem zająć się Sakurą. Kiwnąłem głową do Hatake i zniknąłem. Nie uciekłbym przed Żółtym Błyskiem, więc zależało mi, żeby zajął się swoim byłym uczniem. Szybko biegłem w stronę szpitala. Dookoła słyszałem szczęk uderzanego metalu i odgłosy walk. Przy szpitalu znajdowały się tłumy. Mogłem to przewidzieć. W oddali zobaczyłem Ino i jej drużynę.
- Hej, pokonaliście braci Zoombie? - Zapytałem.
- Tak, trochę nam to zajęło - westchnęła ciężko blondynka. Nie miałem pojęcia jak długo siedziałem z nią w innym wymiarze. Zerknąłem na Sakurę.
- Gdzie jest jej gabinet. Potrzebuje któregoś z antidotum, które tam jest - powiedziałem szybko.
- Właśnie tam idę, muszę opatrzyć chłopaków i zająć się szpitalem - machnęła ręką każąc za sobą podążać. Biegliśmy korytarzami w miarę możliwości. Wszędzie było pełno rannych. Na podłodze siedzieli ludzie proszący o pomoc. Medycy urabiali się po łokcie, ale i tak panował tutaj chaos. Ktoś musi nad tym zapanować. Dotarliśmy do pokoju numer trzy. Gdy tylko znalazłem się w środku, położyłem dziewczynę na kozetce.
- Jak to wygląda? - Zapytałem nerwowo Sakury.
- Ino, podaj mi lek szósty - zignorowała mnie. Blondynka natychmiast złapała za małą fiolkę i uzupełniła nią strzykawkę. Następnie zaaplikowała ją przyjaciółce. Po kilku minutach dziewczyna wstała.
- Itachi, nie jesteś ranny? - Zaczęła dokładnie mi się przyglądać. Odetchnąłem z ulgą widząc ją w pełni sprawną.
- Nie, nic mi nie jest - odburknąłem szybko. Zerknęła na drużynę dziesiątą.
- Nie musisz mi pomagać - powiedziała Ino czując na sobie jej wzrok. - Zajmę się szpitalem, ty leć na pole bitwy, tam bardziej się przydasz.
- Uważajcie na siebie - uśmiechnęła się do przyjaciół, złapała mnie za rękę i szybko wybiegliśmy z gabinetu. Będąc tuż przed drzwiami budynku mignęła nam blond czupryna przed oczyma. Naruto za pomocą Hiraishin no Jutsu przeniósł następnych rannych. Dwie kobiety były w stanie samemu dojść do budynku. Chłopak odprowadził je wzrokiem i wtedy zauważył nas.
- Sakura, Itachi! Żyjecie! - Oznajmił nad wyraz entuzjastycznie.
- Nic ci nie jest? - Moja dziewczyna zaczęła mu się od razu dokładnie przyglądać jak przystało na medyka. Usłyszałem śmiech niebieskookiego. No tak, na niego nie ma mocnych. Uśmiechnąłem się.
- W porządku. Jakoś nie mogę sobie w tym całym bałaganie znaleźć zajęcia - podrapał się w głowę. Wtedy przypomniało mi się o Kakashim.
- Słyszałeś o Edo Tensei? - Pokiwał potwierdzająco głową z poważną miną. - Naruto, twój mistrz walczy z twoim ojcem - powiedziałem na jednym wydechu. Nie był jakoś zbytnio zdziwiony.
- Gdzie? - Jego twarz nie zdradzała emocji.
- W centrum - odparła Haruno. Uzumaki odwrócił się w tamtą stronę, lecz zanim ruszył dziewczyna złapała go za ramię.
- Uważaj. Błagam cię, uważaj! - Patrzyła hardo mu w oczy. Położył jej dłoń na głowie i pogłaskał ją po włosach po czym zniknął nam z oczu.
- To co ze sobą robimy? - Zapytałem wlepiając wzrok gdzie jeszcze przed chwilą stał blondyn.
- Obito gdzieś zwiał. I trzeba wykombinować kto kontroluje ożywieńców - powiedziała poważnie. Westchnąłem ciężko. Chciałbym w tej chwili dołączyć do niej na treningu, który zamieniłby się w błogie lenistwo. Leżelibyśmy na trawie i przyglądali się pięknemu niebu. Skradłbym jej pocałunek lub dwa. Zamknąłem oczy użalając się nad tą chwilą. Mam chyba pechowy dzień. Nie rozmyślając dalej nad tym co by było gdyby, zszedłem myślami na ziemię. Złapałem ją za rękę i razem zaczęliśmy biec przed siebie. W ferworze walk dookoła ciężko znaleźć konkretną osobę. Rozglądałem się wszędzie, ale nigdzie nie było widać niczego podejrzanego. Nagle poczułem szarpnięcie. Sakura zatrzymała nas. Spojrzałem przed siebie. Z ziemi kilka metrów przed naszymi oczyma wyrosły trzy trumny.
- Dla nas też mają kogoś specjalnego? - Mruknąłem do zielonookiej uaktywniając Sharingana. Poczułem mocniejszy uścisk ręki dziewczyny gdy deski uderzyły o ziemię.
- Itachi... - zaczęła niepewnie patrząc przed siebie z niedowierzaniem. - To Uchiha - zakryła usta ręką w szoku. Przede mną stanęli mój ojciec, matka i Shisui Uchiha.
- Cholera - warknąłem pod nosem.
- Synu, co się dzieje? - Usłyszałem niski głos ojca. Jashinie, dopomóż.



***
Boże.
Jestem bardzo wspaniałym okrutnym człowiekiem. Ostatni rozdział był w WIGILIĘ! A wszystko przez szkołę, przeprowadzkę, życie towarzyskie, dużo nauki, inne pierdoły, mój brak umiejętnym dysponowaniem czasem. Uwaga, dziennie potrafię przełazić (z pokoju do pokoju, stojąc kilka minut przed telewizorem, łażąc między kuchnią, komputerem itp.) ok. 3-4 godziny. Od 6 rano jestem na nogach, dojeżdżam do szkoły oddalonej od mojego miasta o 40 km, więc ok. 15-16 jestem w domu. Jak dodam do tego te 3-4 godziny ciężko jest mi zająć się czymkolwiek innym niż nauką, która i tak powoduje u mnie tak wielkie zmęczenie, że odsypiam to prawie cały weekend. Ale, czekaj. Mamy wakacje od miesiąca, więc czego dopiero teraz się odzywam? Otóż to, że nie licząc jakiś rozprawek o Rolandzie czy Makbecie nie pisałam przez ponad pół roku WCALE. TAK, PONAD MIESIĄC PISAŁAM TEN ROZDZIAŁ. Dlatego proszę o wytknięcie błędów, bo mój poziom pisania spadł, przynajmniej w moim odczuciu, ale teraz chcę wrócić do formy. Na wakacjach coś jeszcze napiszę. Dziękuję za to, że ktoś czekał, zaglądał. Nie zawiodę.

Pozdrawiam, Smyczek-chan.