26 sie 2013

Rozdział 16

Byłem w bojowym nastroju. Szybko zerwałem się z łóżka i zabrałem się za przygotowanie śniadania. Słońce dopiero zaczęło wschodzić. Skoro Babcia kazała mi się stawić rano to będzie rano. Aż ją zaskoczę. Po nieprzespanej nocy i tak mam dość dobry humor i tryskam energią. Chociaż jakby się zastanowić ja zawsze jestem w pełni sił. Po zjedzeniu pysznego ramen ubrałem się w swój codzienny strój. Ogarnąłem z grubsza swój pokój i wyszedłem z domu. Dopiero teraz do mnie dotarło, że idę walczyć z Kyuubim. Mimo to dalej byłem w dobrym humorze. Może uda mi się przekonać tego idiotę, że nawet z nim mogę się zaprzyjaźnić. Gdy tylko doszedłem do głównej ulicy Konohy, prowadzącej do siedziby Hokage zdziwiłem się, że nie tylko ja kierowałem się w tamtą stronę. Co więcej szyli tam zwyczajni ludzie. Normalnie to... normalne. Zazwyczaj idą tam zwykłe osoby, ale nigdy w takich tłumach i o tak wczesnej porze. Hokage chce coś ogłosić? Kolejne zdziwienie uderzyło we mnie kiedy ludzie ustępowali mi drogę. Miałem czyste pole aby dotrzeć do Babuni. Czy ja coś zrobiłem? Nie mogłem się dalej zastanowić gdyż ogarną mnie szok gdy ujrzałem budynek Godaime. Na dachu zostało stworzone coś w stylu wielkiej bariery. Wymsknęło mi się tylko krótkie "wow". Poszczególni shinobi kręcili się gdzieś w pobliżu. Zauważyłem też masę ludzi z ANBU. Zdobycie kontroli nad demonem wymaga aż takiego zamieszania? Udałem się do gabinetu Hokage. Czekało tam kilka osób poza nią. Ojciec Ino i Shikamaru, Shizune, Kakashi i Sakura.
- Ohayo - uśmiechnąłem się na powitanie. Założyłem ręce za głowę.
- Widzę, że humorek dopisuje - znikąd pojawił się Ero-sennin. Pewnie znowu siedział za oknem.
- Wyjaśnię ci jak wszystko ma wyglądać - zaczęła Babcia Tsunade nie dając mi odpowiedzieć swojemu mistrzowi. Przytaknąłem. - Na dachu powstała bariera uniemożliwiająca ucieczce Dziewięcioogoniastemu - słysząc to chciało mi się śmiać. No ale niech próbują.
- Wejdziesz tam z Yamato i Inoichim. Yamato będzie kontrolował Kyuubiego i w razie kłopotów będzie znowu go pieczętował. Inoichi będzie transmitował nam to co będzie działo się w środku. Jeśli mu się uda to podłączy się z tobą, abyśmy mogli mieć wgląd w twoją podświadomość - powiedziała.
- Czyli zrobicie sobie przedstawienie ze mną i Kyuubim w roli głównej? - Zapytałem. Nie bardzo odpowiadał mi ten pomysł.
- Nie nazwałabym tego tak - uśmiechnęła się Tsunade.
- A ci wszyscy ludzie? - To już zupełnie mi nie pasowało. Jeśli coś by się stało i Lis ich zaatakował nie wybaczyłby sobie tego. Moja mina nie wskazywała niczego dobrego.
- Oni tu przyszli bez mojego zaproszenia czy zgody - Babcia wstała zaa biurka. - Oni w ciebie wierzą - dodała. Uśmiechnąłem się na te słowa. To na pewno mnie zmotywuje.
- Teraz posłuchaj co masz zrobić gdy znajdziesz się przed Lisem - usiadła na rogu stołu. - Musisz wciągnąć jego chakrę do swojego ciała. Chakrę możesz złapać tylko chakrą, rozumiesz? - Zapytała na co kiwnąłem głową. Wtedy zapanowała cisza. Westchnąłem.
- Gotowi? - Zacisnąłem ręce w pięści i z uśmiechem udałem się z całym towarzystwem na dach nie czekając na odpowiedź. Do wnętrza bariery wszedłem tylko ja, Inoichi i Yamato tak jak było w planie. W środku było bardzo cicho. Nic nie słyszałem. Zauważyłem, że ninja odpowiedni za barierę złożyli jakieś pieczęcie. Otaczające mnie ściany pociemniały. Teraz to i nawet mało widziałem. Yamato użył swojego jutsu do stworzenia pola pozwalającego mu kontrolować pieczęć. Usiadłem i zamknąłem oczy.
- Naruto spróbuję obraz z twojej podświadomości przekazać do odbiornika poza barierą - poczułem jak ojciec Ino przykłada rękę do mojej głowy. Odciąłem się od świata rzeczywistego. Skupiłem się i po chwili stanąłem przed klatką Kyuubiego. Czułem wodę sięgającą do moich kostek i wilgoć. Otworzyłem oczy i stanąłem tuż przed obliczem lisa. Oddzielała nas brama.
- Witaj. Twoje oczy jak zwykle przepełnione są złem - odparłem spokojnie na powitanie.
- Naruto, draniu! - Przymrużył niebezpiecznie oczy. Chciałem dostać się do pieczęci, która znajdowała się kilka metrów nade mną. Jak na zawołanie zacząłem unosić się do góry. Był to powolny proces, więc postanowiłem odezwać się do Lisa widząc jego skwaszoną minę.
- O co chodzi? - Zapytałem.
- Nie czuję w tobie złości. Gdzie się ona podziała!? Gdzie jest prawdziwe ty?! - Uniósł głos.
- Tutaj jest, przed twoimi oczyma - odparłem spokojnie. Kyuubi nie zareagował. Znalazłem się na przeciwko pieczęci. Po krótkim zastanowieniu zerwałem ją gwałtownym ruchem. Pod spodem zobaczyłem znajomy mi symbol. Podciągnąłem swoją koszulkę, aby odkryć brzuch. Złapałem z jej koniec zębami, bo potrzebowałem wolnej ręki.
- Co zamierzasz zrobić? - Zawarczał Lis.
- Nie widzisz, że mam zajęte usta? - Wypaplałem niewyraźnie. Podniosłem rękę i zebrałem chakrę na końcu palców. Na środku mojej dłoni pojawił się symbol ze zwoju z kluczem do mojej pieczęci. Następnie rozszerzył się aż do łokcia. Na brzuchu również pojawił się znajomy mi znak. Przyłożyłem dłoń do pieczęci na nim i przekręciłem dłoń zrywając ją. Znak na bramie jak i moim brzuchy zaczął się rozwijać. Towarzyszył temu dźwięk, który kojarzył mi się z przekręcaniem klucza. Gdy tylko pieczęć skończyła się rozwijać Kyuubi zamachnął się łapą na bramę otwierając ją. Odepchnął mnie tym do tyłu po czym uniósł łeb w moją stronę i głośno ryknął. Sam jego krzyk był w stanie mnie odepchnąć. Jest silny. Przygotowałem swoją chakrę do wciągnięcia go. Już chciałem spróbować ją wyciągnąć gdy odepchnął mnie ogonem w tył. Stanąłem i uśmiechnąłem się do siebie.
- Silny jest - mruknąłem. Wtedy uspokoił się.
- Rozumiem, chcesz mnie kontrolować - powiedział spokojnie, lecz po chwili i tak wybuchł złością. Przybliżył do siebie dziewięć ogonów i zaczął kumulować ogromny atak. Jak się nie mylę to Bijuudama. Chyba jednak się pomyliłem gdyż stworzył małą kulkę, którą zjadł. Otworzył paszczę i ryknął w moją stronę skumulowaną mocą. Zasłoniłem się ręką i odleciałem do tyłu. Na szczęście atak uderzył w ścianę za mną. Ułożyłem ręce w pieczęci potrzebnej do klonowania. Aktywowałem również Tryb Mędrca. Postanowiłem wprowadzić własny atak. Stworzyłem Ogromnego Rasengana.
- Do dzieła! - Krzyknąłem i ruszyłem na niego. Obronił się jednym ogonem. Odepchnął mnie z ogromną siłą do tyłu. Nie miałem czasu nawet upaść gdyż zaczął mnie atakować ogonami. Ataki były szybkie, więc i ja musiałem szybko ich unikać. Skakałem odbijając się jeden od drugiego, ale w pewnym momencie nie zauważyłem jego łapy, która mnie przygniotła.
- Naprawdę uważasz, że możesz mnie pokonać? - Zapytał lekceważąco. Próbowałem się wyrwać, ale jego siła była zbyt duża.
- Myślisz, że w innym wypadku zerwałbym pieczęć? - Warknąłem. - Poza tym... - zerknąłem w prawą stronę. Wtedy zniknąłem, a raczej mój klon. Kolejny złapał go za ogon i przerzucił na drugą stronę. Bestia upadła na plecy. W tym czasie ja z przygotowanym wcześniej Rasenshurikenem uderzyłem w niego. Gdy moja technika dalej na niego działała postanowiłem złapać za jego chakrę. Zacząłem ją z niego wyciągać.
- To moja szansa. Jest osłabiony - stwierdziłem sam do siebie zachęcając się do walki. Jednak w tej chwili moja technika skończyła swoje działanie, a Kyuubi podniósł się na łokciach (przyp. aut. - On ma łokcie? :D Niech będzie, że ma.). Uśmiechnął się i jego chakra zaczęła przepełniać moją. Zacząłem drżeć w chwili gdy cała jego chakra na mnie wpłynęła. Czułem nienawiść. 
Zabiję ich! Czuję ich cierpienie...
Usłyszałem głos w swojej głowie.
Nienawiść. Pomocy...
Rozszerzyłem oczy. Poczułem też, że straciłem tryb mędrca.
Nienawidzę tego. Chcę zemsty. Muszę się zemścić!
W mojej głowie pojawiły się rozmazane postaci, ale wyglądał to tak jakby mnie otoczyły. Złapałem się za głowę.
- Co to jest? - Wyszeptałem. Czułem, że Dziewięcioogoniasty pochłania moją chakrę, ale nie mogłem zareagować. Byłem otumaniony. To jego chakra tak na mnie wpływała?! Ta cała nienawiść pochodzi od niego?
- Nie dasz rady kontrolować mojej mocy. Jesteś tylko małą częścią mojej nienawiści! - Usłyszałem Lisa. Było mi ciężko oddychać. Powietrze było coraz cięższe, a ja czułem się paskudnie.
Czy to ten dzieciak? Przepadnij! Nikt nigdy nie będzie cię szanować.
Rozmazane postaci zaczęły przybierać kształt ludzi. Wyglądało to tak jak obrazy z mojego dzieciństwa.
Zjedżaj! Przepadnij! Znikaj! Odejdź stąd! Wynocha!
Zacząłem być zły na tych ludzi i na to jak traktowali mnie w dzieciństwie. Chciałem ich zniszczyć. Po chwili jednak próbowałem się otrząsnąć z tego. Zacisnąłem oczy i zęby.
- Odejdź stąd i nigdy nie wracaj! - Wywarczałem przez zęby. I nagle jakby na spełnienie mojej prośby ogarnął mnie spokój. Poczułem wokół siebie spokój i ciszę, a przeklęte głosy zniknęły.
- Spokojnie, możesz tu zostać... - usłyszałem delikatny głos. Pasował do tutejszego spokoju. Otworzyłem oczy.
- ...Naruto - gdy usłyszałem swoje imię uniosłem głowę do góry. Przede mną stała śliczna kobieta z długimi czerwonymi włosami. Dłoń trzymała na swoim sercu jakby chciała kogoś uchronić i uspokoić. Nie pasowała do mojej podświadomości z Kyuubim.
- Co robisz w takim miejscu? - Zacisnąłem ręce i zrobiłem krok w przód. - I skąd znasz moje imię?
- No tak, to zrozumiałe, że nie wiesz - wyglądała jakby wcale nie zdziwiła się słysząc moje pytania. - Może domyślasz się kim jestem? - Uśmiechnęła się lekko. Zdziwiłem się słysząc to. Kim ona może być? We mnie istnieje tylko Kyuubi. Zastanawiałem się dokładnie ją obserwując. Zaśmiała się. To zupełnie zbiło mnie z tropu.
- Jesteś formą Kyuubiego? - Palnąłem oskarżycielsko. Kobieta zdziwiła się lecz po chwili zaczęła się śmiać tak głośno, że złapała się za brzuch.
- Próbujesz mnie nabrać... - nie skończyłem gdyż dostałem w głowę.
- Mylisz się, dattebane - z miłej zmieniła się w potwora. Wyglądała trochę jak Sakura gdy ta się na mnie wścieka.
- Itai! - Złapałem się za głowę. - Eeto, dattebane? - Zdziwiłem się słysząc praktycznie moją odzywkę. Spojrzałem na nią. Zaśmiała się i w geście zakłopotania złapała się za głowę.
- Trochę mnie poniosło - zaczęła. Wtedy nasunęła mi się pewna, głupia myśl. Czy ona może być... - Z natury jestem niecierpliwa, do tego bardzo szybko mówię, przez co czasami wypowiadam bardzo dziwne wyrazy. Staram się to kontrolować, ale nie daję rady gdy jestem bardzo podekscytowana - kontynuowała. Ten opis idealnie pasował do mnie. Moja teoria coraz bardziej zaczęła się pogłębiać co do jej osoby.
- A co z tobą? Mam nadzieję, że nie odziedziczyłeś po mnie tych przyzwyczajeń? - Po tym pytaniu byłem już pewny. Otworzyłem szeroko oczy.
- Więc... - nie mogłem wypowiedzieć ani słowa. Kobieta uśmiechnęła się widząc moją minę.
- Więc Minato nic ci nie powiedział? - Zapytała. - Dobry Boże - dodała widząc moje drżenie. Chciało mi się płakać.
- Tak, jestem twoją... - nie dane było jej skończyć gdyż ją przytuliłem. Zacisnąłem ręce wokół jej ciała. Drgałem ze wzruszenia.
- Ja zawsze marzyłem, żeby cię spotkać, dattebayo. - wyszeptałem w jej ramię. Czułem, że po moim policzku spływa łza.   
- Dattebayo? To na pewno mój syn - zacisnęła swoje dłonie w uścisku na moich plecach. Resztki nienawiści od Kyuubiego odleciały w dal. Jedyne co teraz się dal mnie liczyło to to, że znajduję się w objęciach mojej matki. Po chwili uśmiechnąłem się i odsunąłem się od niej.
- Mamo, jest tak wiele rzeczy o które chcę zapytać! - Podekscytowałem się. W dodatku mogłem się do kogoś zwrócić mamo. Nareszcie!
- Możesz pytać o co chcesz. Jednak najpierw musimy poskromić Lisa - odpowiedziała. Kiwnąłem głową i przeniosłem się znów do Kyuubiego. Zmniejszyłem przepływ jego chakry, która mnie z nim łączyła, a z mojego ciała wyłoniło się kilkanaście łańcuchów. Nie było to zbyt przyjemne uczucie. Oplotły one Dziewięcioogoniastego tak, że z pewnością nie mógł się ruszyć.
- Ta chakra należy do Kushiny! - Usłyszałem zdziwienie w jego głosie. Wtedy na nowo przywołał mnie głos mojej matki.
- Minato do stworzenia pieczęci użył również mojej chakry, żebym mogła ci pomóc gdy będziesz chciał zyskać kontrolę nad mocą demona - powiedziała choć wyleciało mi to szybko przez głowę. Uśmiechałem się jak głupi do sera i przyglądałem się jej z precyzyjną dokładnością.
- Słuchasz mnie? - Chyba zauważyła moje rozkojarzenie.
- Po prostu cieszę się, że mam taką śliczną mamę - stwierdziłem i wyszczerzyłem się szerzej o ile to było możliwe.
- Dziękuję - uśmiechnęła się. - Przykro mi, że twarz masz po mnie, ale przynajmniej włosy odziedziczyłeś po ojcu - przeprosiła, ale dalej się uśmiechała. Zdziwiłem się.
- Dlaczego? Posiadanie wyglądu mojej ślicznej mamy czyni mnie przystojniakiem - uśmiechnąłem się zadziornie. - Po za tym masz piękne włosy, więc założę się, że mi również by pasowały - zastanowiłem się na głos i wyobraziłem sobie siebie w prostych, czerwonych włosach. Jak na moją wyobraźnię nie wyglądałem źle. Moja mama zaśmiała się.
- Jesteś dopiero drugim mężczyzną, któremu podobają się moje włosy - westchnęła. Zdziwiłem się. Przecież są piękne.
- Naprawdę? Kto był pierwszy? - Zapytałem.
- To oczywiste, że twój ojciec - wyjaśniła i położyła dłoń na moim ramieniu. Wtedy przypomniała mi się pewna sprawa, o której zawsze chciałem wiedzieć.
- Rozumiem! - Krzyknąłem ożywiony. Kushina zdziwiła się widząc moje poruszenie.
- Bo wiesz, zawsze chciałem zapytać cię o bardzo ważną rzecz. Jak się w sobie zakochaliście? - Zapytałem szybko. Na jej policzki wdarł się rumieniec i zawstydziła się. Zaczęła się śmiać.
- To strasznie krępujące pytanie, dattebane - wypaplała. Uśmiechnąłem się.
- Znowu to powiedziałaś! - Krzyknąłem wskazując na nią palcem. - Jesteś podekscytowana! - Podkreśliłem to zdanie dzieląc je na sylaby i wyraźnie je akcentując.
- Po prostu spytałeś o to zbyt szybko, dattebane! - Podniosła lekko głos tłumacząc się.
- Znowu - zaśmiałem się, a ona razem ze mną. Nareszcie doczekałem się momentu, w którym mogę swobodnie porozmawiać i pośmiać się z własną matką. Byłem taki szczęśliwy. Wtedy uspokoiła się.
- Niech pomyślę - zaczęła się zastanawiać. Złapała mnie za rękę.
- To był dzień kiedy przeniosłam się do Wioski Liścia - zaczęła opowiadać, a ja widziałem przed sobą klasę pełną dzieciaków. Zdziwiłem się, ale ona ścisnęła mocniej moją dłoń dając mi znać, że tak ma być. Widziałem jak mała dziewczynka rozglądała się po twarzach w klasie. - To wtedy pierwszy raz spotkałam twojego ojca - mama kontynuowała.
- Od dzisiaj do waszej klasy będzie chodziła nowa koleżanka - usłyszałem głos nauczyciela.
- Nazywam się Uzumaki Kushina, dattebane! - Krzyknęła dziewczynka, która była miniaturką mojej mamy. Jednak po chwili speszona, zakryła usta dłońmi. Wtedy zapanowało poruszenie w klasie. Dookoła można było słyszeć szepty na temat czerwonych włosów dziewczynki. Nie były one zbyt przyjemne. Nauczyciel próbował uciszyć klasę.
- Ja... - zaczęła cicho Kushina, aby za chwilę unieść głos. - Pragnę zostać pierwszą kobietą Hokage! - Spowodowała tym ciszę. Wtedy wstał pewien blondyn, który był moim ojcem.
- Ja również marzę, żeby zostać Hokage, którego będą wszyscy szanowali - uśmiechnął się. Zdziwiłem się, ale również zrobiło mi się tak jakoś ciepło na sercu. Mój ojciec miał w dzieciństwie takie samo marzenie jak ja. Uśmiechnąłem się.
- Chciał zostać Hokage, którego wszyscy mieszkańcy będą szanowali, co? - Zadałem pytanie nie wymagające odpowiedzi.
- Wtedy nie wyglądał jeszcze na człowieka godnego zaufania, dlatego nie traktowałam poważnie jego słów - wyjaśniła mi czerwono-włosa. Zdziwiłem się.
- Przecież ojciec wyglądał mi na bardzo silnego - zauważyłem. W końcu został Hokage.
- Wiem, ale byłam wtedy bardzo młoda i nie wszystko rozumiałam - odparła spokojnie mama. Jednak po chwili zaśmiała się pod nosem jakby na myśl o wspomnieniach. - Jednak miałam tupet, żeby zaraz po przybyciu do nowej wioski ogłosić swoją kandydaturę na Hokage - uniosła palec wskazujący do góry wyjaśniając. - Od samego początku dokuczali mi chłopcy z klasy - kontynuowała. - Nazywali mnie pomidorem.
Znowu przeniosłem się do klasy.
- Pomidor! Od dzisiaj będziemy nazywać cię pomidorem - powiedział jeden z nich wskazując na Kushinę.
- Masz okrągłą, pulchną twarz i czerwone włosy - wyjaśnił drugi tonem takim jakby w ogóle się nie mylił. Przyjrzałem się małej Uzumaki. Może mieli trochę racji, ale dalej była piękna.
- Pomidor nie może zostać Hokage. Nienawidzę pomidorów! - Powiedział kolejny. Wokół mojej matki zebrało się kilka chłopaków.
- Nikt nie będzie szanował pomidora na stanowisku Hokage! - Podsumował ten, który wszystko zaczął.
- Hej! Więc tato obronił cię przed tymi zaczepkami! - Po krótkiej chwili wymyśliłem taką teorię.
- Nie, nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz! - Moja matka przybrała złośliwy uśmiech i pochłonęły ją wspomnienia. Zacisnęła dłoń w pięść. - Pomidor, z wielką niechęcią musiałam przyznać, że to przezwisko do mnie pasowało - dodała, a ja ujrzałem małą dziewczynkę, która zaczęła się czerwienić. Widząc to, któryś z chłopaków krzyknął:
- Pomidor chyba dojrzał, bo jest cały czerwony! - Wskazał na moją matkę.
- Rozpocznijmy Festiwal Pomidorów! Czas na zbiory! - Krzyknął następny i złapał za włosy Kushiny ciągnąc za nie. Wtedy zareagowała. Złapała go za rękę, w której trzymał jej włosy.
- Kogo nazywasz pomidorem? - Wysyczała. Mocniej ścisnęła jego dłoń. - Ja też nienawidzę pomidorów! - Krzyknęła i w jednej chwili powaliła wszystkich otaczających ją chłopaków. Zaczęli uciekać. Złapała tego, który wszystko zaczął i zaczęła go bić.
- Jeśli będziecie mnie tak nazywać to pożałujecie! - Wtedy przestała, bo zauważyła, że Minato się jej przygląda. - Ty też chcesz oberwać? - Rzuciła w gniewie. Chłopak natychmiast odwrócił wzrok.
- Za każdym razem gdy ktoś mnie przezwał, odwdzięczałam mu się, robiąc z jego twarzy siekanego pomidora! - Moja matka wyglądała jeszcze bardziej przerażająco. Jej oczy błyszczały niebezpiecznie. Oblał mnie zimny pot i przeszły dreszcze. Odsunąłem się na bezpieczną odległość i przełknąłem głośno ślinę. Moja matka jest przerażająca. Rozumiem już dlaczego Kiba i Shikamaru tak narzekają na swoje matki.
- Stałam się dziewczyną, o długich, krwistych włosach, która potrafiła pobić do nieprzytomności każdego chłopaka, więc nadano mi nowe przezwisko - dalej wyglądała niebezpiecznie. - Czerwonokrwista Habanero! - Tutaj musiałem się zgodzić. W tym momencie wyglądała identycznie. Wtedy się uspokoiła.
 - Ciągle walczyłam. Oczywiście wygrywałam wszystkie walki, bo byłam Czerwonokrwistą Habanero - powiedziała spokojnie. Wiedziałem, że już jest bezpiecznie, więc odetchnąłem z ulgą. - Jednakże... - znowu widziałem przed sobą moją mamę w młodości. Teraz biegła ścieżką otoczoną kwitnącymi wiśniami. Zatrzymała się gdyż za drzewa wyszedł chłopak, który najbardziej ją przezywał. Tuż za nim stał starszy od nich chłopak, który był już ninja. Uśmiechnął się drwiąco.
- To przez ciebie cierpi mój młodszy braciszek? - Zapytał. Moja matka jednak się go nie przestraszyła.
- Dostaje mu się, bo ciągle mnie zaczepia - wskazała na kolegę z klasy. - Tchórz! - Rzuciła oskarżycielsko. Chłopak speszył się, a jego straszy brat zerknął na niego ze złością, lecz po chwili na jego twarzy znów pojawił się uśmieszek. 
- Jestem genninem. Robi wrażenie, co? - Zaczął się przechwalać i wskazał na swoją opaskę ze znakiem Konohy. - Wszystkim, którzy zaczepiają mojego udzielam dobrej lekcji - wyjaśnił i strzelił kostkami w palcach. Kushina przybrała bojową postawę, lecz po chwili zaczęła uciekać skacząc między drzewami. W pewnym momencie gennin rzucił w nią kunaiem, którego ominęła i wbił się w drzewo przed nią. Odbiła się od niego i zaatakowała chłopaka. Ten upadł na ziemie, lecz okazało się, że była to technika podmiany i na jego miejscu pokazał się kawałek drewna. Dziewczyna była zdziwiona. Chłopak pojawił się za nią, uderzył ją w kark i kopną w plecy. Kushina jęknęła z bólu i poleciała na ziemię.  Gennin pociągnął ją za włosy.
- To zwykły dzieciak. Nie potrafisz nawet rozpoznać techniki podmiany? - Pociągnął mocniej. - Twoje włosy są proste jak nici. Są okropne - dodał. Jego młodszy brat zaśmiał się i spojrzał na nią.
- Masz za swoje!        
Jednak po chwili przestał, bo dziewczyna zaczęła płakać. Okazała słabość. Pokazała, że jest człowiekiem.
- Ja sama nienawidzę moich włosów - zaczęła się wyrywać chłopakowi. Udało jej się, ale wyrwano jej też dużo włosów. Zaczęła atakować gennina. - Ale to moje włosy, innych nie mam, więc jaki mam niby wybór?! - Krzyczała przez łzy. Jego młodszy brat zabrał nogi za pas. Krzyknął tylko ''to Czerwonokrwista Habanero ". Kushina przestała bić starszego z nich. Chłopak wytarł usta z krwi i rzucił w nią wyrwanymi wcześniej włosami.
- Nie jesteś jedną z nas! Ktoś z zewnątrz nigdy nie zostanie Hokage! - Krzyknął i uciekł. Po tej scenie zrozumiałem, że moja matka tak jak ja nie miała łatwego dzieciństwa. Dziewczynka odwróciła się i na drzewie zobaczyła blondyna, który się temu przyglądał.
- Nie pomogłeś mi, bo nie pochodzę z wioski?! - Rzuciła w jego stronę. Nie dała mu się nawet wytłumaczyć, ponieważ uciekła. Przed nią, pośród drzew ukazała się góra Hokage.
- Kiedyś nienawidziłam swoich włosów, ale pewne zdarzenie to zmieniło - wyjaśniła mi mama. Zdziwiłem się, ale nic nie powiedziałem. Wtedy zobaczyłem moją mamę już jako shinobi, najpewniej jako gennina. Weszła do domu, ale był pusty. Po chwili z cienia wyłonili się jacyś ninja i zaatakowali Kushinę. Po kilku minutach było słychać tylko jej krzyk o pomoc.
- Moja chakra jest wyjątkowa. Ze względu na nią zostałam porwana przez Wioskę Chmury - zmartwiłem się. - By zostawić trop co jakiś czas wyrywałam sobie włos i upuszczałam go na ziemię. Nie miała jednak zbyt wielkich nadziei, że ktoś będzie próbować mnie uratować. Gdy zbliżaliśmy się do granicy, poddałam się - słuchałem mając przed sobą obraz tamtych wydarzeń. Wtedy zobaczyłem jak ktoś eliminuje wrogów. Padali jeden po drugim. Mimo to dziewczyna dalej wlekła się przed siebie. Musiała być bardzo zmęczona. Przed nią pojawiła się postać, a ona się zatrzymała.
- Jesteś ranna? - Uniosła głowę do góry, ale było ciemno, więc trudno było jej dostrzec kto ją uratował. Po chwili postać została oświetlona blaskiem księżyca. Był to Minato.
- Przybyłem cię uratować - słysząc to Kushina uśmiechnęła się delikatnie i padła na ziemię zmęczona. Chłopak był na szczęście dość szybki i amortyzował ją. - Już nic ci nie grozi - zapewnił ją i wziął na ręce. Zdziwiła się tym gestem, ale nie protestowała. Sznur krępujący jej ręce zniknął, a oni ruszyli w stronę Wioski Liścia. Uzumaki zauważyła w jego ręce swoje pojedyncze włosy.
- To przecież... - zdziwiła się, ale blondyn jej przerwał.
- Masz piękne włosy, więc zauważyłem je od razu - słysząc to dziewczyna zerknęła na niego jakby czekając na jego śmiech i powiedzenia, że był to żart. Nie doczekała się.
- Zawsze mnie ignorowałeś - odwróciła od niego wzrok.
- Bo wiem, że jesteś silna fizycznie i mentalnie - powiedział. Zatrzymał się na jednym z drzew. - Jednak to walka między wioskami. Twoje dotychczasowe walki były trochę inne, więc... - zrobił pauzę.
- Więc? - Mruknęła przyglądając cię mu.
- Nie chciałbym cię stracić - dziewczyna słysząc to uśmiechnęła się delikatnie, a na jej twarzy zagościł rumieniec. Jednak po chwili zrzedła jej mina.
- Nawet jeśli jestem obca? - Zapytała szeptem.
- Dlaczego tak sądzisz? Żyjesz w Konosze, więc jesteś jedną z nas - wyjaśnił blondyn i uśmiechnął się.
- W tamtym momencie Minato w moich oczach stał się wspaniałym ninja. Był mężczyzną moich snów. Zmienił mnie. Włosy, których wcześniej nienawidziłam doprowadziły mnie do mojej drugiej połówki. Stały się czerwonymi nićmi przeznaczenia. Zaczęłam uwielbiać swoje włosy - powiedziała moja mama. - No i...zakochałam się w Minato - dodała rumieniąc się. Wyszczerzyłem się słysząc jej opowieść. Była wspaniała.
- Chciałabym przekazać ci słowa, które mówię tylko osobom komplementującym moje włosy. Naruto, chcesz je usłyszeć? - Zapytała mnie, a ja ochoczo kiwnąłem głową na znak potwierdzenia.
- Kocham cię - uśmiechnęła się. Ogarnął mnie spokój, a w środku zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Ktoś powiedział mi, że mnie kocha. To takie niesamowite uczucie. Uśmiechnąłem się ciesząc się z tego powodu. Jednak w tej chwili mama dźgnęła mnie palcem.
- Powiesz mi co jest owocem miłości Czerwonokrwistej Habanero i Żółtego Błysku Liścia? - Zaśmiałem się słysząc to pytanie. Wstałem i złapałem się za bluzę naciągając ją.
- Pomarańczowy Hokage Konohy, dattebayo! - Krzyknąłem.
- Czyli coś wspaniałego, dattebane - uśmiechnęła się. Zaśmiałem się.
- Hokage - mruknęła. - Twoje marzenia są kontynuacją marzeń moich i Minato - stwierdziła.
- Zrealizuję je wszystkie! - Zapewniłem ją z uśmiechem na twarzy. Jej oczy zalśniły od łez.
- Naruto... - szepnęła. Wtedy spoważniałem.
- Jednak najpierw trzeba zająć się Lisem - słysząc to mama również spoważniała. Usłyszałem ryk szalejącego Kyuubiego. Lis dalej leżał skrępowany łańcuchami. Byłem zupełnie opanowany. Ogarnął mnie spokój. Przepełniało mnie szczęście. Nienawiść Demona zniknęła. Mogłem go pokonać. Krzyknąłem bojowo.
- Cholerna Kushina! - Warknął pod nosem Kyuubi. Jego chakrę, która mnie z nim łączyła zmieniłem na swoją.
- Mojej chakry, która utrzymuje Lisa w ryzach nie wystarczy na długo. Musisz go teraz pokonać - dopingowała mnie matka.
- Tak jest - odsalutowałem z poważną miną. Stworzyłem kilkadziesiąt klonów.
- Przeklęty gówniarz! - Dziewięcioogoniasty krzyknął i rozerwał łańcuchy.
- Jest naprawdę silny - stwierdziła moja mama. W tym czasie moje klony dobrały się w pary i stworzyły Rasengany. Wyszła mi z tego zapora z Rasenganów.
- Nie lekceważ mnie! - Kyuubi zamachnął się łapą i odparł mój atak.
- Nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa! - Wtrąciła się moja mama. Jej łańcuch złapał go za nogę i wywrócił go. Szybko użyłem Trybu Mędrca i stworzyłem atak zapory z ogromnych Rasenganów. Ten atak skutecznie odrzucił Lisa o kilkanaście metrów. Nie czekając aż się pozbiera pobiegłem w jego stronę z gotowym do użycia Rasenshurikenem.
- Jeszcze raz! - Krzyknąłem bojowo.
- Co to za moc? - Zdziwił się Kyuubi będąc ciągle uderzanym przez mój atak. W tym czasie razem z klonami ciągnąłem jego chakrę.
- Odczep się! - Krzyknąłem gdy widziałem, że już mało zostało. Po chwili miałem całość.
- Udało się! Wciągnąłeś całą jego chakrę! - Pochwaliła mnie mama. Moje klony zniknęły, a cała pomarańczowa chakra znalazła się w moim ciele. Wtedy nastąpiła dziwna rzecz. Byłem otoczony chakrą Kyuubiego, ale nie taką jaka mnie pochłania gdy Lis próbuje przejąć nade mną kontrolę. Ta nie zadawała mi ran. Byłem cały pokryty żółtymi i pomarańczowymi płomieniami.
- Czy to jest... - zacząłem dokładnie oglądając swoje ciało. Zerknąłem na Lisa. Wyglądał tak jakby ktoś nie karmił go od wieków.
- Naruto, przeklęty draniu! - Wysyczał. - Rozwścieczyłeś mnie, Naruto! - Uniósł głos. W sumie nic nowego. Zauważyłem, że lubi sobie pokrzyczeć. Zaczął tworzyć Bijuudamę. Tym razem naprawdę. Musiałem go zatrzymać.
- Nadal zostało ci tak dużo mocy? Jesteś niesamowity! - Uśmiechnąłem się. Jednak nie mogłem pozwolić mu na ten atak. Przekręciłem swoją pieczęć na brzuchu, a na ogony Kyuubiego zaczęły spadać drewniane bramy. Bijuudama zaczęła pękać, a po chwili nic po niej nie zostało. Zamknąłem go za bramą.
- Technika Mędrca Sześciu Ścieżek? - Zdziwił się Lis, ale tego nie skomentowałem. - Nie zapomnę ci tego, Naruto! - Powiedział na koniec.
- Wybacz Kyuubi, ale zrobiłem to także dla ciebie. Będziesz musiał wytrzymać w zamknięciu jeszcze przez jakiś czas - wyszeptałem. Wtedy znalazłem się przed moją matką. Trzymała mnie za ręce.
- Udało ci się, Naruto - pogratulowała mi. Nagle mnie oświeciło. Ona nie będzie tu ze mną na zawsze. Zacisnąłem dłonie na jej rękach. Ze smutnym wzrokiem zadałem jej pytanie:
- Mamo, gdzie teraz pójdziesz?
- W końcu będę mogła dołączyć do Minato - uśmiechnęła się pogodnie. Cieszę się, że znowu zobaczy się z tatą. Mimo, to nie chcę, żeby mnie zostawiła. Widząc jej uśmiech spuściłem głowę w dół. Nie mogę być taki egoistą. Powinienem chociaż trochę się cieszyć.
- Jednak zanim odejdę muszę ci coś powiedzieć - popatrzyłem na nią. Była śmiertelnie poważna. - Naruto, powiem ci co się stało naprawdę podczas twoich narodzin, szesnaście lat temu - kontynuowała widząc moje zaciekawienie.
- Czyli stało się coś niezwykłego? - Zapytałem zmartwiony. Nie potwierdziła ani nie zaprzeczyła.
 - Przed tobą to ja była Jinchuurikim Kyuubiego. Zacznijmy od tego - dodała. Ogarnął mnie szok. Ona też musiała zmierzyć się z tym bólem? Nie dość, że była prześladowana przez swoje włosy i to, że nie pochodziła z Konohy to jeszcze to.
- Byłaś Jinchuurikim Kyuubiego? - Powtórzyłem w szoku. Potwierdziła.
- Zanim dowiesz się tego co stało się szesnaście lat temu, musisz poznać więcej szczegółów o mnie. Zostałam wybrana na drugie naczynie dla Lisa. Prawda jest taka, że właśnie w tym celu zostałam sprowadzona do Konohy - powiedziała. - Pochodzę z Wioski Wiru - dodała.
- Wiem, Ero-sennin mi powiedział - wtrąciłem.
- Ero-sennin? - Zaczęła się śmiać. - Boże, to przezwisko do niego idealnie pasuje - uspokoiła się. Normalnie sam bym zaczął się śmiać na wieść, że więcej osób niż ja uważa tego starucha za zboczucha, ale dalej byłem otumaniony tym, że moja matka byłą Jinchuurikim.
- Jak mogli wybrać osobę spoza kraju?! - Krzyknąłem zły.
- To prawda, że pochodzę z innej wioski i kraju, jednakże Kraj Ognia i Kraj Wiru, co za tym idzie Wioska Liścia i Wiru były mocno ze sobą powiązane. Ninja z Klanu Senju mieszkający w Konosze i shinobi z Klanu Uzumaki z Wiru byli ze sobą spokrewnieni - wyjaśniła spokojnie. - Mieszkańcy Wioski Wiru długo żyli, więc moja Wioska była również zwana Wioską Długowieczności, po za tym specjalizowaliśmy się w technikach pieczętujących. Byliśmy również nieco narwani - dodała. Słuchałem jej uważnie.
- Pieczęć Czterech Elementów, którą masz na brzuchu była wzorowana na pieczęciach z mojej wioski. Moja matka nauczyła twojego ojca wielu technik pieczętujących - słysząc to odruchowo złapałem się za brzuch.
- Naruto, znak znajdujący się na twoich plecach jest herbem Wioski Wiru - odparła. Zdziwiłem się. Nie wiedziałem, że ten symbol ma jakieś większe znaczenie. - Po dziś dzień znak ten jest uważany za symbol przyjaźni - rzeczywiście na kamizelkach Jonninów i Chunninów widnieje ten znak.
- Dlaczego wybrali właśnie ciebie?! - Krzyknąłem.
- Bo nawet jak na moją wioskę urodziłam się z chakrą wyjątkowo przystosowaną do kontrolowania demona - wyjaśniła. - Słyszałeś może o walce Hashiramy Senju i Madary Uchiha? - Zapytała. Potwierdziłem.
- Przede mną Jinchuuriki była pewna kobieta, żona Pierwszego Hokage. Nazywała się Uzumaki Mito - słysząc to pomyślałem, że może trzeba było uczyć się historii w Akademii. - By pomóc swojemu mężu, który podczas walki z Madarą przejął kontrolę nad Kyuubim zapieczętowała go w sobie. Od tamtego momentu Liść kontrolował Dziewięcioogoniastego. Gdy dni pani Mito dobiegały końca zostałam przyprowadzona do Konohy. Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam - zrobiła przerwę
- Więc zostałaś wykorzystana! - Znowu uniosłem głos. Jak władze w mojej wiosce mogły być tak bezwzględne?! Te dzidygi tylko szkodą. Najpierw to potem Klan Uchiha. Pogadam sobie z Tsunade, żeby odesłała ich na wcześniejszą emeryturę. Moja mama dalej kontynuowała opowieść. Mówiła to z takim spokojem.
- Gdy poznałam prawdę, byłam w szoku. Wszystko było trzymane w wysokiej tajemnicy. Wiedzieli o tym tylko Trzeci Hokage i kilku wysoko postawionych urzędników - mówiąc to złapała mnie za rękę i przeniosła pod bramę Konohy, gdzie była trzymana za rękę przez członka ANBU, a przed nią stał Trzeci Hokage, ale nie wyglądał na takiego starego jakiego ja pamiętam. - Nawet Legendarni Sannini o tym nie wiedzieli - dodała. - Byłam przytłoczona tą wiadomością i samotnością jaka towarzyszyła mi w nowej wiosce - przymknęła oczy. - Wtedy wezwała mnie do siebie pani Mito - spojrzała na mnie, a ja znalazłem się w małym pokoiku gdzie na łóżku siedziała staruszka i moją mamę jako małą dziewczynkę.
- Podejdź bliżej - usłyszałem słaby głos starej kobiety. Kushina zrobiła to o co prosiła, a gdy była tuż przed nią żona Pierwszego chwyciła ją za rękę i przytuliła do siebie.
- Ja również trafiłam tutaj jako naczynie dla Kyuubiego. Wiem jaki wstrząsną tobą szok gdy się dowiedziałaś. Musi przepełniać cię smutek. Na pewno bardzo cierpisz. Możesz mi się zwierzyć - staruszka już zdobyła moje zaufanie. Było widać, że zna ból bycia Jinchuuriki. Dziewczynka kiwnęła głową.
- Słuchaj uważnie. To prawda, że nosimy w sobie demona, ale nawet Jinchuuriki mogą żyć szczęśliwie. Przede wszystkim... - obraz znikł.
- ...musi przepełniać cię miłość - moja mama dokończyła jej słowa, a ja się wzdrygnąłem. - Posiadanie ukochanej osoby i bycie przez nią kochaną sprawi, że nawet jako Jinchuuriki będziesz żył szczęśliwie. Pani Mito mi to powiedziała - dodała. Ogarnął mnie szok.
- Więc byłaś w stanie wieść szczęśliwie życie? - Zapytałem. Potwierdziła i uśmiechnęła się promiennie. W moich oczach zebrały się łzy. Nie każdy Jinchuuriki musi być skazany na samotność i smutek. Cieszyłem się, że moja mama tego doświadczyła. Otarłem łzy.
- Naruto, dlaczego płaczesz? - Uśmiechnęła się. Zignorowałem jej pytanie, bo coś mi się przypomniało.
- Tata powiedział, że szesnaście lat temu za atakiem na Wioskę Liścia stał zamaskowany człowiek z Aktsuki. Nie mogłaś go wtedy kontrolować - gdy to powiedziałem posmutniała.
- Widzę, że Minato nie zdradził ci zbyt wiele szczegółów. To nawet zrozumiałe, więcej czasu zostawił mnie - zrobiła pauzę i znowu przybrała poważny ton. - To prawda co powiedział ci ojciec. Jednak jeszcze chwilę przed atakiem miałam demona w swoim ciele i kontrolowałam go - dodała.
- Więc co się stało? -Zadałem pytanie.
- Nie wiem skąd, ale ten zamaskowany człowiek znał pewien sekret - westchnęła.
 - Jaki sekret? -Zainteresowało mnie to.
- Wiedział o momencie, w którym pieczęć wiążąca Lisa będzie najsłabsza. Poczekał na ten moment i wykradł Kyuubiego - usłyszałem.
- Kiedy pieczęć może się osłabić? - Zapanowała cisza.
- W trakcie porodu. Ciąża kobiety Jinchuuriki trwa około dziesięciu miesięcy i w tym czasie pieczęć wiążąca demona słabnie, ponieważ energia normalnie używana do jej podtrzymania jest przekazywana na rozwój dziecka - chłonąłem każde słowo. Skąd ten człowiek o tym wiedział? Kim on do cholery jest, żeby mieć takie informacje?! Stałem tam otępiały.
- W takim razie... - wyszeptałem.
- To było dziesiątego października szesnaście lat temu - przed moimi oczami ukazało się wejście do mieszkania.
- Dziecko? - Z kuchni wyszedł zdziwiony Minato. Teraz mój ojciec wyglądał tak jak ja go poznałem. W rękach trzymał miskę i łyżkę. W takim wykonaniu nie wyglądał jak niesamowity ninja, ale jak normalny człowiek. Uśmiechnąłem się.
- Będę mam, dattebane! - Krzyknęła roześmiana czerwono-włosa.
- A ja ojcem - powiedział po chwili gdy ta informacja do niego dotarła.
- Zostanę mamą! - Kobieta krzyknęła głośniej.
-A ja ojcem! - Powiedział uśmiechając się.
- A ja mamą! -Teraz nie miałem wątpliwości, że słyszeli to sąsiedzi. Moja mama zaczęła iść w stronę ojca. Cieszyli się. Uśmiech sam wkradł mi się na usta.
- Nie mogę uwierzyć, że będę ojcem! - Blondyn roześmiał się, a Kushina rzuciła mu się na szyję. Słyszałem ich radosny śmiech. Wtedy sytuacja się zmieniła, a ja przed sobą zobaczyłem Trzeciego. Siedział naprzeciwko mojej mamy, za którą stał mój ojciec.
- Kushino, muszę ci coś powiedzieć na temat porodu kobiety Jinchuuriki - zaczął. To z pewnością ten sam opanowany dziadzina, którego ja znałem. - Podobna sytuacja spotkała twoją poprzedniczkę, panią Mito. Podczas jej porodu pieczęć została prawie złamana. Obawiam się, że na wszelki wypadek będziesz musiała urodzić z dala od Wioski, w miejscu chronionym barierą - kontynuował. Zauważyłem, że moja mama się tym zmartwiła.
- Ktoś musi czuwać nad pieczęcią, więc będę ci towarzyszyć - rzekł mój ojciec. Słysząc to rozluźniła się.
- Jedynie Minato, Taji z ANBU i moja żona Biwako - Trzeci wskazał na kobietę siedzącą obok niego - będą wewnątrz ochrony.
- Wszystko musi zostać tajemnicą. Oczywiście, poza barierą będą czuwać jednostki ANBU - wyjaśnił. Moja mama potwierdziła kiwnięciem głowy, że wszystko rozumie. Wtedy mój tato złapał ją za rękę.
- Pójdę przodem i wszystko zaplanuję. O nic się nie martw - upewnił ją i skierował się w stronę drzwi.
- Zaprowadzę was - odezwała się żona Sandaime. Miała bardzo srogi głos. Moja mama nie zwróciła na nią uwagi, bo odprowadzała ojca wzrokiem. Musieli bardzo się kochać. - Kushina! - Biwako sprowadziła ją z powrotem na ziemię. Moja mama zarumieniła się.
- Przepraszam. Dziękuję za wszystko - rzuciła uśmiechnięta. Po chwili szły razem jedną z ulic Konohy. Zauważyłem, że na ich drodze pojawiła się jakaś kobieta. Miała ciemne włosy i mogłem powiedzieć, że była wtedy w wieku mamy. Ukłoniła się delikatnie przed żoną Trzeciego w geście szacunku. Na rękach niosła malutkie dziecko. Zdziwiłem się gdy mama się przy niej zatrzymała.
- Ah, dziewczynka? - Zapytała rozpromieniona widokiem dziecka.
- Nie, chłopczyk - zaprzeczyła kobieta.
- Jest śliczny - zachwyciła się moja mama. - Jak ci na imię? - Zapytała głaszcząc maluszka po policzku.
- Sasuke - wyjaśniła jego mama. Oczy wyszły mi z orbit. To jest ten idiota z matką?! Zdezorientowany powstrzymałem się od zadawania pytań czekając na rozwój wydarzeń.
- Czyli tak samo jak ojciec Trzeciego Hokage! - Zachwyciła się tym kretynem pani Biwako.
- Dzięki temu wyrośnie na silnego i wspaniałego ninję - mama Sasuke uśmiechnęła się. Nie wyrósł. Jego matka wydaje się miła, więc jak on mógł wyrosnąć na takiego gbura?
- Kushino, twój poród też się zbliża. Powinnaś wybrać imię - powiedziała. Moja mama przyjaźniła się z mamą tego idioty. Mój świat się wali.
- Już zdecydowałam. Nazwę go Naruto - oznajmiła uśmiechnięta Kushina. Znowu zaczęła miziać Sasuke. - Będziecie chodzić do jednej klasy, więc zostaniecie przyjaciółmi - moja mama zwróciła się do tego smarkacza, który łaskawie otworzył oczy.
- Tak swoją drogą, poród naprawdę boli? - Moja mama wyszeptała w stronę Uchihy. Kobieta zdziwiła się.
- Nie do wiary. Nieustraszona Kushina odczuwa s-t-r-a-c-h! - Zaśmiała się. Moja mama pobladła. Okazała swoją słabość. W duchu się zaśmiałem. Była bardzo podobna do mnie. Jednak po chwili wróciłem na ziemię.
- Przyjaźniłaś się z matką Sasuke?! - Rzuciłem oskarżycielsko w stronę byłej Jinchuuriki. Zaczęła się śmiać z mojej reakcji.
- Mikoto Uchiha była moją najlepszą przyjaciółką - uśmiechnęła się. Padłem trupem. - Rozumiem, że jednak się z nim kolegujesz? - Zapytała.
- Ta, powiedzmy - bąknąłem pod nosem. - Nawet jestem z nim w drużynie - dodałem po chwili sądząc, że ta informacja może ją zainteresować.
- Naprawdę? - Zaskoczyłem ją. Wyszczerzyłem wszystkie ząbki.
- Mam też w drużynie koleżankę, którą trochę mi przypominasz. Macie to samo mocne uderzenie - rozmasowałem głowę na wspomnienie o naszym powitaniu. - A naszym senseiem jest Kakashi - wyjaśniłem.
- Kakashi? - Zaśmiała się. - Trzeci stworzył wam niezłą drużynkę - dodała.
- Dlaczego? - Zapytałem zdziwiony jej słowami.
- Hatake był w drużynie twojego ojca - wyjaśniła. Zrobiłem wielkie oczy. Nie miałem pojęcia o takim powiązaniu. - Pozdrów go ode mnie - mrugnęła do mnie.
- Jasne - uniosłem kciuk do góry.
- Tak przy okazji to Jirayę też - uśmiechnęła się złośliwie. - I powiedz mu, że chodź nie żyję to nie znaczy, że nie widzę jak zbiera te materiały do tych swoich książeczek - strzeliła wymownie kośćmi w dłoniach zaciskając jedną na drugiej. Przełknąłem gulę w gardle.
- Widzę, że podzielasz zdanie Babci Tsunade - uśmiechnąłem się.
- Widzę, że i ją znasz - porzuciła Ero-sennina w niepamięć.
- Jest Piątą Hokage - wyjaśniłem. Mama zdziwiła się, ale nie zadawała już pytań. Zostałem odesłany do wspomnień mojej matki. Pani Biwako odciągnęła Kushinę od Mikoto i przypomniała jej, że wszystkie szczegóły dotyczące jej porodu są ściśle tajne. Wtedy przeniosłem się do ciemnego pomieszczenia gdzie jak szybko się zorientowałem odbywał się poród. Jednak po chwili mogłem zobaczyć co dzieje się na zewnątrz.
- Hej, jak możesz pokazać mi coś gdzie cię nie było? - Zdziwiłem się. Moje pytanie zostało zignorowane. Cały oddział ANBU został właśnie zamordowany. Przede mną stał sprawca tego zdarzenia. Krew zaczęła się we mnie gotować gdy zobaczyłem człowieka w masce. Po chwili usłyszałem płacz dziecka i znowu znalazłem się w tamtym pokoju. Dziwnie było oglądać swoje własne narodziny. Mimo, że moja mama jeszcze mnie zobaczyła już miała w oczach łzy. Zrobiło mi się ciepło na sercu gdy usłyszałem jak wyszeptała moje imię. Za to mój ojciec stał jak zaczarowany.
- Przyszedł na świat - wymamrotał. Jednak po chwili i on płakał. - Od dzisiaj będę ojcem! - Powiedział szczęśliwy i szybko przetarł łzy. Ta legenda właśnie płakała. Z mojego powodu. Nie wiem czemu, ale czułem, że zbierają mi się łzy pod powiekami.
- Silny, zdrowy chłopiec - powiedziała niosąca mnie pani Biwako. Gdy przechodziła obok mojego taty wyciągnął po mnie ręce.
- Łapy precz! Najpierw musi zobaczyć go matka! - Rzuciła w jego stronę. Gdy to usłyszał miał niesamowicie głupią minę. Zaśmiałem się. Przyniosła mnie pod sam nos mojej mamy.
- Naruto, wreszcie mogę cię zobaczyć - powiedziała zmęczonym głosem. W jej oczach szkliły się łzy.
- Będzie jeszcze mnóstwo okazji - uśmiechnęła się żona Trzeciego i zabrała mnie między czasie wychwalając jaki jestem słodki. Może ta baba nie była wcale taka zła. Wtedy do mamy podszedł tato i złapał ją za rękę.
- Kushina, dziękuję - wyszeptał.
- Minato... - moja mama jeszcze bardziej się wzruszyła. W tedy blondyn klasną w dłonie.
- Wiem, że jesteś zmęczona, ale muszę całkowicie zapieczętować Kyuubiego - powiedział ochoczo. Wtedy usłyszałem swój płacz i krzyk kobiety, które padły martwe na ziemię. Zazgrzytałem zły zębami. Ten człowiek miał mnie w rękach zanim zrobiła to moja matka czy ojciec.
- Czwarty Hokage, odsuń się od kobiety Jinchuuriki albo dzieciak zginie - zagroził trzymając nad dzieckiem rękę. Wtedy na ciele mojej matki zaczęły pojawiać się fragmenty pieczęci. Lis chciał się wydostać.
- Odejdź od kobiety. Nie obchodzi cię los dziecka? - Tym razem wyciągną kunai celując nim we mnie.
- Czekaj, uspokójmy się! -Krzykną Czwarty.
- Chyba mówisz o sobie, Minato - powiedział lekceważąco zamaskowany człowiek. - Ja jestem śmiertelnie spokojny - dodał. Rzucił dziecko do góry, a ja słyszałem tylko moją matkę wołającą w rozpaczy moje imię. Mężczyzna podskoczył celując we mnie bronią, ale mój ojciec teleportował się i złapał mnie przed nim tym samym zostawiając moją matkę.
- Jak na Żółty Błysk przystało. Tylko czy i tym razem dasz radę? - Prychnął lekceważąco. Do koca, w który byłem owinięty przykleił kilka wybuchających notek. Co za potwór! Obiecuję, że jak go spotkam to go zabiję. Hokage szybko się zorientował. Teleportował się ze mną i piekielnym kocem do jakieś starej szopy ratując tym samym matkę siebie i mnie przed wybuchem. Niestety zostawił ją z tamtym członkiem Akatsuki. Gdy było po wszystkim sprawdził czy nic mi się nie stało i teleportował się do małego pokoju gdzie było duże łóżeczko z barierką. Odłożył mnie i przykrył kołdrą. Powiedział, że idzie uratować mamę. Po tym zobaczyłem co działo się z moją mamą. Została przywiązana elementami pieczęci do dwóch skał. Była naprawdę zmęczona. Ciężko oddychała.
- Co ty chcesz zrobić? - Wysapała.
- Wyrwę z twojego ciała Kyuubiego i zniszczę Wioskę Liścia - powiedział bez najmniejszego zawahania. Czerwono-włosa się przeraziła.
- Co żeś powiedział? - Wyszeptała.
- Technika Minato wykorzystuje specjalne oznaczenia pozwalające mu się przenosić między innymi - zignorował jej uwagę. - Zapewne umieścił na tobie takie oznaczenie, ale udało mi się was rozdzielić - dodał. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak długo czekałem na ten moment - wysyczał wyraźnie zadowolony. Spojrzał mojej matce Sharinganem w oczy. Po chwili zaczęła otaczać ją chakra Kyuubiego taka jak mnie gdy traciłem kontrolę. Słyszałem jej krzyk. Z tej chakry ukształtował się łeb Lisa, a potem pojawił się on sam. Usłyszałem dobrze znany mi ryk. Co ważniejsze moja matka przeżyła wydostanie się demona, ale padła na ziemię.
- Czekaj - uniosła głowę do góry.
- Ninja z Klanu Uzumaki są niesamowici. Nawet wyrwanie demona z twojego ciała nie zabiło cię od razu - zatrzymał się. - Więc jako jego były jinchuurki zginiesz z jego ręki - oznajmił. Jednak nic się nie stało. Z nikąd pojawił się mój ojciec i w ostatniej chwili uratował matkę.
- Naruto jest bezpieczny? - Chciało mi się płakać gdy to usłyszałem. Mimo takiego niebezpieczeństwa pyta właśnie o mnie.
- Tak, nic mu nie jest - zapewnił mój ojciec.
- Minato, musisz powstrzymać tego człowieka. Chce zniszczyć naszą wioskę - wyszeptała. Ten kiwną głową i znowu znikną, a ja dalej obserwowałem człowieka w masce.
- Szybki jest, ale tym razem się spóźnił. Moim celem jest wioska - mruknął. Znalazłem się przy rodzicami. Ojciec położył swoją żonę koło mnie.
- Jest taki malutki - moja mama zaczęła płakać. - Minato, dziękuję. Uważaj na siebie - wyszeptała, a mój ojciec w tym czasie nałożył swój płaszcz Hokage.
- Zaraz wracam - powiedział i zniknął.  Wtedy moim oczom ukazała się Konoha. Był wieczór, ludzie pili w barach, spacerowali po mieście. Z jednego domu słyszałem kłótnię jakiegoś małżeństwa. Wszędzie było pełno ludzi. Nikt nie spodziewał się tego co zaraz będzie się tu działo. Wtedy zauważyłem znajome twarze.
- Kakashi-sensei i Mistrz Brewka? - W zdziwieniu zapytałem sam siebie. Byli o kilkanaście lat młodsi, a Kakashi miał na sobie strój ANBU.
- Może papier-kamień-nożyce? - Usłyszałem głos mistrza. Oni już wtedy rywalizowali? Aż chciałem uderzyć się w czoło. Niestey ten pomysł nie spodobał się Gaiowi i jak zwykle wybiegł z tekstem o sile młodości. Wtedy Hatake się zatrzymał.
- Gai, nie wyczuwasz czegoś dziwnego? Wyczułem chłód w powietrzu - zapytał całkiem poważnie. Więc on coś przeczuwał.
- To twoje chłodne nastawienie! - Mistrz Brewki jak zwykle zrobił cyrk. Następnie zauważyłem ulicę z herbem Uchiha, żeby po chwili znaleźć się tuż przed nosem małego Itachiego.
- Coś jest nie tak, że też mamy i taty nie ma dziś w wiosce - powiedział sam do siebie. Na rękach trzymał Sasuke. Opiekował się nim. On także czuł zagrożenie. Później widziałem Trzeciego w swoim gabinecie. Czytał jakieś dokumenty i palił swoją fajkę.
- Przecież to niemożliwe - wyszeptał. Wtedy ujrzałem mężczyznę z Akatsuki. Był w jakimś ślepym zaułku, możliwe, że w centrum Konohy. Użył techniki przywołania. Wszystko działo się tak szybko. Nastąpił wielki wybuch. Ludzie na ulicach poprzewracali się pod naciskiem samego powietrza. Padały pytania czy to jakiś wybuch. Gdy dym zaczął opadać na twarzach tych ludzi widać było niedowierzanie.
-Kyuubi! - Słyszałem krzyk z różnych stron. Wszędzie panował chaos, a mieszkańcy uciekali przed siebie. Ryk Lisa wszystko spotęgował. Zaczął niszczyć budynki, wzniecając dzięki temu pożary. Ludzie krzyczeli. To było straszne. Po chwili zaczęli pojawiać się ninja. Widziałem rodziców Ino, Shikamaru i Choujiego. Ci wszyscy ludzie walczyli o przetrwanie. Próbowali ewakuować mieszkańców. Wtedy pojawił się Trzeci Hokage. Nie dane mi było zobaczyć następnych wydarzeń gdyż widziałem jak na podobiźnie Czwartego Hokage pojawił się on sam.  Prezentował się niesamowicie. Gdy zobaczyłem jego twarz widziałem frustrację i zmartwienie, ale również determinację i odwagę. Wtedy Kyuubi odwrócił się w jego stronę i zaczął tworzyć Bijuudamę.
- Już mnie zauważyłeś? - Bardziej stwierdził niż zapytał Yondaime. - Nie pozwolę ci na to! - Odparł zdecydowanie i zaczął formować pieczęcie.  Wielka kula zaczęła lecieć w jego stronę niszcząc wszystko co spotkała na drodze. Tuż przed twarzami Hokage zatrzymała się i została wciągnięta przez wielki symbol. To zapewne technika mojego ojca. Gdy zniknęła w rękach mojego taty pojawił się jego specjalny kunai. Po chwili można było zobaczyć potężny wybuch oddalony o kilkadziesiąt kilometrów od wioski.  Wtedy zobaczyłem członków starej formacji Ino-Shika-Cho.
- Czy to nie Teleportująca Bariera zatrzymała ten atak? - Zapytał ojciec Chouijego.
- Minato - wyjaśnił Shikaku. Następnie zobaczyłem Trzeciego, który przygotowywał atak. Jednak już po chwili znowu widziałem swojego ojca. Za nim pojawił się członek Akatsuki. Ojciec go wyczuł i zamachnął się na niego kunaiem, lecz mężczyzna stał się przenikalny. Ta umiejętność potwierdziła mnie, że to ten sam człowiek. Złapał Hokage za rękę.
- To ja jestem twoim przeciwnikiem i właśnie wygrałem - powiedział i zaczął go wciągać przez swojego Sharingana, ale zamiast tego usłyszałem charakterystyczny dla techniki Czwartego świst. - Uciekł mi. Naprawdę jest szybki - mruknął wróg. Wtedy zobaczyłem, że teleportował się w to samo miejsce gdzie zrobił to ze mną wcześniej. Upadł na ziemię. Wtedy przed nim zmaterializował się zamaskowany mężczyzna. Ojciec spojrzał na niego zdziwiony.
- Nie pozwolę ci uciec - powiedział. Zapadło milczenie. Widziałem skupienie na twarzy Czwartego. Analizował całą sytuację.
- Jesteś Madarą Uchiha? - Zapytał po krótkiej chwili. Tak szybko na to wpadł. - Nie, to niemożliwe. On nie żyje - stwierdził po chwili.
- Nie byłbym tego taki pewien - powiedział lekceważąco.
- Zresztą nieważne kim jesteś. Dlaczego atakujesz Wioskę Liścia? - Zapytał Minato.
- Nie wiem. Może dla zabawy, a może taki był plan - słysząc to chciałem go teraz zabić. Tu nie chodzi o zwykłą zemstę, ale o całokształt jego czynów i charakter. Tak kanalia nie powinna żyć. Oboje przybrali bojowe pozycje. Członek Akatsuki przyczepił do nadgarstków łańcuch. Ruszyli na siebie. Ojciec przeniknął przez niego i został zatrzymany przez łańcuch. Teleportował się szybko i znalazł się kilka metrów za nim. Znowu ruszyli do ataku. Tym razem Czwarty będąc niewiele przed nim rzucił w nim kunaiem. Ten przez niego przeleciał. W ręce mojego ojca zobaczyłem Rasengana. Wróg już miał go złapać, ale wtedy blondyn teleportował się do rzuconego wcześniej kunaia i wbił w niego Rasengana.
- Technika Szybującego Boga Piorunów, poziom drugi - usłyszałem nazwę techniki. Jak zobaczyłem efekt uznałem, że mój Rasengan nie powoduje takich zniszczeń. Facet został wciśnięty w ziemię, która wyglądała tak jakby najechała na nią Sakura z tą swoją bolesną siłą. Ojciec zostawił na nim swoje oznaczenie. Dym zaczął opadać a szumowina z Akatsuki odskoczyła na bezpieczną odległość ciężko dysząc. Jego ręka zaczęła ściekać. Po prostu się rozpłynęła jakby była z wosku. Wyglądało to obrzydliwie. Skrzywiłem się.
- Dorwałeś mnie. Jesteś nieuchwytny. Powinienem bardziej uważać - został zignorowany. Czwarty teleportował się do niego i wbił w niego kunai. Nałożył też na niego jakąś pieczęć.
- Chcesz mi zabrać Lisa?! - Mężczyzna zabrzmiał na przerażonego.
- Dzięki temu nie będziesz mógł go kontrolować - uśmieszek mojego ojca był bezcenny. Mimo to dalej był piekielnie poważny. Człowiek w masce przegrał. Mój ojciec wymiatał. Byłem dumny, że jestem jego synem. Jednak zamiast cieszyć się z zwycięstwa znowu zobaczyłem co się dzieje w wiosce. Dziewięcioogoniasty szalał. Widziałem tych wszystkich ludzi, którzy uciekali, ale demon był szybszy. Ich krzyk mnie dobijał. W miejscu jakiegoś gruzowiska zobaczyłem znaną mi postać.
- Iruka, nic ci nie jest - wyszeptała ranna kobieta przysłaniająca go własnym ciałem. Chłopiec otworzył szeroko oczy. Zobaczył jej poważną ranę na plecach.
- Tato, mama jest ranna!- Krzyknął do mężczyzny, który stał kilka metrów przed nim.
- Dlaczego nie zostałeś w schronie? - Zapytał wyraźnie zły obserwując demona. Nie dane mi było zobaczyć rozwoju tej sytuacji. Demon zrównał z ziemią już połowę wioski. Zobaczyłem Sandaime.
- Nie możemy ryzykować zniszczeniem wioski. Musimy wypędzić go za mury. Kupcie mi trochę czasu - rzucił rozkaz do otaczających go ninja. Szybko zostali pokonani. Trzeci użył Techniki Przyzwania. Obok niego pojawiła się wielka małpa, którą nazwał Eenma. Zwierzę zmieniło się w wielki kij i na polecenie staruszka wydłużył się uderzając i odpychając Lisa. Nagle zostałem przeniesiony do ojca i jego wroga.
- Tego można było spodziewać się po Czwartym Hokage. Zraniłeś mnie i zabrałeś mi Kyuubiego, ale on i tak będzie mój. Zapanuję nad całym światem, istnieje sporo sposobów, żeby to osiągnąć - powiedział po czym zniknął. Blondyn stał z poważną miną. Po chwili teleportował się na głowę Trzeciego. Kyuubi dalej demolował wioskę. To było okropne. Czwarty przywołał Żabiego Szefa i przygniótł nim Lisa. Po chwili i demon i mój ojciec zniknęli.
- Minato przeniósł siebie i Dziewięcioogoniastego? - Słyszałem zdziwienie dziadka. Kilka sekund potem w jednym punkcie na horyzoncie było widać błysk. Za chwilę i ja się tam znalazłem. Yondaime teleportował się ze swoją żoną i synem.
- Muszę jak najszybciej wznieść barierę - oznajmił zmęczony. Był na wykończeniu.
- Mogę nadal walczyć - usłyszałem swoją mamę. Z jej ciała wyłoniły się łańcuchy, które oplotły demona. Była zmęczona, zaczęła kasłać krwią. Wtedy rozległ się płacz dziecka.
- Naruto, zbudziłam cię. Wybacz mi - moja matka się uśmiechnęła pomimo tego bólu.
- Kushina - szept mojego ojca mnie rozczulił. Martwił się o nich. O mnie.
- Wciągnę Kyuubiego z powrotem i umrę z nim w środku. To na jakiś czas mu przeszkodzi. Będę mogła was uratować tą niewielką ilością chakry, która mi pozostała. Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś - była pewna swojego planu na tyle, że zaczęła się żegnać.
- Kushina, tylko dzięki tobie zostałem Hokage. Dzięki tobie to wszystko osiągnąłem. I dałaś mi to dziecko czyniąc mnie ojcem. i mimo tego... - zamilknął pod wpływem emocji.
- Nie bądź smutny. Cieszę się, że mnie pokochałeś. Na dodatek dziś na świat przyszedł nasz synek. Gdy wyobrażam sobie jak wygląda wspólna przyszłość naszej rodziny, widzę, że jesteśmy w stanie dać szczęście temu dziecku i sami być szczęśliwi. Żałuję tylko, że nie zobaczę jak Naruto dorasta - gdy to mówiła mój ojciec zaczął płakać.
- Nie musisz zabierać ze sobą Lisa. Możesz zachować swoją chakrę, żeby kiedyś spotkać się z Naruto - otarł łzy. - Zapieczętuję całą twoją, pozostałą chakrę w Naruto. Staniesz się częścią Pieczęci Ośmiu Znaków. Następnie zabiorę ze sobą demona. Jako, że nie jestem Jinchuuriki jedyną skuteczną metodą będzie użycie Pieczęci Żniwiarza Dusz - wyjaśnił.
- Ale osoba, która używa tej techniki - nie dokończyła. Trząsł jej się głos.
- I jeszcze jedno. Zapieczętuję tylko połowę Dziewięcioogoniastego. Zapieczętowanie jego całej mocy jest fizycznie niemożliwe - dodał. - Twoja opcja również jest nierozsądna. Jeśli z nim umrzesz gdy wróci nie będzie już żadnego Jinchuuriki. To zachwieje równowagę między Ogoniastymi Bestiami. Żniwiarz na zawsze zapieczętuje połowę jego mocy. Drugą połowę jego mocy... - zrobił pauzę jakby zastanawiał się czy powiedzieć to na głos - zapieczętuję w Naruto. - Kushinie nie spodobał się ten pomysł. - Wiem co o tym myślisz - dopowiedział szybko widząc jej reakcję. - Jednak przypomnij sobie co powiedział Mistrz Jirayia o niepewnej przyszłości świata. Wydarzy się coś strasznego. Dziś przekonałem się co do dwóch rzeczy. Zamaskowany mężczyzna będzie sprawcą tej katastrofy. Po drugie tym kto go powstrzyma będzie nasze dziecko, Jinchuuriki Kyuubiego. Chłopiec, którego ojcem chrzestnym jest Jirayia. Nie wiem dlaczego, ale jestem o tym przekonany  - wyjaśniając to na koniec się uśmiechnął. Oni naprawdę we mnie wierzą. Od moich narodzin. To dziwne, że tyle ode mnie oczekują. Nie mogę ich zawieść. Wtedy mój ojciec zaczął formować pieczęcie. W oddali zobaczyłem Trzeciego Hokage z dwójką swoich ludzi.
- Żniwiarz dusz - usłyszałem nazwę techniki. - Uwierzmy w niego! W końcu to nasz syn! - Krzyknął. Ogarnął mnie szok. Oczy mi się zaszkliły. Oni naprawdę mnie kochają i we mnie wierzą. Nigdy nie byłem dla kogoś tak ważny. Staruszek Sandaime to wszystko widział. Że też ten dziadyga nic mi nie powiedział. Dorwę go w zaświatach. - Gdy skończę Żniwiarza dusz zapieczętuję twoją chakrę w Naruto. Będziesz mogła mu pomóc gdy będzie się starał przejąć kontrolę nad Lisem - wyjaśnił. Mama słuchała go uważnie, ale ciężko się jej oddychała.
- To nasz syn - zacisnęła oczy. - Nie chcę, żeby całe życie dźwigał takie brzemię! I dlaczego musisz używać Pieczęci Żniwiarza Dusz?! Jeśli robisz to tylko po to, żebym mogła zobaczyć go w przyszłości, nie mogę pozwolić ci za to oddać życia! -Podniosła głos. - Chcę, żebyś go ochraniał i wychował dopóki nie dorośnie. Więc dlaczego? Dla zachowania równowagi? Dla dobra kraju i wioski? Dlatego chcesz poświęcić Naruto?! Dlatego chcesz dla mnie umrzeć?! - Krzyczała dławiąc się łzami. Jednak Czwarty zachował stoicki spokój nawet jeśli było po nim widać, że trudno mu patrzeć na ukochaną osobę w takim stanie.
- Odwrócenie się od własnej wioski jest tak samo złe jak porzucenie własnego dziecka. Twoja ojczyzna została zniszczona, więc powinnaś rozumieć jak podły los czeka tych, którzy nie mają własnego kraju. Po za tym jesteśmy rodziną shinobi! - Teraz mogłem w nim ujrzeć głowę Kraju Ognia. Chciałbym zostać Hokage takim jak on. - W dodatku nieważne jak długo bym żył, nigdy nie zastąpiłbym mu matki - dodał. Wziął małą wersję mnie na ręce. - Jestem dumny, że mogę oddać życie za syna. To mój ojcowski obowiązek - powiedział po czym użył Żniwiarza.
- Yondaime, niech cię piekło pochłonie! - Ryknął Kyuubi. Już wtedy lubił krzyczeć, coś nowego. Lis stał się znacznie mniejszy. Wtedy ojciec stworzył ołtarzyk. Położył mnie tam przygotowując się do zapieczętowaniu we mnie Lisa. Moja mama bardzo osłabła. Zaczęła się dusić.
- Kushina! - Mój ojciec pobiegł w jej kierunku. Wtedy stało się coś czego nigdy bym nie przewidział. Trwało to sekundy, szybciej niż mi się wydawało, a moi rodzice nie zawahali się nawet przez chwilę. Dziewięcioogoniasty chciał mnie zabić. Zamachnął się na mnie łapą, lecz napotkał przeszkodę w postaci moich rodziców. Zasłonili mnie własnym ciałem. Oglądałem to jakby w zwolnionym tempie. Jeden pazur Lisa przebił na wylot ich ciała. Wszędzie dookoła rozbryzgała się ich krew, a na mnie spadła tylko mała kropelka w miejscu mojego serca. Stałem patrząc na to z otwartą buzią. Płakałem.
- Mówiłem, że to mój ojcowski obowiązek - odezwał się Czwarty.
- Tym bardziej matczyny - dodała czerwono-włosa. - Pierwszy raz zabrakło mi argumentów, więc niech będzie po twojemu. Widzę, że jesteś bardzo zdeterminowany - uśmiechnęła się pomimo cierpienia.
- Dziękuję Kushina - odparł mój ojciec, który miał o wiele lepszy humor jak mi się wydawało. Czy będąc w takiej sytuacji można mieć w ogóle lepszy humor? Użył Techniki Przywołania. Zjawiła się Gerotora, której powierzył klucz do mojej pieczęci.
- Jedno z głowy - przymknął oczy ze zmęczenia. - Mój czas dobiega końca. Postaram się zapieczętować też odrobinę mojej chakry w Naruto. Jeśli chcesz coś powiedzieć Naruto to zrób to teraz, bo nie zobaczymy go zbyt szybko - powiedział.
- Naruto, nie wybrzydzaj przy jedzeniu, jedz dużo i zdrowo rośnij. Myj się codziennie i ubieraj się ciepło. Chodź wcześnie spać, żeby nie być zmęczonym. I zdobądź przyjaciół. Nie musi ich być wielu. Ważne, żeby byli prawdziwi i żebyś mógł im zaufać. Mamusia nie była w tym dobra, ale przykładaj się do nauki i ciężko trenuj swoje techniki. Pamiętaj, że każdy ma swoje dobre cechy, ale nikt nie jest bez wad, więc nie załamuj się niepowodzeniami - mówiła praktycznie na jednym oddechu. Płakałem słysząc to. - Szanuj swoich nauczycieli i starszych kolegów. I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Trzy przykazania każdego ninji. Bardzo uważaj przy pożyczaniu pieniędzy, a zarobione pieniądze lokuj na swoim koncie. Nie pij alkoholu przed dwudziestką, a potem nie pij zbyt wiele, żeby nie zrujnować sobie życia. Kolejna sprawa to miłość. Jestem dziewczyną, więc niewiele mogę poradzić chłopakowi, ale musisz wiedzieć, że ten świat składa się z mężczyzn i kobiet, więc to naturalne, że mężczyźni interesują się kobietami. Jednak uważaj, żeby nie pokochać nieodpowiedniej dziewczyny. Znajdź sobie kogoś takiego jak twoja mama - było jej coraz ciężej mówić, ale uśmiechnęła się. - Skoro jesteśmy już przy ostrzeżeniach to uważaj na Mistrza Jirayię, dattebane - mój tato też się uśmiechnął. Pewnie normalnie by się zaśmiali, ale jak widać nie mieli już sił. Wtedy moja mama zaczęła płakać. - Naruto, będziesz musiał zmierzyć się z ogromnym cierpieniem. Pamiętaj, kim jesteś. Miej marzenia i staraj się je zrealizować za wszelką cenę! Jest tak wiele rzeczy, które chciałbym ci przekazać. Chciałabym zostać przy tobie trochę dłużej. Kocham cię - zalała się łzami. - Minato, przepraszam, że wykorzystałam twój czas - dodała cichutko. Ojciec pokiwał głową.
- To nic - wychylił się zaa ciała matki. - Ja mam do ciebie tylko jedną prośbę. Słuchaj się twojej wygadanej mamy - uśmiechnął się.
- Pieczęć Ośmiu Znaków - wszystko zaczęło się rozmazywać. Znowu byłem w mojej podświadomości, a na przeciw mnie stała moja mama. Sama ocierała łzy.
- Przepraszam, że uczyniliśmy cie naczyniem na Kyuubiego. Zrzuciliśmy nasze brzemię na twoje barki - jej głos się łamał. - Że nie było nas przy tobie w czasie dorastania. Że nie mogliśmy otoczyć cię miłością - słuchałem jej.
- Nie musisz przepraszać. Dorastanie jako Jinchuuriki było bardzo ciężkie, ale nigdy was o to nie obwiniałem - widziałem jej szok na twarzy. - To prawda, nie poznałem co to jest miłość rodziców, ale teraz wiem, że żyję, bo moi rodzice oddali za mnie życie. Jestem o wiele bardziej wypełniony waszą miłością niż Kyuubim, dlatego jestem szczęśliwy. Jestem dumny, że mam takich rodziców - uśmiechnąłem się. Widziałem jak zaczyna płakać. Rzuciła się biegiem na moją szyję.
- Naruto! Dziękuję, że pozwoliłeś mi być twoją mamą. I dziękuję, że pozwoliłeś być Minato twoim ojcem. Dziękuję, że jesteś naszym synem! - Wtuliła się we mnie. Objąłem ją ramionami.
- Mamo, obiecuję, że od teraz będę jeść również warzywa, a nie tylko ramen. Uwielbiam brać kąpiel, więc o to się nie martw - zacząłem. Odsunęła się patrząc mi w oczy. - Wystarczająco się wysypiam, może nawet za dużo. Mam masę wspaniałych przyjaciół. Szkoda, że nie możecie ich poznać. Chociaż z jedną osobą nie układa mi się najlepiej. Jeśli chodzi o naukę twoje obawy były słuszne, ale nigdy nie załamywałem się z tego powodu - zaśmiałem się robiąc przerwę. - Nie zawsze było kolorowo z nauczycielami i starszymi kolegami, ale teraz bardzo się szanujemy. Mistrz Jirayia powiedział mi o trzech przykazaniach ninja. Miałaś rację co do jego wad, ale to również wspaniały człowiek, który nauczył mnie jak powinien postępować shinobi - uśmiechnąłem się. Widziałem jej wzruszenie.
- Jestem Uzumaki Naruto, ninja z Wioski Liścia. Moim marzeniem jest zostać Hokage. Przewyższę wszystkich Hokage, którzy panowali do tej pory - zrobiłem przerwę. - Stanę się lepszy od taty i silniejszy od ciebie, mamo - odrzekłem poważnie. - Obiecuję - dodałem na koniec. Mama zgodziła się ze mną kiwnięciem głowy. Uspokoiła się. Wtedy zaczęła powoli znikać.
- Mój czas się kończy - spojrzała na swoją blaknącą rękę. - Szkoda, że nie mogę znowu przejść się uliczkami Konohy, spotkać się ze znajomymi z akademii, wszyscy razem. Chciałabym żyć i obserwować ciebie, twojego ojca i twoich przyjaciół - uśmiechnęła się szczerze. Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się głupio. To było coś o co nie mogłem się dla niej postarać. Przytuliła mnie.
- Mamo, kocham cię - wyszeptałem w jej ramię.
- Też cię kocham. Zawsze pamiętaj o mnie i twoim ojcu - przestałem ją czuć. Rozpłynęła się jako złota poświata. Chciało mi się płakać. Mój sen się skończył. Jednak po chwili z trudem się ocknąłem. Mam wioskę do ochronienia. Otworzyłem oczy. Dalej znajdowałem się pod barierą.
- Dobra robota Naruto - pogratulował mi Yamato. Tyle, że ja jeszcze nic nie powiedziałem.
 - Eeto... - zacząłem zdezorientowany.
- Widzieliśmy wszystko - powiedział Inoichi zaa moich pleców. Podniosłem się.
- Że wszystko?! - Ogłupiło mnie to.
- Tak jak wszyscy - wtedy bariera opadła. Ujrzałem spory tłum gapiów. Wtedy na dachu pojawiła się Tsunade, Jirayia, Sakura i Kakashi.
- Naruto, wszystko w porządku? - Zapytała z troską moja przyjaciółka z drużyny. Kiwnąłem głową.
- Możesz połączyć się z chakrą Kyuubiego? - Zaczęła drążyć temat Hokage. Nie odzywając się pokazałem im to co umiem. Po chwili moje ciało jarzyło się żółtą poświatą. Następnie stało się coś dziwnego. Technika Yamato zaczęła na mnie oddziaływać. Drewna zaczęły się rozrastać.
- Niesamowite. Przepełnia cię niesamowita energia życiowa - stwierdził Ero-sennin.
- A właśnie - uśmiechnąłem się zadziornie. - Masz pozdrowienia od pewnej kobiety. Może ją znasz, Kushina Uzumaki. Kazała przekazać, że ma w opiece każdy twój ruch na ziemi - powiedziałem całkiem poważnie. Jirayia zbladł.
 - Ona nie żartowała? - Wyjąkał. Zaśmiałem się z niego. Nagle coś mnie zainteresowało.
- Co to? - Mruknąłem patrząc w ślepy punkt na sąsiednim budynku. Każdy zauważył zmianę w moim zachowaniu.
- Co się dzieje? Czujesz jakąś chakrę? - Zapytał Kakashi.
- Nie chakrę, złe... intencje - zastanawiałem się nas doborem słownictwa. Wtedy wszyscy usłyszeliśmy donośny śmiech. W miejscu, w które utkwiony był mój wzrok pojawiła się znana mi szumowina z Akatsuki.
- Ty! - Wywarczałem przez zaciśnięte zęby.
- Proszę, Jinchuuriki gdy zyska kontrolę nad Kyuubim może wyczuć złe zamiary. Nawet najlepszy tropiciel tego nie umie - pokazał się w całości. - Mam już to czego chciałem, więc pozwolicie, że zostawię waszą biedną wioskę w spokoju - odwrócił się. - Na razie - dodał szyderczo. Nie czekając na niczyje pozwolenie ruszyłem za nim. I tedy dostałem jakiegoś przypływu mocy. W ciągu sekundy znalazłem się koło tego człowieka, lecz go już nie było. Zacisnąłem pięści w złości. Anulowałem Tryb Chakry Lisa. Spojrzałem na twarze moich znajomych. Tsunade, Jirayia i Kakashi stali jak te ciołki z otwartymi na oścież japami.
 - Czy to...? - Zaczęła Babcia Tsunade.
- Żółty Błysk - stwierdził Kakashi-sensei.
- Tak - bąknął niezwykle inteligentnie Ero-sennin. Machnąłem na nich ręką i zeskoczyłem na ziemię pośród ten tłum. Ludzie rozstąpili się widząc moją minę. Byłem zły. Ten człowiek tu był, a ja pozwoliłem mu uciec. Skierowałem się do swojego domu. Chciałem odpocząć po tym męczącym dniu. Jednak po chwili zatrzymałem się. Oni nie chcieliby, żebym gnał bezcelowo za zemstą. Odwróciłem się i spojrzałem na rzeźbę twarzy mojego ojca. Mimo wolnie uśmiechnąłem się. Uniosłem głowę do góry i spojrzałem na bezchmurne niebo. Tak, najpierw muszę zająć się wioską. Później zniszczymy tą zakałę ludzkości, ale najpierw zedrę mu tą maskę z twarzy. Uśmiechnąłem się szeroko i krzyknąłem w stronę przyjaciół stojących na dachu mojego przyszłego biura.

- Idę odpocząć, zajrzę do was później - krzyknąłem i pomachałem do nich po czym tak jak mówiłem udałem się do domu. 



***
Wiadomo już dlaczego wyszedł taki długi. 24 strony w Wordzie. Uwielbiam historię Minato i Kushiny. Niesamowicie lekko mi się ją pisało. Myślę, że nie pogniewacie się, że większość jest po prostu zaczerpnięta z anime. Z długości wyszedł mi niesamowicie, a co do jakości to nie wiem. Wy ocenicie. Zawsze jak czytałam blog np. Akemii o SasuSaku zastanawiałam się jak można pisać tak długie rozdziały. Teraz już to rozumiem. :D Co do następnego rozdziału to nie wiem czy napiszę go do 01.09. Później zacznie się szkoła i będzie trochę ciężko. Mata ne, Naruciaki :*