10 lis 2015

Rozdział 21

Dziad schował się w jednej z jaskiń z Monumentami Hokage. Mierzyliśmy się wzrokiem. Kabuto wyglądał zupełnie inaczej, przypominał węża. Jak widać jego fascynacja Orochimaru sięgnęła szczytu. Mój brat uruchomił Sharingana.
- Jestem pod wrażeniem, że mnie znaleźliście - odezwał się swoim matowym głosem. Spod jego płaszcza wypełznął biały wąż.
- Niezbyt się postarałeś - odparłem spokojnie. Za nim zauważyłem małą planszę i białe kamyki. W ten sposób musiał kontrolować rozmieszczenie tak dużej ilości ciał.
- Ostrzegę was. Nawet jeśli mnie zabijecie technika nie przestanie działać - uśmiechnął się jadowicie. Jashinie, co za idiota. Powiedział swoim wrogom tak ważną informację. Zerknąłem na Sasuke, który również spojrzał na mnie z politowaniem.
- Innymi słowem, nie możecie mnie zabić - łypnął na nas swoimi wężowymi oczami. - Jeśli zginę technika nigdy się nie skończy - wykrzyknął i zaczął się przeraźliwie śmiać. - Szczęście dalej się do mnie uśmiecha.
- Znaleźliśmy się w poważnej sytuacji - powiedziałem zachowując spokój.
- Gdzie zgubiłeś Orochimaru? - Usłyszałem głos mojego brata.
- To trochę skomplikowane do wyjaśnienia - odpowiedział Yakushi.
- Zanim zdążysz, ja powstrzymam Edo Tensei - złożyłem ręce w pieczęci,
- Ta technika nie ma słabych miejsc, nie powstrzymasz jej - uśmiechnął się zjadliwie. - Co więcej, używanie jej nie niesie ze sobą żadnego ryzyka, zrozum to Itachi - zwrócił się bezpośrednio do mnie.
- Jeśli będziesz niecierpliwy możesz tylko narobić szkód - dodał. Zrezygnowany opuściłem dłonie.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! - Warknął Sasuke. Wąż Kabuto zasyczał złośliwie.
- Samo zadanie pytania nie daje gwarancji otrzymania odpowiedzi - usłyszał dyplomatyczną odpowiedź. - Niezbyt się zmieniłeś od czasów akademii - znowu zwrócił się do Sasuke. Postanowiłem zakończyć tą nic nie wartą rozmowę.
- Przyszliśmy tu, żeby cię zabić. Dobrałeś się do niezbyt mądrej techniki. Ona nie kontroluje serc - spojrzałem na niego porozumiewawczo. - Zdajesz sobie sprawę jak wielki ból czują ci, którzy zostali ożywieni? Choć jest nie porównywalny z tym jaki czują żyjący bliscy tych wezwanych? - Po jego spojrzeniu wiedziałem, że nawet w najmniejszym stopniu te słowa nie zrobiły na nim wrażenia. - Gdy już pogodzili się z ich stratą ty znowu odnowiłeś ten smutek - dodałem. Uśmiech na jego twarzy powiększył się. Westchnął ostentacyjnie.
- Jestem trochę zdziwiony, że osoba, która zaszlachtowała cały swój klan ma takie dobre serduszko - wysyczał pogardliwie. Zdziwiłem się słysząc to. - Czyżby to oznaczało, że żałujesz tego co zrobiłeś? Bo jeśli tak to jestem zaintrygowany - dodał oczekując na odpowiedź.
- Nie ważne co sobie myślisz i tak zaraz zginiesz - wyjaśniłem zbywając go.
- Sasuke, nie chcesz zemścić się za śmierć rodziców? Możemy połączyć nasze siły i razem go pokonać - zaczął inną grę. - Posiadamy tę samą moc węża, tego samego mistrza... - nie dokończył.
- Nie mam zamiaru nazywać go mistrzem! - Machnął ręką najmłodszy z żyjących Uchiha w geście kompletnej niezgody. I jego nadpobudliwość się odezwała. Rzucił w Kabuto kilkanaście shurikenów. Zatrzymałem je swoimi.
- Co ty wyprawiasz? To wróg! - Warknął w moją stronę.
- Tak, ale nie możemy go zabić, bo nie powstrzymamy Techniki Ożywienia. Dlatego najpierw rzucimy na niego moje Tsukuyomi i wypytamy go jak przerwać technikę i gdy dalej będziemy mieć nad nim kontrolę sprawię, że każemy mu ją przerwać - wyjaśniłem cicho. W tym czasie Yakushi podniósł się z ziemi.
- Dziękuję za szczegółowy opis - stanął na przeciwko nas. - Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z waszym planem - dodał ironicznie. - Jednak mówiłem ci już, że ta technika nie ma żadnych słabych stron.
- Każda technika ma jakiś słaby punkt! - Warknąłem zdenerwowany tym jego ciągłym gadaniu o perfekcji tego jutsu. Uruchomiłem Mangekyo Sharingan.
- Do dzieła więc! - Otoczyły go węże. Naciągnął bardziej kaptur na oczy.
- Jestem typem mola książkowego, więc obecność ludzi mnie krępuje - tłumaczył swoje zachowanie.
- Zabezpieczenie przed techniką iluzji? - Zauważył Sasuke.
- Wnioskując po zachowaniu węży, potrafią wyczuć co chcemy zrobić - dodałem widząc bojowe nastawienie zwierząt.
- Węże potrafią wyczuć wroga używając swojego języka do lokalizacji jego temperatury i zapachu ciała - wyjaśnił mój młodszy brat.
- Sporo się o nich nauczyłeś, jesteś ekspertem - stwierdziłem.
- Jednak nie pokonasz mnie samą wiedzą o wężach - wtrącił się Kabuto układając ręce w pieczęci. Węże stały się większe. - Jesteście na moim terytorium! - Dodał z radością. Musiał się tu zaszyć dużo wcześniej przed atakiem, żeby się przygotować.
- Uważaj na pułapki - zwróciłem się do Sasuke.
- Pułapki? To zbyt prymitywne - wyjaśnił okularnik, a jego węże uderzyły w nas, lecz w porę odskoczyliśmy. Automatycznie uruchomiłem Susanoo i czterema, czerwonymi rękami przytrzymałem węże za łby. W tym czasie Sasuke uruchomił swoje i mieczem przeciął w połowie dwa z nich.
- Więc tak wygląda Susanoo - w hałasie udało mi się wyłapać głos naszego wroga.
- Sasuke, bez agresji! Nie może zginąć! - Krzyknąłem dla przypomnienia.
- Wygląda na to, że posiadł moc Orochimaru, więc nie umrze tak łatwo - w bojowym nastawieniu młodszy z Uchiha ruszył przed siebie. Pociągnąłem za dwa pozostałe węże odrywając Kabuto od powierzchni ziemi.
- Sasuke! - Rzuciłem porozumiewawczo.
- Wiem! Ściągnę kaptur - pobiegł na niego. Zrywając kawałek materiału ukazały nam się trzy głowy tych przebrzydłych jaszczurek. Byłem lekko zdziwiony, ale można to było przewidzieć. Węże nam uciekły. Wkurzony Sasuke chciał złapać Kabuto, ale mu się nie udało gdyż rozdzielił on swoje ciało na węże, które oplotły stalagnaty. Katana mojego brata trafiła w jednego z nich, lecz ten pozwolił przeciąć swój ogon na pół i uciekł chowając się za skały. Wtedy Sasuke się uspokoił.
- Jesteś aż tak nieśmiały, że chowasz nie tylko twarz, ale i całe ciało? - Zapytał retorycznie ze spokojem w głosie. Rozglądałem się po jaskini, ale nigdzie nie mogłem dostrzec użytkownika Edo Tensei,
- Zrzuciłeś skórę, żeby uciec. Jesteś nikim, posiadłeś tylko cząstkę mocy Orochimaru - Sasuke zaczął go prowokować, co więcej skutecznie.
- Nie powinieneś mnie lekceważyć - usłyszałem syk spod kupki materiału płaszcza Kabuto. - Co prawda w księdze Bingo stoję niżej niż ty i nie mogę się równać z Orochimaru-sama - powiedział wkraczając na śliski grunt jakim była przestępcza kariera zawodowa mojego braciszka. Zacisnąłem zęby ze złości.
- Gdybyś mógł się równać z Orochimaru nie chowałbyś się teraz po kątach - ku mojemu zdziwieniu młody nie dał się sprowokować. Jednak w tej chwili zauważyłem coś niepokojącego.
- Sasuke, bądź czujny. Wszędzie jest chakra - odezwałem się. Członek drużyny siódmej zaczął badać otoczenie Sharinganem. - Ciężko powiedzieć, która jest jego - dodałem i zobaczyłem, że węże trzymane przez moje Susanoo zaczęły się topić.
- To umiejętność zamiany ciała w ciecz - wyjaśnił Kabuto widząc moje zdziwienie. - Robię to dzięki moim płynom ustrojowym - dodał. Sakura pewnie stwierdziłaby, że to interesująca umiejętność, ale i obrzydliwa. Uśmiechnąłem się w duchu na myśl o niej, lecz po chwili przypomniałem sobie, że poszła walczyć z Madarą. Aż przeszły mnie ciarki po plecach.
- Ta technika powstała w oparciu o zdolność przemiany ciała klanu Houzuki. Znasz Suigetsu, Sasuke? - Dodał jadowicie. Mój brat ani drgnął. Wtedy zauważyłem, że przecięty ogon węża się regeneruje.
- Posiadam też zdolność szybkiego uzdrawiania nabytą po przebadaniu ciała pewnej kobiety z klanu Uzumaki - usłyszałem dalszą opowieść. - Twoja towarzyszka Karin - rzucił w stronę młodego. Chłopak był zdziwiony.
- Karin pochodzi z klanu Uzumaki? - Zapytał się go.
- Członkowie tej rodziny charakteryzują się czerwonymi włosami i posiadają potężną siłę życiową, ale wystarczy o tym. Został jeszcze Juugo. Miałeś nosa wybierając tą trójkę - usłyszałem.
- Chodzi ci o przeklętą pieczęć? - W tym momencie nastąpił mały wybuch w miejscu gdzie stał Kabuto.
- Nie - spośród dymu wyłoniły się węże. - Moje umiejętności są pamiątką po treningu w Grocie Ryuuchi! - Krzyknął sterując zwierzętami.
- Co?! - Byłem w szoku. - Niemożliwe!
- Tak, znalazłem ją - odparł spokojnie. - To legendarne miejsce tak jak Góra Myouboku czy Las Shikkotsu. Oprócz Orochimaru tylko mi udało się tam dotrzeć - węże okalające jego ciało zaczęły się rozpływać. - Trenowałem pod okiem Mędrca Białego Węża i w końcu udało mi się przewyższyć mojego mistrza. Zrobiłem to! - Z paszczy jednego z węży wyłoniła się obślizgła ręka. Susanoo Sasuke przybrało silniejszą postać i złapało za kuszę, po czym wystrzeliło strzałę w miejsce gdzie znajdował się Yakushi.
- Nie działaj pochopnie! - Krzyknąłem ostrzegawczo, lecz to co zobaczyłem zaskoczyło mnie. Wąż uniknął ataku, a wystająca biała dłoń pogroziła nam palcem. Sasuke był w szoku.
- Moje umiejętności wyczuwania zagrożenia poprawiły się. Mam teraz po swojej stronie energię natury - pławił się w swojej potędze. Zrozumiałem, że opanował styl Mędrca. Wyłączyłem swoje Susanoo.
- Posłuchaj - znowu zwrócił się do mojego brata. - Członkowie klanu Juugo zawsze mieli ciała absorbujące energię natury. Właśnie to jest tajemnica wpadania przez nich w szał. Dzięki tej umiejętności mogą stać się nagle dzicy i bardziej silni. Orochimaru-sama był zainteresowany źródłem tej mocy i udało mu się znaleźć jego początek. To właśnie Grota Ryuuchi. Mistrz pragnął posiąść tą moc, ale nie miał wtedy odpowiedniego ciała. Dlatego... -przerwał wystawiając drugą rękę z łba węża. Stanęliśmy na baczność. Ze zwierzęcia wypełzło oślizgłe, białe ciało Kabuto. - ...nie udało mu się osiągnąć tego co mi, czyli bycie doskonałym mędrcem - zakończył wijąc się po ziemi. Jego język wystawał mu aż za brodę, a oczy posiadały źrenice węża. Było tak jak przypuszczałem. Opanował Sennin Modo.
- Jesteś tak samo obrzydliwy jak Orochimaru - rzucił Sasuke.
 - Specjalista od węży nie powinien popełniać tak prostych błędów. Nie jestem już wężem. Moc Mędrca pozwoliła mi zrzucić skórę - wężowaty zwiększał ton swojego głosu. Następnie szybko złożył dłonie w pieczęć. - Jestem smokiem! - Krzyknął z złowrogim uśmiechem na twarzy. Czułem jak wylewa się z niego chakra. Osiągnął potęgę. Po chwili uformował następne ręczne znaki.
- Senpou: Hakugeki no Jutsu!* - Nabrał powietrza do płuc. Z jego ust wyfrunęła czerwona poświata smoka trzymająca w jednej łapie fioletową kulę. Smok zaczął krążyć po jaskini. Zerwałem się do biegu i po chwili stałem tuż obok mojego brata. Czerwony dym zaczął się zniekształcać i wirować wokół ciemnej kuli. Towarzyszył temu głośny świst rotacji powietrza. Kula zaczęła jaśnieć, aby po chwili nas oślepić. Do tego dźwięk wydawany przez nią był nie do zniesienia. Sasuke odruchowo zatkał sobie uszy rękoma. Widziałem, że coś do mnie mówi, ale hałas był zbyt głośny, żebym mógł go usłyszeć. Nieprzyjemny świst działał drażniąco nawet na moje kości. To było okropne. Skuliłem się trzymając się za głowę. Ta technika miał na celu osłabić nasz słuch i wzrok paraliżując zmysły i utrudniając orientację w terenie. W oślepiającym świetle zauważyłem biegnącą sylwetkę Kabuto w naszą stronę. Jego umiejętności wzrosły niesamowicie. Zerknąłem na brata, który również ciężko znosił obecne warunki. Poczułem, że może nie utrzymać ochrony. I niestety miałem rację, jednak szybko zareagowałem. Gdy fioletowe Susanoo Sasuke zniknęło moje wyciągnęło rękę, aby go osłonić. To była dobra decyzja, bo wężowaty chciał zaatakować słabsze ogniwo. Dzięki mojemu Jutsu odepchnęło go do tyłu, a piekielna technika ograniczająca nas zaczęła wygasać. Poczułem niesamowitą ulgę nie słysząc piskliwego dźwięku.
- Itachi, potrafisz wyczuć moją chakrę? - W jego głosie nie było krzty strachu czy nawet wahania.
- Nie posiadam takiej umiejętności. Ja po prostu przewidziałem, w którego z nas zechcesz uderzyć i zapewniłem mu ochronę - popatrzyłem na brata, który odzyskał już kontrolę nad własnym ciałem. - Jeśli ktoś tak ostrożny jak ty chce Sasuke to oczywistym będzie, że jego zaatakujesz pierwszego. Jeżeli udałoby ci się mógłbyś mną sterować w zamian za jego bezpieczeństwo. I próbujesz to zrobić zanim rozgryziemy twoje techniki - wyjaśniłem spokojnie.
- To, co wyróżnia cię na tle klanu Uchiha jest to, że posiadasz prawdziwe zdolności wzrokowe - Kabuto nie spuszczał ze mnie oczu. Na jego twarz ciągle utrzymywał się parszywy uśmieszek. - Potrafisz zajrzeć w ludzkie dusze i czytać z nich jak w otwartej księdze, a następnie użyć zdobytą wiedzę w walce. Dlatego tak łatwo przychodzi ci kłamanie. Żyłeś w kłamstwie przez większość swojego życia, co czyni cię przesiąkniętym na wskroś kłamstwem obrzydliwym ninją - kontynuował. Jego słowa puściłem mimo uszu, ale Sasuke już nie. Warknął ze złością i zaatakował go Chidori. Nasz wróg uskoczył przed atakiem i przyczepił się do sufitu jaskini.
- Myślicie, że złożony naprędce duet może przechytrzyć moje umiejętności? - Włosy zwisały mu w dół co odsłoniło dokładniej jego łuskowatą twarz. - Na dodatek jeden z was cały czas kłamał, więc nic o sobie nie wiecie - w czasie jego monologu w mojej głowie zrodził się pomysł.
- Sasuke, pamiętasz jak poszliśmy razem na misję? - Mój brat spojrzał na mnie krytycznie. - Tą z dzikiem? - Dodałem widząc, że nie wiedział o co mi chodzi. Chwilę się zastanawiał, ale kiwnął głową potwierdzająco. - Ruszajmy! - Wydałem rozkaz wiedząc, że mnie zrozumiał. Oboje uruchomiliśmy Susanoo. Pobiegłem pierwszy po prawej stronie Kabuto, a Sasuke skierował kuszę Susanoo w jego stronę i przygotowywał się do strzału. Naskoczyłem na Kabuto posyłając w jego stronę ogniste ataki mojej tarczy, a mój brat doczekał się idealnej chwili na trafienie go strzałą. Wycelował perfekcyjnie w łeb węża, który jednocześnie dzięki pokręconym eksperymentom anatomicznym Yakushiego był też jego ogonem. Dzięki temu mężczyzna spadł z sufitu wisząc na ogonie.
- Chce użyć mojego miecza, żeby się uwolnić! - Krzyknął Sasuke. Szybko dostrzegłem srebrną katanę wbitą w kamień niedaleko Kabuto. Wystrzeliłem błyskawicznie w tamtą stronę. Zdążył złapać za rękojeść miecza, więc gdy byłem przy nim idealnie wbił mi go w brzuch. Nie robiłem uniku, ale nie poczułem też bólu.
- Właśnie dlatego mówiłem ci, żebyś nie działał pośpiesznie - wysyczał zadowolony. Miałem z nim idealny kontakt wzrokowy. Uruchomiłem Mangekyou, a koło nas pojawiła się setka kruków. W tym zamieszaniu i dzięki zdezorientowaniu Kabuto złapałem za katanę brata i udało mi się obciąć róg wroga. Odskoczyłem od niego na bezpieczną odległość, a Sasuke podszedł do mnie. Nasz przeciwnik jednak również stał zadowolony. Ręką gładzi pozostałość po uciętej części ciała.
- Zapomniałem, że mam teraz rogi - uśmiechnął się złośliwie.
- Wyszło idealnie - rzuciłem w stronę Sasuke.
- Teraz zamiast wielkiego dzika musimy pozbyć się węża - dodał. Potwierdziłem jego słowa kiwnięciem głowy. Akcja uspokoiła się. Wróg wpatrywał się w nas uważnie.
- To zabawne, że jeszcze nie dawno nienawidziliście się, a teraz jesteście do siebie przyjaźnie nastawieni - zaczął.
- Nic w tym dziwnego - wyjaśnił Sasuke.
- Było źle, ale wszystko sobie wyjaśniliśmy i nie czaka nas niszczenie Konohy czy wzajemnie własnego życia - dokończyłem myśl brata. Kabuto dalej kontynuował swój monolog o jego wspaniałości jednak skupiłem się na obmyśleniu planu niż słuchaniu. Sasuke słuchał go, ale po jego minie wywnioskowałem, że każde jego słowo ma głęboko w poważaniu.
- Co robimy? - Zapytał cicho.
- Nie zna prawdziwej potęgi klanu Uchiha - wyjaśniłem krótko. Jeszcze możemy go zaskoczyć. - Istnieje technika wzrokowa, która nie wymaga kontaktu wzrokowego, ale jej ceną jest utrata wzroku - odparłem.
- Izangai? - Usłyszałem nazwę. Zdziwiony zerknąłem na Sasuke.
- Skąd ją znasz? - Zaciekawił mnie.
- Walczyłem z Danzo, który jej używał. Korzeń ma trochę inną politykę, a ten stary pryk starał się mnie zabić. Liczę na to, że sobie z nim porozmawiam przy najbliższej okazji - opowiedział, a ja byłem pod wrażeniem. Nie doceniłem własnego rodzeństwa.
- Nie chodziło mi o Izanagi, ale o jej bliźniaczkę Izanami - rzuciłem w jego stronę i zacząłem biec w stronę Yakushiego. Wciąż trzymałem w dłoni miecz brata. Zaatakowałem nim bezpośrednio Kabuto, ale on zatrzymał to ręką. Odskoczyłem.
- Izanagi potrafi zmienić czyjeś przeznaczenie, Izanami o nim decyduje - wyjaśniłem i dałem Sasuke kilka chwil na przetrawienie informacji. - Trzymaj się blisko mnie - wydałem polecenie ustawiając się w bojowej pozycji.
- Nie wiem co planujecie, ale przeciwko mnie wszytko jest bezskuteczne - Wężowaty puszył się jak paw. Kontynuował swój wywód o niezniszczalności własnej osoby i użył jakieś techniki Stylu Mędrca. Jej efektem było to, że sufit i ściany, wszystkie kamienie zaczęły mknąć w naszą stronę. Odruchowo uruchomiłem Susanoo w celu zapewnienia nam tarczy. Ochroniłem Sasuke, lecz jednocześnie dałem się unieruchomić. Usłyszałem śmiech Kabuto, który biegł w naszą stronę. Widząc to Sasuke włączył Mangekyou i otoczył nas Amaterasu. Ostateczna technika ofensywna posłużyła nam jako defensywa. Szybko ogarnąłem się po ataku.
- Nie potrafię sobie wyobrazić własnej przegranej. Nie ma na świecie osoby bardziej dorównującej Mędrcowi Sześciu Ścieżek niż ja! Z człowieka ewoluowałem w węża, a następnie w smoka! - Chwalił się swoją potęgą. - Uchiha przy mnie są...
- Co ty możesz wiedzieć o Uchiha! - Przerwał mu krzykiem Sasuke. Kontynuowałby swoją wypowiedź, ale przerwałem mu ręką.
- Przypominasz mi siebie sprzed lat. Dlatego przegrasz - rzuciłem w jego stronę.
- Nic o mnie nie wiesz! - Krzyknął w odpowiedzi. Zezłościłem go. Widocznie poruszyłem dla niego drażliwy temat. - Byłem nikim, a teraz każdy boi się wypowiedzieć moje imię gdy tylko poznaje moją potęgę - dodał dumnym tonem.
- Na pewno nie możemy go zabić? - Mój brat zaczął się pieklić.
- To on kontroluje walkę, cierpliwości - powiedziałem cicho.
- Izanami nie jest jeszcze gotowe? On coś szykuje! - Usłyszałem. Ten mój braciszek to straszny narwaniec. Westchnąłem ciężko.
- Ja też mam pewien plan, ale potrzebuję jeszcze chwili - chciałem jakoś ostudzić jego zapał. W tym czasie Kabuto wcielił swoja taktykę w życie. Wąż, który wyrastał z jego brzucha przybrał kształt człowieka. Yakushi krzyknął jego imię i jedną technikę ze stylu Doton. Oddzielił nas od siebie kraterem jednocześnie pozbywając się naszego Amaterasu z ziemi przed nami. Automatycznie wypowiedział nazwę następnego jutsu, które również niewiele mi mówiło. Zrozumiałem, że ta technika miała coś wspólnego z siecią pająków.
- Tej sieci nie da się przeciąć mieczem - wyjaśnił Sasuke. Zerknąłem na niego, wydawał się bardziej zorientowany w sytuacji niż ja. Obaj użyliśmy czarnych płomieni.
- Te ciała wyrastające z niego, to martwe pionki Orochimaru. Pomagali mi do niego dotrzeć gdy uciekłem z Konohy - wyjaśnił mi mój brat. Kabuto naprawdę zasługuje na miano szalonego naukowca. W naszą stronę pomknęły pociski z kości. Zostaliśmy zablokowani.
- Zajmę się tyłami, ty weź front! - Zarządził mój brat. Obaj użyliśmy ponownie Susanoo. Przez chwilę nic się nie działo. Zniszczyliśmy przeszkody, które pojawiły się przed nami i schowaliśmy się za stalagmitami. Złapałem oddech, zaczynałem się męczyć. Trzeba to szybko skończyć.
- W porządku. Sasuke... - chciałem wyjaśnić mój nowy plan. Wtedy usłyszeliśmy dźwięk fletu. Znieruchomiałem.
- Genjutsu - wysapał mój brat. Nasze Susanoo zniknęło.
- Nawet wasza najlepsza technika nie potrafi powstrzymać dźwięku? - Zadrwił Kabuto. Zaczął iść w naszą stronę. - Zatrzymałem was, więc pozostało mi już tylko wchłonąć wasze ciała przy pomocy Orochimaru-sama! - Zaśmiał się. Ten gad przejął nawet Orochimaru. Byłem zaszokowany jego nienormalnymi pomysłami. Zerknęliśmy w jego stronę. Ciało Orochimaru przybrało formę pół węża, pół człowieka.
- Sasuke, rozpoznajesz tę formę? - Krzyknął Yakushi. Młody drgnął. - Dzięki temu, że go zabiłeś, byłem w stanie go wchłonąć. To moja prawdziwa forma! Pamiętasz jak mówiłem, że wszystkie prawa i reguły rządzące naturą, które czcigodny Orochimaru zbierał i badał przez długie lata są teraz zmagazynowane i wykorzystywane we mnie? Jedyną rzeczą, której mi brakowało był on sam. Nie wiem jak mam ci dziękować, Sasuke-kun! - Słuchałem paplaniny tego węża, która była kierowana w stronę mojego brata. Jednak pewna informacja przyciągnęła moją uwagę. Mój młodszy braciszek nie pochwalił mi się, że pozbył się jednego ze Sanninów. Muszę zacząć go doceniać.
- Kabuto, nie jesteś Orochimaru. Nie ma nic złego w naśladowaniu osób, które się podziwia i szanuje, jednak nie powinieneś przeobrażać się w niego aż do tego stopnia - wtrąciłem. Zauważyłem jednak, że to co powiedziałem spłynęło po nim jak woda po kaczce,
- Ludzie zaczynają od imitowania innych. Tak jak Sasuke naśladował ciebie - wysyczał. Westchnąłem ciężko.
- Takie zachowanie to tylko proces pozwalający dojrzewać młodszemu pokoleniu. Nie używaj go jako przykrywki, by się oszukiwać tak jak ty to robisz. Nawet jeśli połączysz się z czymś co uważasz za wspaniałe i co bardzo cenisz, nic w ten sposób nie osiągniesz. Powiem to po raz ostatni - nie oszukuj samego siebie! - Sam nie wiem dlaczego w dalszym ciągu miałem chęci próbować go umoralnić. Miałem nadzieję, że przynajmniej Sasuke wsłucha się w to co mówię. 
- Ci, którzy nie potrafią się zaakceptować poniosą porażkę - dodałem.
- Że niby ja miałbym przegrać z tak wspaniałą mocą?! - Wyprowadziłem go z równowagi. Głowa węża-Orochimaru wystrzeliła w naszą stronę.
- Sasuke, patrz mi w oczy - wyszeptałem. Młody od razu zrozumiał mój plan. Użył na mnie genjutsu, tak samo jak ja na nim Tsukuyomi. Uwolniliśmy się dzięki czemu byliśmy w stanie zatrzymać atak za pomocą Susanoo. Powstrzymaliśmy go.
- Aktywuję Izanami - mruknąłem. Mój brat ciągle był ostrożny,
- To tyle? Koniec? - Zdziwił się. Zdezaktywowałem moją obronę ostateczną. Już chciałem aktywować jutsu, ale z ciała węża wyskoczył Kabuto. Zaatakował mnie tak szybko, że nie zdążyłem zareagować. Poczułem ból w miejscu brzucha gdzie przechodziła ogromna rana cięta. Byłem nieostrożny.
- Geniusz, który zawsze miał wszystko nigdy mnie nie zrozumie - usłyszałem. Ostatkiem sił zerknąłem na brata.
- Sasuke! - Widział, że trzeba mi pomóc. Kabuto wysłał w moim kierunku węża, ale mój brat zablokował go rzucając wprost do jego paszczy swój miecz. Następnie wymierzył ręką Susanoo w Kabuto zmuszając go do oddalenia się. Ja też musiałem odskoczyć do tyłu co sprawiło mi nie lada trudność. Podróba Sannina znalazła się na suficie. Młody posłał w jego kierunku kulę ognia, lecz tamten zatrzymał ją wodną techniką. W rezultacie wokół nas powstało dużo pary, co ograniczało nam widoczność. Mając chwilę spokoju zerknąłem na swój brzuch. Z dużej rany sączyła się krew. Muszę to szybko skończyć, bo nie pociągnę tak długo. Wykorzystując chwilowe zamieszanie i dezorientację Kabuto mimo bólu pojawiłem się tuż obok niego. Zaskoczyłem go przez co udało mi się złapać z nim kontakt wzrokowy. Postanowiłem użyć Izanami. Po chwili mogłem stwierdzić, że udało mi się to gdyż Kabuto nic nie zauważył. Złapałem za miecz Sasuke, który był wbity w sufit obok niego i wymierzyłem nim w niego. Nie zdążył wystarczająco szybko odskoczyć, bo dałem radę odciąć mu drugi róg.
- Przecież już mówiłem, że takie ataki na mnie nie zadziałają dzięki moim zdolnościom regeneracyjnym. Ponadto odciąłem swój wzrok, więc wasze techniki wam w niczym nie pomogą - powtórzył. Chciało mi się śmiać z jego wywodu.
- Twój los jest od teraz w moich rękach. Dzięki drugiej zakazanej technice klanu Uchiha - Izanami! - wyjaśniłem, lecz Kabuto dalej upierał się przy swoim. Wężowaty otoczył swoją rękę chakrą i chciał mnie zaatakować, ale zablokowałem jego cios kataną brata. Odskoczyłem do tyłu.
- Sasuke, nie oddalaj się ode mnie - rozkazałem.
- Jejku, chyba przeżywam deja vu - usłyszałem syk okularnika. W końcu zaczął odczuwać moją technikę.
- Co prawda panuję nad twoim losem, jednak tylko ty możesz zdecydować jak ten los ukształtuje twoje przeznaczenie. Zapamiętaj to - wyjaśniłem mu.
- Nie mam pojęcia o czym ty bredzisz - uśmiechnął się złośliwie. - Koniec tych twoich gierek słownych. Zgiń! - Znowu zaatakował mnie wężem. Uruchomiłem Susanoo zatrzymując ten atak. Z paszczy węża wyłonił się Kabuto, który został zatrzymany przez Susanoo Sasuke. Jednak z tego ciała wyłoniło się następne, wyrwało mi miecz i przebiło mnie nim. W porę zastosowałem jednak genjutsu. Nic mi nie zrobił gdyż zmieniłem się w stado kruków. Widziałem jego zdziwienie na twarzy. Nie rozumiał co się dzieje. W ten właśnie sposób znowu dobyłem katanę i znowu uciąłem mu drugi róg. Nasz wróg właśnie znalazł się w błędnym kole Izanami. Próbował na kilka różnych sposobów, lecz za każdym razem kiepsko mu to wychodziło. Mogliśmy patrzeć tylko jak się męczy.
- Nie uciekniesz z pętli czasu, chyba, że weźmiesz sobie do serca moje słowa - powiedziałem spokojnie. Zerknąłem na brata, który był pod wrażeniem.
- Czyli tak działa Izanami. Kiedy ją rzuciłeś? - Zapytał zainteresowany.
- Kiedy Kabuto zaatakował mnie kataną na suficie - wyjaśniłem. - Dzięki tej technice łatwiej będzie mi rzucić docelowe genjutsu, aby znaleźć pieczęcie odwołujące Edo Tensei - dodałem.
- Czyli został uwięziony na zawsze w pętli czasu? - Usłyszałem.
- Nie, ta technika ma drogę ucieczki. Spotkałeś się już z Izanagi i wiesz jak ona działa. Izanami powstała, aby powstrzymać Izanagi. Kiedyś w naszym klanie ludzie używali Izanagi do własnych celów, zazwyczaj mordowali się nawzajem, aby przejąć władzę. Na szczęście ktoś domyślił się, że prowadzi to do wyniszczenia klanu Uchiha i z pomocą Izanami mógł ją zatrzymać. Dopóki osoba uwięziona w pętli czasu nie zmieni swojego nastawienia i nie zaakceptuje pierwotnego rezultatu nie uwolni się. Mówiłem Kabuto, że jego los zależy od niego - wytłumaczyłem bratu. Niby powinniśmy się pośpieszyć i pomóc innym w wiosce, ale musiałem chwilę odsapnąć.
- Przepełniona konfliktami historia klanu Uchiha, arogancja i lekkomyślność użytkowników Izanagi oraz walki między sobą, które musiały być powstrzymywane przez Izanami - zaczął Sasuke. - Dopiero teraz zrozumiałem dlaczego te techniki są zakazane. Wiem także, że należy zaakceptować własny los i wyciągnąć błędy na przyszłość, by podążać dalej - przerwał, a ja słuchałem go uważnie. Dużo wyciągnął z tej ciężkiej walki. Cieszyło mnie to. - Jednak nie rozumiem po co rzuciłeś tą technikę na Kabuto skoro może uciec?
- On przypomina dawnego mnie - odpowiedziałem niemal od razu. - Myśli, że zdobywając wszystko jest niezwyciężony. Obawia się porażki i okłamuje sam siebie, że nie jest w stanie zawieść. Ja uważałem, że nie potrzebuję pomocy innych, on przywłaszczył sobie moc innych i twierdzi, że jest jego własnością. Rozumiem go. Zostaliśmy wykorzystani przez świat shinobi, a człowiek w takich momentach nie wie kim jest. Zrzucenie całej winy na niego byłoby błędem - zakończyłem. Mój brat patrzył na mnie czekający dalszych wyjaśnień. Myślę, że powiedziałem mu już wszystko co powinien wiedzieć. Westchnąłem ciężko.
- Zatrzymam teraz Edo Tensei - zdjąłem okulary Yakushiego i otworzyłem jego oczy. Użyłem Tsukuyomi i po chwili wiedziałem jakie pieczęci odwołują technikę. Nakazałem mu wykonać pieczęci i uwolniłem technikę. To powinno zakończyć tą masakrę.
- Zrobione? - Mruknął Sasuke. Kiwnąłem głową na potwierdzenie i zacząłem kierować się w stronę wyjścia.  
***
[Ino]
- Pomagajcie pacjentom, którzy są w stanie krytycznym. Kto nie potrzebuje natychmiastowej pomocy niech uda się do schronu! - Powiedziała władczym tonem Shizune. Zazwyczaj jej prawą ręką w rządzeniu szpitalem była Sakura, ale ostatnio ja przejęłam ten obowiązek. Moim priorytetowym obowiązkiem było pomaganie w szpitalu, później walka. Jednak patrząc na chaos jaki tutaj panował nie wiedziałam czy się do tego nadaję. Na korytarzach zalegali ranni tak samo jak w holu głównym gdzie wręcz nie dało się przejść. Będąc otumaniona wyłapałam, że Shizune kazała mi zająć się oczyszczeniem holu z ludzi, bo cały czas przybywali ranni. To jest istny maraton. W ciągu kilku chwil zajęłam się kilkoma ludźmi na raz. Na szczęście nikt z dotychczas leczonych przeze mnie ludzi nie odniósł większych obrażeń niż złamania czy rozcięcia skóry, więc po udzieleniu im pierwszej pomocy od razu odsyłałam ich do schronu. Oprócz mnie w jednym pomieszczeniu pracowało około piętnastu innych sanitariuszy. Zbliżałam się do drzwi, przy których siedzieli ranni shinobi, kiedy przez drzwi wpadła dziewczyna z opartą o jej ramie starszą kobietą. Tuż za nimi wleciał jakiś dzieciak. 
- Ej! Nie biegaj tutaj! - Zwróciłam uwagę młodemu. 
- Trzeba pomóc mojej siostrze i babci! - Krzyknął w moją stronę. Akurat leczyłam ramię jakiejś małej dziewczynki z dość głębokiego rozcięcia, więc nie mogłam odejść.
- Za chwilę, tylko to skończę - powiedziałam spokojniej.
- Pośpiesz się! - Rozkazał mi. Rozszczekany dzieciak mi się trafił. Chciałam jak najszybciej skończyć tutaj, bo wiedziałam, że chłopak cały czas się na mnie gapi i chyba zaczyna się niecierpliwić.
- Ale jesteś powolna. Haruno-san szybciej się uwijała z medycznym ninjutsu niż ty! - Wskazał na mnie palcem. Na szczęście trzymałam nerwy na wodze. Pokierowałam dziewczynkę i jej mamę w stronę przejścia do schronu i przeszłam do kunoichi i jej babci. Niebieskowłosa ledwo trzymała się na nogach, bo mimo, że była ranna pomagała swojej babci. Po jej twarzy widziałam, że ból ją paraliżuje.
- Sakura tylko zaleczyła to powierzchownie, żebyś się nie wykrwawiła - stwierdziłam po krótkiej chwili patrząc na jej nogę. W udzie musiało coś być, prawdopodobnie drzazgi, bo nie mogłam jej prawidłowo wyleczyć. - Zostajesz w szpitalu, musimy ci ogarnąć tą nogę - dodałam zostawiając ją na chwilę i przyjrzałam się jej babci.
- Pani chyba nic nie jest? - Zapytałam. Staruszka oddychała ciężko.
- Nie, tylko zdrowie już nie to, a dla mnie taki wysiłek jest zabójczy - uśmiechnęła się ciepło. Położyłam rękę na jej plecach, aby użyć leczniczej chakry.
- Medyczne ninjutsu nie tylko leczy, ale pomaga w sprawniejszym odzyskiwaniu sił. Naprawię Panią i razem z wnukiem udacie się do schronu - zażartowałam. Staruszka uśmiechnęła się w podzięce.
- A co z moją siostrą? - Zapytał chłopiec.
- Pomożemy jej i zaprowadzimy do was, ale to chwilę potrwa - wyjaśniłam. - A propos Sakura was tu przyprowadziła? - Zapytałam martwiąc się o przyjaciółkę.
- Tak, razem z Uchiha. Potem udali się do Hokage - wysapała dziewczyna.
- Itachi nie ustępuje jej na krok, więc nie mam się chyba o co martwić - uspokoiłam się.
- Tyle, że to był Sasuke Uchiha - usłyszałam. Widziałam ja odwróciła zawstydzona wzrok. Ledwo wrócił do wioski już pożera kolejne serca naiwnych dziewcząt. Uśmiechnęłam się lekko i stwierdziłam, że nie będę tego komentować.
- Jest Pani przyjaciółką Sakury-san? - Zapytał chłopiec.
- Tak, i nie mów mi pani. Jestem Ino Yamanaka - skończyłam leczyć ich babcię i pomogłam jej wstać.
- Ja jestem Satoshi, a moja siostra to Kimiko - przedstawił ich chłopiec. 
- Dobrze, wy wychodzicie, a ja zajmę się twoją siostrą - pokierowałam ich we właściwą stronę. Chłopiec ukłonił mi się w podzięce. Przypominał mi trochę Naruto, jest tak samo narwany i głośny. W czasie gdy zajęłam się Kimiko-san zauważyłam jak Sai wchodzi do szpitala z jakimś rannym mężczyzną. Widząc, że na niego patrzę pokazał mi na migi, że nic mu nie jest. Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej przez chwilę nie będę się martwić o ukochanego, strasznie mnie to męczyło.
***
[Itachi]
Biegłem tak szybko jak potrafiłem. Moje myśli krążyły wokół Sakury. Cholernie się o nią martwiłem. Madara to legenda i najwyraźniej upatrzył ją sobie za cel swoich chorych zapędów niszczycielskich. Wcale mnie to nie uspokajało.
- Zmieniłeś się - westchnął Sasuke. - Tak się boisz, że srasz w gacie - dodał. Warknąłem na niego ze złością.
- Jeśli jej się coś stanie, nie przeżyję tego - wyjaśniłem. - Nie znasz tego uczucia? - Zapytałem będąc bezczelny. Sasuke nie odpowiedział mi, ale po jego postawie wiedziałem, że się wkurzył.
- Kierujemy się ku centrum, tam chyba jest Hokage - powiedział spokojnie. Byliśmy już blisko, czuć było destrukcyjną siłę Tsunade-sama. Biegnąc zniszczoną uliczką w pewnym momencie mignęła mi w rozwalonym domu jasna czupryna. Gwałtownie się zatrzymałem.
- Co jest? - Zapytał mnie zdezorientowany brat.
- Ktoś tam jest - mruknąłem i skierowałem się w stronę budynku. Zajrzałem przez okno bez szyby i ujrzałem dwójkę dzieciaków. Siedziały skulone przy ścianie.
- Czego tu jesteście? - Zapytałem starając się zabrzmieć miło.
- Mama wyszła na zakupy, a potem stało się to -wymruczał zlękniony chłopczyk trzymając swoją siostrę za rękę. Mogli mieć najwyżej jakieś sześć lat.
- Zabierzemy was stąd - Sasuke wyciągnął do nich rękę. Niewiele się zastanawiając rodzeństwo podbiegło do nas. Sasuke posadził sobie na barana chłopca i objął dziewczynkę.
- Zaniosę ich do szpitala, ty biegnij do Sakury - wyjaśnił. Kiwnąłem głową zgadzając się na ten plan. Zerknąłem jeszcze jak Sasuke znika i rzuciłem się do biegu w stronę ukochanej. Po chwili zauważyłem ją klęczącą obok Naruto. Przed nimi stał Jiraiya.
- Co się dzieje? - Zapytałem lądując obok Sannina.
- Gaara i Tsunade rozpraszają jego uwagę. Nieźle im to idzie. Naruto i Sakura zbierają naturalną energię, a ja ich ochraniam - wyjaśnił. Na chwilę mnie zaćmiło.
- Sakura co? - Powtórzyłem bezmyślnie. Wiedziałem, że Uzumaki potrafi korzystać z Trybu Mędrca, ale nie moja dziewczyna. Pustelnik zaśmiał się widząc moją reakcję.
- Sama prosiła mnie i Tsunę o to. Nie było łatwo, ale Katsuyu jak zwykle dała radę pomóc jej odnaleźć się w Lesie Shikkotsu - wyjaśnił z dumą.
- Ale kiedy? - Zapytałem niezbyt składnie przyswajając już część informacji.
- Trening zakończyła tuż po misji ratowania Kazekage gdzie pokonała Sasoriego - dodał. Sakura jest niesamowita, tylko tyle potrafiłem wywnioskować po całej tej rozmowie.
***
Właśnie dotarłem do szpitala. Gdy tylko przekroczyłem próg wzbudziłem zainteresowanie każdego w zasięgu wzroku. Zauważyłem biegającą w tą i z powrotem znajomą blondynkę.
- Ino! - Krzyknąłem automatycznie zwracając jej uwagę. Postawiłem rodzeństwo na ziemi i rozprostowałem plecy.
- Co jest? - Zapytała przyglądając mi się uważnie. Uznałem to za odruch medycznego ninji.
- Z Itachim znaleźliśmy dwójkę dzieciaków - wyjaśniłem. Kiwnęła głową. Już chciałem odejść, ale poczułem uścisk jej ręki na moim ubraniu.
- Co tam się dzieje? - Tym pytaniem zwróciła uwagę kilku osób znajdujących się w pobliżu. Wokół mnie zrobiło się cicho i coraz więcej oczu wpatrywało się we mnie czekając na odpowiedź.
- Razem z bratem powstrzymaliśmy Kabuto, więc Edo Tensei dobiegło końca. Mniejsze walki już się kończą, wygrywamy. Tyle, że w centrum pojawił się Madara Uchiha, którego próbuje powstrzymać Kazekage, Hokage, Jirayia-sama, Sakura i Naruto. Mój brat pewnie też już tam jest i ja także powinienem - zakończyłem dobitnie sugerując, że nie mam czasu. W jej oczach zauważyłem ulgę i jednocześnie przerażenie. Nie dziwiłem się, w końcu Madary należy się obawiać. Puściła mnie i migiem wróciła do swojej pracy. Odwróciłem się na pięcie chcąc udać się w stronę wyjścia, ale tuż przede mną wyrosła spod ziemi niebieskowłosa istota.
- Uważaj na siebie i powodzenia - złapała mnie za rękę dodając mi otuchy. Kimiko patrzyła mi prosto w oczy, a po chwili odwróciła wzrok i ukryła się za długimi włosami, próbując ukryć rumieniec. Normalnie takie zachowanie u dziewczyn mnie irytowało, ale tym razem zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Do zobaczenie później - rzuciłem mijając ją. Szybko pognałem w stronę przyjaciół potrzebujących pomocy, jednak mój bieg przerwało mi dziwne zaburzenie obrazu tuż przed moimi oczami. Po chwili ujrzałem dwie osoby, które skądś kojarzyłem.
***
Upadłem na ziemię łapiąc oddech. Moi przyjaciele też byli zmęczeni, ale wiedzieliśmy, że to jeszcze nie koniec. Jakie to wszystko upierdliwe. Przed nosem migali mi shinobi Chmury i Piasku.
- Shikamaru, co teraz? - Zapytała mnie odpoczywająca obok Temari. Po szybkim przeanalizowaniu sytuacji wiedziałem co robimy. Chciałem to jak najszybciej skończyć.
- Nasze walki zostały zakończone, każdy shinobi, który jest wolny i nie widzi już wroga udaje się ku centrum - krzyknąłem informując wszystkich dookoła. - My też mamy sekundę na odpoczynek i podnosimy się z ziemi. Udamy się w stronę Hokage - dodałem ciszej do Temari i Choujiego, który był najbliżej mnie. Wziąłem ostatni głęboki oddech i podniosłem się. Wszystko mnie bolało jak po intensywnym treningu. Machnąłem ręką i po chwili kilkadziesiąt jak nie ponad setka wojowników ruszyła za mną. Nie byliśmy daleko od głównej walki, więc droga nie zajęła nam dużo czasu. Zatrzymaliśmy się w rozsądnej odległości. Zamiast centrum miasta jedyne co mogliśmy zobaczyć to wielki krater, a po środku niego walczących Kage. Kilka metrów przede mną na skarpie ujrzałem Uchihę, Jirayię-sama, Sakurę i Naruto. 
- Czekajcie tu dowiem się co się dzieje - mruknąłem do blondynki z Suny i zsunąłem się po gruzowisku w stronę przyjaciół.
***
Mistrzyni Tsunade świetnie pokazała swoją siłę w walce z jednym założycieli naszej wioski. Jednak teraz mogłam wykazać się ja. Otworzyłam oczy widząc i słysząc lepiej. Zerknęłam w bok widząc, że Naruto stał już gotowy czekając na mnie. Miał większą wprawę w używaniu Sennin Modo, więc nie dziwiłam się, że był szybszy ode mnie. Podał mi rękę i pomógł mi wstać. Czułam, że za mną stał Itachi, a na wzgórzu nad nami znajdowali się shinobi. Czułam się niesamowicie czując każdą chakrę wyostrzoną. 
- Gotowa? - Zapytał Naru, którego oczy otaczały miodowe obwódki, a na nim pojawił się czerwony płaszcz z czarnymi płomieniami u dołu. Kiwnęłam głową. Moje długie włosy zafalowały na wietrze, które pod wpływem energii Mędrca miały seledynowy odcień. Na policzkach miałam białą skórę taką samą jak u Katsuyu-sama. Skoczyliśmy w samo serce walki między Kage, a Madarą. Naruto stanął w pozycji do walki z użyciem Żabiego Kumite. Zaczął błyskawicznie atakować Madarę. Ja jako wsparcie czekałam na swój moment. W ułamku sekundy Uchiha uskoczył do góry przed atakiem przyjaciela, a ja podeszłam o krok miażdżąc pod nim ziemię. Czułam ogromną siłę, wystarczył jeden krok, a potrafiłam wyrządzić zniszczenia jakie udawało mi się osiągać po silnym uderzeniu wspomaganym chakrą. Wyplułam tam również ślimaczą ślinę, która była niezwykle żrąca. Zanim Madara to zauważył był już za blisko z ziemią. Aby się odepchnąć musiał poświęcić swój Gunbai**. Sekundę po tym gdy poświęcił swoją broń znalazłam się tuż przed nim używając swojej siły. Uderzyłam go w twarz, dzięki czemu odleciał kilka metrów, a jego piękny lot skończył się na skałach. Uśmiechnęłam się chytrze. Jednak po chwili najstarszy Uchiha podniósł się i ostentacyjnie otrzepał ramię z kurzu. Wkurzona przegryzałam wargę aż do krwi.
- Sakura spokojnie, nie działaj pod wpływem gniewu - tuż obok mnie znalazł się Naruto. Złapał mnie za rękę. W duchu mu dziękowałam, bo nie wiedziałam czy przez Tryb Mędrca czy po prostu przez mój temperament ciężko było mi się kontrolować. Nasz przeciwnik wykorzystał chwilę naszej nieuwagi i rzucił w moją stronę katanę. W ostatniej chwili odepchnęłam od siebie Naruto i odchyliłam się unikając ataku.
- Haruno! - Usłyszałam krzyk. - Jak ty mnie irytujesz. Taka mała, głupia dziewczynka - wywarczał w moją stronę. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam go teraz wyczuć. Zaatakował błyskawicznie odpychając mnie z wielką siłą. Usłyszałam czyjś krzyk, a po chwili gdy nie poczułam bólu otworzyłam oczy. Otaczała mnie czerwona chakra, a trzymał mnie Itachi.
- Nic ci nie jest - spojrzał na mnie z uaktywnionym Mangekyou. Pokiwałam głową potwierdzająco. Czułam jak napiął mięśnie. Był bardzo zdenerwowany. W momencie gdy jego Susanoo posłało w stronę Madary swój atak obok mnie pojawił się Naruto. 
- Jest strasznie osłabiona, a Tryb Mędrca zaraz jej się skończy. Zabierz ją do Hokage - mruknął do Naruto. Uzumaki potulnie przytaknął, a ja nie miałam nic do gadania. Byłam zbyt zmęczona. Po chwili znalazłam się przy Tsunade-sama, która była już w pełni sił po swojej walce z Madarą. 
- Sakura, byłaś świetna. Zostaw to chłopakom - zaczęłam mnie uzdrawiać. Odwróciłam głowę w stronę rozgrywającej się walki. Bałam się o Itachiego, ponieważ był bardzo zmęczony. Nim dobrze złapałam obraz jedyne co widziałam to mojego ukochanego posłanego w gruz z mieczem przebitym na wylot. Jego Susanoo zniknęło momentalnie. Usłyszałam śmiech Madary. Dostałam zastrzyku energii i szybko podniosłam się na kolana.
- Itachi!- Mój krzyk był głośniejszy niż wszystko co działo się dookoła nas. Chciałam do niego pobiec, ale na mojej drodze stanął Naruto.
- Madara tylko tam na ciebie czeka - złapał mnie w ramiona. Próbowałam się wyszarpać, ale mój przyjaciel był ode mnie silniejszy. Łzy płynęły mi ciurkiem po twarzy i nikt nie reagował na mój wrzask. Tępo wpatrywałam się w miejsce gdzie powinien podnosić się Itachi, ale nic takiego nie nastąpiło. Nagle poczułam silne osłabienie. Hokage wysłała do mojego układu nerwowego impuls, który rozluźnił wszystkie moje mięśnie. Spojrzałam na nią z bólem i złością w oczach, ale zdziwiłam się gdy zobaczyłam łzy w jej oczach.
- Przepraszam, że musisz tyle cierpieć - wyszeptała sadzając moje bezwładne ciało na ziemi. Jedyne co mogłam robić to płakać. Naruto puścił moją dłoń i udał się naprzeciw wroga. Ja chcę tylko dostać się do Itachiego. Nie uwierzę, że coś mu się stało dopóki tego nie zobaczę. Wierzę, że żyje. Mimo to histerycznie płakałam. Naruto nie miał większych szans sam na sam z Madarą. Modliłam się, żeby jemu też nic się nie stało. Hokage już przydzielała mu pomoc. Jednak atak z każdej strony był niczym w porównaniu z wielkim Madarą Uchiha. Wtedy zauważyłam niewielki, niepieski punkt nad horyzontem. Rósł z każdą sekundą. Ludzie dookoła mnie też to zauważyli. Po chwili mogłam w owym kształcie rozpoznać Susanoo. Sasuke pojawił się w idealnym momencie. Znalazł się tuż za plecami oponenta, jednak tamten uniknął ataku. Wtedy nastąpiło coś co dało mi nowe siły. Kilkanaście metrów przede mną stały dwie sylwetki. Rozpoznałabym ich wszędzie. Zerwałam się na nogi pod wpływem silnych emocji. Jutsu Hokage okazało się zbyt słabe. Tsunade nawet nie zdążyła zareagować.
- Mamo, tato! - Krzyknęłam będąc już blisko nich. Czułam, że Naruto biegnie za mną. Rzuciłam się na szyję ojca.
- Kochanie, nic nam nie jest - gładził mnie po włosach, a ja połykałam łzy.
- Mamy teraz robotę, wszystko wyjaśnimy ci później - moja matka pogładziła mnie po plecach. Uśmiechnęłam się do nich przez łzy.
- Sakura, gdzie mój brat? - Zapytał mnie Sasuke. Momentalnie otrzeźwiałam.
- Itachi! - Skierowałam przestraszona wzrok w miejsce gdzie powinien się znajdować. Zaczęłam biec w tamtą stronę. W ułamku sekundy zobaczyłam przed sobą szaloną twarz Madary.
- Dzień dobry księżniczko - chciał mnie złapać za gardło, ale moja mam była szybsza. Złapała go za ramię, a z jej ręki wypłynęły strumienie wody, odepchnęła mnie gwałtownie w tył. Naruto nie pozwolił, abym upadła. W między czasie mój ojciec poraził mokrego Madarę wyjątkowo silnym raitonem. Buzia otwierała mi się w szoku. Mimo szybkiego rozwoju sytuacji cały czas pamiętałam o moim ukochanym. Uzumaki bez przerwy mnie asekurował. Będąc blisko mojego celu ujrzałam ledwo żywego Itachiego. Był przytomny. Gdy tylko go zobaczyłam chciało mi się płakać.
- Uchiha, tylko mi tu nie zaśnij - warknęłam do niego. Poczułam jego uścisk dłoni.
- Nie mam zamiaru - wyszeptał zmęczony. Ledwo kontaktował i stracił dużo krwi, którą starał się tamować ręką. Dopiero zrozumiałam dlaczego się nie ruszał. Jednak ten człowiek jest cholernie inteligentny - wiedział, że jeśli będzie się próbował podnieść wyrządzi tym sobie więcej szkód niż pożytku. Natychmiast wzięłam się za leczenie. Używając medycznego ninjutsu delikatnie wyjęłam miecz z jego ciała, próbując zadać mu jak najmniej bólu. Po chwili było po wszystkim. Szybko zaleczyłam ranę, a mój chłopak podniósł się do pozycji siedzącej.
- Już wszystko z tobą w porządku, ale straciłeś dużo krwi i jesteś osłabiony - powiedziałam dając mu zrozumieć, że chwilowo z walki nici. Sam chyba to czuł.
- Masz ampułki uzupełniające krew? - Zapytał. Na to nie wpadłam. Podałam mu podwójną dawkę. Gdy tylko je rozgryzł stanął na nogi.
- Chwila, chwila. To nie zacznie porządnie działać przez kilka następnych minut - chciałam go zatrzymać.
- Nie ma na to czasu. Żyję, żyję, więc nie masz się już o co martwić - pocałował mnie w czoło. Jaki on musi być uparty. Fuknęłam na niego ze złości pod nosem. Itachi nie patrząc na moje niezadowolenie uruchomił swoją Obronę Ostateczną.
- Naru, pozwolisz, że teraz ja z bratem spróbujemy coś tutaj zdziałać - znikąd pojawił się Sasuke. Naruto, który był cichy jak nigdy kiwnął głową i bez mojego pozwolenia złapał mnie na ręce i zabrał do rodziców. Z tego co zdążyłam zauważyć całkiem nieźle poturbowali założyciela Konohy.
- Nic wam nie jest? - Zapytałam kątem oka obserwując postrach dwóch Susanoo. Mama nawet mi nie odpowiedziała tylko wpatrywała się w braci Uchiha. W tej chwili na naszych oczach odgrywała się walka trzech Mangekyou. Sasuke cały czas atakował swoimi strzałami, a Itachi próbował naprowadzić Madarę tak, aby ataki brata były celne. Nawet jeśli kilka razy im się udało, trzeba było to powtórzyć, aby pokonać Madarę. Wtedy Susanoo mojego chłopaka zmieniło formę i osłabło, a on sam upadł na kolana.
- Cholera, mówiłam mu, że nie da rady - zrobiłam klasycznego palm face'a.
- Pomogę im - rzucił Naruto. Razem z Sasuke ściągnęli do nas Itachiego. Madara miał w tym czasie chwilę, żeby złapać oddech. Nieźle mu dokopaliśmy.
- Mówiłam ci, głupku! - Od razu pozwoliłam się Łasicy oprzeć o moje ramię.
- To ty nie ja - zaczął, a ja niewiele zrozumiałam.
- Co?
- Ty go pokonasz - dodał. - Dasz radę. Razem z Uzumakim i moim bratem tworzycie Trójstronny Impas - uśmiechnął się. Wtedy zrozumiałam. Drużyna Siódma pośle go znowu na tamten świat.
- Odpocznij, proszę - pomogłam mu usiąść. Zanim odeszłam złapał mnie za rękę.
- Nie daj się - powiedział patrząc mi prosto w oczy. - Chłopaki, uważajcie na nią.
- Bez obaw, oddamy ci ją bez zadraśnięcia - uśmiechnął się Naru. Wstałam i podeszłam do chłopaków.
- Widzisz Itachi, nawet masz chwilę, żeby poznać moich rodziców - rzuciłam z uśmiechem na ustach. Spojrzałam na moich przyjaciół. Ruszyliśmy do przodu. Nagryźliśmy lekko kciuk. Rozsmarowałam krew da dłoni.
- Kychiyose no Jutsu - nasz głośny okrzyk poniósł się echem dookoła. Po chwili staliśmy na grzbietach swoich zwierząt.
- Witamy nowy Trójstronny Impas - rzuciłam.
- Witamy uczniów Legendarnych Sanninów - usłyszałam Naruro.
- Tych, którzy cię zniszczą - dodał spokojniej Sasuke. Uch, jak on nie umie się bawić i pławić w blasku sławy.
- Gambuta, masz ochotę powalczyć z tą wielką niebieską mgłą - Naruto zawsze umiał trafnie opisać wroga.
- Nie ma problemu młody. Tylko mocno się trzymaj - usłyszałam żabę, która wypuściła tytoniowy dym z ust. Po chwili można było słyszeć tylko szczęk metalu. W między czasie Sasuke cicho jak na bydle wielkości budynku podpełzną do wroga chcąc zadać mu cios od dołu. Madara miał jeszcze jedno pole ucieczki. Wysłałam więc szybko Katsuyu za jego plecy. Gdy w trakcie uniku odwrócił się natknął się na mnie.
- Dzień dobry księżniczko - uśmiechnęłam się złowrogo. Złapałam w locie miecz Sasuke i pchnęłam nim w ramię oponenta. Naszym zadanie było go na tyle osłabić, aby można było go zapieczętować. W końcu dalej był martwy. Upadł na ziemie tracąc swoje Susanoo. Katana, którą go zaatakowałam była przekaźnikiem mojej chakry, która znacznie ograniczyła jego ruchy. Katsuyu-sama bezbłędnie odczytała schemat ataku i wokół Madary pojawiła się bariera stworzona z jej kwasu. Stwierdziłam, że moja rola już się tu skończyła. Przed moimi oczyma pojawił się Naruto w trybie Kuramy z przygotowanym Rasenshurikenem i Sasuke z aktywowanym Amaterasu gotowym do ataku. W idealnej chwili zgrali się i ich ataki połączyły się ze sobą. W końcu to futon i reiton, siostrzane żywioły, które napędzały się wzajemnie. Uchiha nie miał szans. Tuż po ich ataku szybko przedostałam się przez dym do rozkładającego się ciała Madary i użyłam notki pieczętującej, która powstrzymała go przed złożeniem się w całość. Automatycznie po tym pobiegłam do chłopaków rzucając im się na szyje.
- Jesteśmy najlepsi! - Krzyknęłam. Widząc ich roześmiane twarze odwróciliśmy się do tłumu shinobi, którzy jeszcze nie do końca rozumieli, że to koniec. Mimo radości i dumy jaką czułam stojąc teraz między Sasuke i Naruto, będąc członkinią drużyny siódmej gdy tylko zobaczyłam uśmiechniętego Itachiego rzuciłam się pędem w jego stronę. Lądując w jego ramionach jedyne co mogłam wykrzyczeć to kocham cię.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię! - Krzyczałam. Łzy szczęścia płynęły mi z oczu.
- Teraz możemy normalnie żyć - dodał spoglądając w moje oczy. - Też cię bardzo kocham - gdy to usłyszałam jedyne do czego byłam zdolna to pocałować go. Oddał mój nagły pocałunek przekazując mi wszystkie swoje emocje. Jednak w mojej głowie przypomniało się moje kolejne szczęście. Nagle oderwałam się od czarnookiego i pomknęła do rodziców stojących obok i obserwujących moje wyczyny z uśmiechem na ustach.
- Jak się cieszę, że jesteście - przytuliłam ich obydwoje.
- Wiemy córuś. Mamy wiele do nadrobienia - powiedziała z czułością moja mama jednocześnie z podejrzliwym uśmieszkiem na twarzy kierując swój wzrok na Itachiego, który zaczął się nerwowo śmiać. Uznałam to chwilowo za mało ważne. Po chwili dołączyli do nas Naruto i Sasuke. Wszyscy udaliśmy się w stronę Hokage i naszych przyjaciół, którzy właśnie wiwatowali na cześć naszego zwycięstwa.     






*Sztuka Ninja: Technika Białej Wściekłości.
**Gunbai - nieskładany wachlarz z drewna służący do walki. Broń Madary.



Ekhm...tsa.


Nawet nie wiem co tu napisać, więc nie napiszę nic.
Następny rozdział przewiduję w okolicy świąt, chociaż naprawdę chciałabym już tego bloga skończyć, a to tylko/aż jakieś 4-5 rozdziałów. Postaram się to przyśpieszyć.

#maturatobzdura #alezdaćtrzeba
Jako uczennica klasy maturalnej czuję się głupia jak but i matura mnie przeraża. Także mój brak aktywności gdziekolwiek jest odzwierciedleniem mojej kariery naukowej. Amen
Pozdrawiam, Smyczek.


13 lut 2015

Rozdział 20

Na dachu czerwonego budynku ze znakiem ognia Tsunade zarządzała całością shinobi otoczona przez osobisty oddział ANBU i najlepszego stratega Konohy - Nara Shikaku, który pomagał jej koordynować planem ataku jak i obrony. Z tego co zauważyłam Pieczęć Siły Stu zniknął z czoła Mistrza - musi od dłuższego czasu uzdrawiać walczących dzięki Katsuyu. Nasza dziesięcioosobowa grupa wyjaśniła szybko co się dzieje. Shikaku z synem zaczęli obmyślać najmniej czasochłonną taktykę odnalezienia wroga. W tym czasie pomyślałam o swoich obowiązkach, których w tej chwili nie mogłam wypełnić.
- Tsunade-sama, gdy tylko to się skończy trzeba zająć się szpitalem - powiedziałam do blondynki rzecz oczywistą, ale starałam zająć czymś myśli. Prosta rozmowa wydawała mi się najlepszym rozwiązaniem.
- Wiem Saku - Hokage wyczuła moje nadszarpnięte nerwy. - Tylko się nie przemęczaj.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie. W tym czasie stratedzy Nara zwrócili się do nas.
- Słuchajcie! Plan jest prosty i szybki - zaczął Shikamaru bawiąc się kunaiem. - Rozdzielamy się na pięć dwuosobowych grup - wszyscy automatycznie się dobrali. Itachi złapał mnie za rękę, a obok niego pojawili się Sasuke i Naruto, którzy byli partnerami - coś nowego. Shikamaru dołączył do Choujiego, przez co Ino została w parze z Kibą. Resztę planu wyjaśnił ojciec Shikamaru.
- Każdy z was przeszuka jeden sektor wioski - pokazał na mapę, którą rozłożył na ziemi. Jego syn w dalszym ciągu męczył lity kamień wbijając w niego z pewną częstotliwością stępiony już kunai. Mimo to skupiony Shikaku szybko przydzielił każdemu gdzie kto ma iść. - Macie dwadzieścia minut po czym wracacie tutaj zająć się następną turą. Jeśli któraś z par nie wróci po danym czasie zostanie wysłana tam pomoc w postaci jednej z grup - wyjaśnił gładząc się po bródce. - Natomiast jeśli uda wam się zlokalizować wroga przynajmniej jedno z was wraca poinformować resztę. Wszystko jasne? - Zapytał, na co kiwnęliśmy głowami. - Co najważniejsze, jeśli macie taką możliwość nie atakujecie sami - zaznaczył groźnym tonem. Wryłam sobie ten plan w pamięci.
- Każdy wie gdzie ma iść - odezwał się Itachi uruchamiając Sharingana po czym kurczowo ścisnął moją dłoń.
- Do zobaczenia za dwadzieścia minut - wszedł mu w słowo brat, również aktywując Kekkei Genkai. Następnie bez słowa rozproszyliśmy się. Przyjaciele zniknęli mi z oczu.
- Nie masz żadnych podejrzeń kto to może być? - Zwróciłam się do ukochanego z przejęciem.
- Nie mam pojęcia z kim współpracuje Obito, nic mi nie mówił - usłyszałam jego markotny głos. Westchnęłam ciężko,
- Jak to się skończy biorę sobie miesięczny urlop - mruknęłam pod nosem, ale Uchiha i tak doskonale mnie słyszał. Uśmiechnął się delikatnie. Skupiłam się na wyczuciu choćby odrobinki malutkiej chakry, która wydawałaby mi się podejrzana. Póki co moje wysiłki były daremne. Ten ktoś musi być dobry w jej kontroli. Skacząc po dachach na uliczkach widziałam mnóstwo dzielnie walczących shinobi. Nasza sytuacja nie była taka tragiczna, ale człowiek to człowiek, więc nie wytrzyma zbyt długo walcząc z niemęczącym się trupem. Minęła już prawie połowa wyznaczonego czasu na pierwszy obchód. Dotarliśmy na obrzeża wioski gdzie było w miarę spokojnie. Wskoczyliśmy na mury wioski, skąd można było dokładnie przyjrzeć się Konosze. Nasz piękna wioska była bezczeszczona. Z kilku punktów unosił się ciemny dym. Zniszczenia były całkiem poważne. Trochę nam zajmie zanim się pozbieramy do kupy. Zrobiło mi się trochę smutno, że niewinni mieszkańcy Konohy znowu tracą dach nad głową.
- Zawracamy - stwierdził Itachi, który wyrwał mnie z moich rozważeń. Chłopak uważnie studiował okolice swoim wzrokiem. Nic nie mówiąc odbiłam się od podłoża i poszybowałam z zawrotną prędkością w dół, na najbliższy dach przypadkowego domu. Jednak mój chłopak złapał mnie za rękę i skierował na ziemię zmieniając tym samym nasz sposób przemieszczania się na bieg. W tym momencie ktoś powoli kierował się w naszą stronę. Przymrużyłam oczy starając się rozpoznać sylwetkę z oddali. Jednak po chwili dostrzegłam pomarańczowe włosy i czarny płaszcz, na którym po chwili zaczęły zaostrzać się czerwone elementy.
- Pain - mruknęłam do Łasicy, który ze swoim doskonałym wzrokiem prawdopodobnie szybciej odgadł kto się do nas zbliża niż ja. Cholera. Nagle poczułam, że moje ciało odrywa się od ziemi i niebezpiecznie dryfuje w stronę wroga. Była przerażona, żeby jakkolwiek zareagować, choć ze zderzeniem z tym jutsu nie miało się szans. Jego techniki są przerażające, Pomarańczowo-włosy wyciągnął rękę i chwycił mnie za gardło. Czekałam tylko aż zabraknie mi powietrza zaciskając dłonie na jego ręce, lecz szybko odwrócił mnie plecami do siebie i założył mi dźwignię. Odruchowo złapałam za rękaw jego płaszcza szarpiąc się, lecz nie przyniosło to żadnego rezultatu.
- Haruno, mogę się zemścić - wysyczał mi do ucha. Prychnęłam rozjuszana. Spojrzałam w stronę Itachiego, ale go tam nie było. Wiedziałam, że za chwilę zaatakuje. Tak jak przewidziałam, sekundę później mogłam zauważyć jak śmignął mi przed oczami, lecz Pain miał na to przygotowaną technikę - ku mojemu zdziwieniu - Shinra Tensei*. Uchiha szybko pojawił się po prawej stronie Paina, co na szczęście go zaskoczyło, więc mimowolnie poluzował zaciśniętą rękę. Dzięki temu miałam wystarczające pole manewru, żeby się uwolnić. Zsunęłam się w dół i błyskawicznie odwróciłam w jego stronę twarzą. Mój szatański uśmiech satysfakcji, że znowu mu uciekłam był aż nie na miejscu. Wszystko działo się w sekundach. Złapałam go za w dalszym ciągu wyciągniętą rękę i już chciałam go uderzyć moją destrukcyjną siłą, ale on był ode mnie szybszy. Poczułam, że lecę gwałtownie w tył i wiedziałam, że czeka mnie bolesne spotkanie z ścianą stojącą za moimi plecami. Widziałam też, że Itachi mi nie pomoże, bo właśnie wprowadzał atak, dzięki któremu wreszcie nawiązał z Painem fizyczną walkę. W tym momencie byłoby idealnie, żebym wprowadziła atak z zaskoczenia, ale myślę, że nie dam rady się tak szybko pozbierać do kupy. Zaczęłam naprędce przeklinać w myślach moją bezradność w tej sytuacji. Mimo, że siła Paina już na mnie nie działała nie byłam przerwać swojego lotu. Siła powietrza była zbyt duża. Przygotowałam się na zderzenie ze ścianą, lecz zauważyłam, że zaczęłam zwalniać. Przestraszyłam się nie wiedząc co się dzieje. Koło mnie latały drobinki jasnego piasku. Zaczęłam gwałtownie się rozglądać. Gdzieś tutaj musi być Gaara! Nie znałam żadnego innego, żyjącego shinobi, który potrafiłby kontrolować w ten sposób piasek. I takim oto sposobem przede mną wyrosła Temari w towarzystwie braci.
- Yo, Saku - pomachała mi stojąc do mnie plecami. Mimowolnie uśmiechnęłam się wpatrując się w jej wachlarz przyczepiony na ramionach. Zauważyłam, że Kankuro wskazuje na dachy otaczających nas budynków. Biegło po nich wiele ninja z Suny. Ku mojemu zdziwieniu znalazły się też osoby z opaską ze znakiem Kumogakure.
- Posiłki od Raikage są mniej liczne niż nasze, ale każda para rąk się przyda - usłyszałam głos Kazekage. Odwrócił się i zobaczyłam delikatny uśmiech na jego twarzy. Jego rodzeństwo pomagało starszemu Uchiha skutecznie znokautować Lidera, co nie było łatwe. Gaara podszedł do mnie i wyciągnął rękę pomagając mi wstać.
- Jeśli chcesz zobaczyć się z Tsunade, znajdziesz ją na dachu siedziby Hokage - wyjaśniłam szybko otrzepując ubranie z brudu.
- Nie trzeba, najpierw pomożemy cywilom - powiedział spokojnie. Uśmiechnęłam się.
- Nie radzimy sobie najgorzej, chociaż zniszczenie są poważne. Z wami Akatsuki ma się czego bać - wyjaśniłam szybko. - Problemem są ożywieńce, mamy stworzoną grupę, która szuka osoby kontrolującą technikę - dodałam szykując się do pomocy w ataku na Paina. - Ja i Itachi też się tym zajmujemy, ale zostaliśmy zatrzymani - dodałam szybko. Nie wdrażając się głębiej w rozmowę z Kazekage skoczyłam przed siebie z zamiarem roztrzaskania ziemi przede mną. Dzięki temu czwórka walczących naprzeciwko mnie wyskoczyła ku górze. Nie czekając na rozwój sytuacji szybko naskoczyłam na Paina. Złapałam go za ramię i miałam idealną pozycję do wprowadzenia ataku.
- Nie chcesz dowiedzieć się gdzie są twoi rodzice? - Usłyszałam syk Lidera. Odskoczyłam od niego sparaliżowana, lecz po chwili błyskawicznie przygwoździłam go do ściany. Moje ciało buzowało od natłoku informacji zawartej w jednym zdaniu.
- Gadaj - warknęłam na tyle mocniej dociskając go do muru, że zaczął odpadać z niego tynk. Moi sprzymierzeńcy wstrzymali walkę i czekali słuchając rozwoju wydarzeń. Na twarzy Paina wkradł się mściwy uśmieszek, lecz nie odezwał się ani słowem.
- Znając twoje zapędy pewnie nie żyją, co? - Zapytałam retorycznie. Spojrzał mi prosto w oczy.
- Głupia dziewczyno, gdyby nie żyli zapewne byś z nimi walczyła dzięki Edo Tensei - warknął. Większych idiotyzmów w życiu nie słyszałam. Spoliczkowałam go na tyle mocno, że jego twarz gwałtownie odwróciła się w lewą stronę. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć znowu usłyszałam jego głos.
- Przecież byli całkiem uzdolnionymi shinobi - powiedział z jadowitą satysfakcją w głosie. Patrzyłam się tępo na niego.- Nie do wiary! Czyżby ci nie powiedzieli? Ani twoja wielka Tsunade? - Zapytał. Nie wiedziałam co o tym myśleć. To nie mogła być prawda. Milczałam uparcie czekając czy powie coś więcej jednak chyba nie miał takiego zamiaru. Usłyszałam koło mnie świst powietrza - pojawili się Naruto i Sasuke. Widocznie skończył się nam czas przeznaczony na poszukiwania.
- Napotkaliśmy wroga - powiedziałam martwym głosem w ich stronę. Kopnęłam kolanem Paina w brzuch tak mocno, że przebił się przez ścianę. Gdy wszystko ucichło spojrzałam na niego wydrapującego się z gruzu.
- Kłamiesz - syknęłam. Chciał odwrócić moją uwagę. Nie mógł mówić prawdy.
- Twój herb na plecach, białe koło. Myślisz, że każda, byle jaka rodzina posiada herb? - Krzyknął za mną. Nie zdążyłam wrócić do niego, żeby wyładować moją złość, gdyż otoczyła go bańka z piachu brata Temari.
- Idźcie, my się nim zajmiemy - powiedział spokojnie. Kiwnęłam na zgodę głową i szybko zapanowałam nad złością. Zwróciłam się w stronę braci Uchiha i Naruto.
- Są uwięzieni w wymiarze Tobiego i nawet Hatake nic tam nie zdziała, księżniczko - usłyszałam głos Paina. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Przecież sama byłam uwięziona w tej pułapce ledwo godzinę temu. Spokój jaki udało mi się osiągnąć po jego prowokacji szlag trafił. Już chciałam jakoś zareagować, lecz poczułam uścisk Itachiego na ramieniu. Ciągnął mnie w stronę siedziby Hokage. Przynajmniej on myślał za mnie logicznie.
- Itachi, dziękuję - szepnęłam wznawiając bieg ku czerwonemu budynkowi. Zacisnął mi rękę na mojej w odpowiedzi. - Ja muszę ich jakoś uwolnić - dodałam spokojnie. Tym razem nie dostałam żadnej odpowiedzi. Po kilku chwilach dotarliśmy do celu. Wszyscy już tam byli. Przyjrzałam się każdemu szybko.
- Sakura, wszystko w porządku? - Usłyszałam głos swojej mentorki. Automatycznie pokiwałam głową potwierdzająco. Wtedy naszła mnie myśl, żeby zapytać ją o mamę i tatę.
- Hokage-sama, czy moi rodzice byli shinobi? - Zapytałam na wydechu. W oczach Tsunade zauważyłam cień niepokoju i dezorientacji.
- Co? Ja... Nie - wyraźnie się zmieszała. To mi wystarczyło. Spojrzałam na nią spode łba. Zrozumiała, że znam prawdę, ale nic więcej nie powiedziała. Co więcej odwróciła się do mnie plecami wracając do swoich obowiązków. Zabolał mnie ten gest.
- Znaleźliśmy go - usłyszałam Sasuke. - To Kabuto.
Zerknęłam na twarze innych. Byli zdziwieni. Zawsze wiedziałam, że ta gnida będzie nam kiedyś jeszcze utrudniać życie.
- Kto idzie go pokonać? - Zapytał starszy z braci Uchiha. Spojrzałam na Shikamaru, który zapewne miał już jakiś pomysł. Chłopak zauważył mój wzrok i uśmiechnął się do mnie potwierdzająco. Jednak nim się odezwał wszyscy zamarliśmy. Ku nam powoli zbliżała się osoba, która wręcz przytłaczała nas swoją chakrą. Zaczęło mi ciążyć na ciele. Nigdy nie czułam takiego wpływu drugiej osoby. Nawet oddech było mi ciężko złapać.
- Kto to jest? - Wydusiłam z siebie widząc podobne objawy u moich przyjaciół. Naruto wskazał ręką na drogę prowadzącą od głównej bramy do siedziby Hokage. Szły nią trzy osoby, ale z daleka było widać, że dwie z nich mają na sobie płaszcz Akatsuki. Po chwili koło nas niespodziewanie znalazło się rodzeństwo z Suny.
- Pain dostał wsparcie i zaczęło się robić problematycznie - wysapała Temari, która była ranna na wysokości barku. Wyglądało to groźnie gdyż jej ubranie było zalane krwią widocznie sączącą się z ramienia. Automatycznie do niej podbiegłam i zaczęłam ją leczyć mimochodem oceniając czy jej bracia są cali. Po szybkich oględzinach mogłam stwierdzić, że są lekko poturbowani, ale ich rany nie zaliczają się do tych potrzebujących natychmiastowej reakcji.
- Dzięki Saku - mruknęła do mnie z krzywym uśmiechem blondynka, która po mojej szybkiej interwencji odzyskała siły potrzebne do walki. W tym czasie nasi wrogowie zdążyli pojawić się przed nami na dachu. O ile Lidera i Konan się spodziewałam o tyle trzecia osoba wprawiła mnie w wielki szok. Odruchowo zakryłam dłońmi otwarte usta z niedowierzania. Czerwień Sharingana jarzyła się przerażająco w oczach mężczyzny, który wpatrywał się w Hokage.
- Więc ty jesteś wnuczką Hashiramy? - Bardziej stwierdził niż zapytał. Tsunade odważnie wysunęła się na początek małego tłumku, który teraz tworzyliśmy.
- Uchiha Madara, jakim cudem cię przyzwali? Zginąłeś szmat czasu temu - zapytała Piąta, Przypatrywałam się tej wymianie zdań z małym strachem.
- Moja droga, wbrew legendom twój dziadek mnie nie zabił - zaczął wyjaśniać, lecz gwałtownie przerwał. Wziął głęboki wdech i pogładził czoło palcami. - Yashinie, Hashirama jako dziadek. Nie wierzę, że ten czas tak szybko leci - mruknął sam do siebie, lecz wyraźnie go słyszałam.
- Więc gdzie się podziewałeś przez te wszystkie lata? - Godaime nie dała mu czasu na rozpływanie się nad tym jaki jest już stary.
- Mój niewdzięczny przyjaciel mnie nie zabił - chociaż tak myślał - ale znacznie mnie osłabił co doprowadziło mnie do śmierci choć całkiem niedawno. Mój plan idealnie działał. Idealnie upolowałem Obito, dzięki któremu Akatsuki miało podstawy się pojawić, Uchiha zginęli - spojrzałam na niego z szokiem wymalowanym na twarzy. - Przepraszam, z wyjątkiem tych młodzików - machnął lekceważąco na Itachiego i Sasuke, którzy słysząc te słowa ze złości zacisnęli pięści. - Wszystko szło perfekcyjnie do czasu aż Pain poszedł trochę za bardzo na samowolkę porywając Haruno. Ta dwójka na tyle pokrzyżowała mi plany, że w tej chwili rozmawiacie z cieniem potęgi, którą byłem gdyż nie jestem w stanie znowu być śmiertelny - zakończył swój monolog. W dalszym ciągu trawiłam to co powiedział. Moi rodzice mu przeszkodzili. Moja matka i mój ojciec. Zaczęło mi się robić naprawdę duszno. Kasłanie nic nie pomagało, więc po chwili straciłam równowagę i upadłam na kolana ciągle walcząc o oddech. Nawet będąc w takiej sytuacji zauważyłam co się ze mną dzieje. Najzwyczajniej w świecie dostałam ataku duszności. Stojący obok mnie Naruto zareagował najszybciej.
- Sakura, oddychaj - pomógł mi ułożyć się w najlepszej pozycji do złapania oddechu. Po kilku chwilach było już ze mną lepiej. Postawiłam na swoją porywistą odwagę i uniosłam głowę do góry wpatrując się w Madarę, który również swoje zaciekawione spojrzenie skierował na mnie.
- I najmłodsza z nich wszystkich - uśmiechnął się pobłażliwie. - Haruno mieli po prostu talent, nic więcej, a szanowano was niemal z taką samą czcią jak Senju czy Uchiha - zrobił krok w moją stronę. Siedziałam i milczałam jak zaklęta. - Przypilnowałem, żeby o was zapomniano, skutecznie, ale jak widać zostały niedobitki - prychnęłam na to. W dalszym ciągu nie wiedziałam czy to moja odwaga czy głupota.
- I co zabijesz nas? - Nie oczekiwałam odpowiedzi na to pytanie, ponieważ znałam odpowiedź.
- Kochana Sakuro, ja wszystkich was zabiję - wysyczał i jednocześnie pozwolił Konan i Painowi na rozpoczęcie ataku. Z miejsca przedstawiciele Suny zajęli się Painem. Konan natrafiła na Itachiego. Najstarszy z obecnych Uchihów również ruszył do ataku, na nie moje szczęście skierowanego w moją stronę. Cudem uniknęłam zwykłych ciosów taijutsu, które były nad wyraz precyzyjne, po czym stanęła przede mną Tsunade.
- Sakura, nie uważasz, że ten przeciwnik wymaga nieco więcej doświadczenia? - Zwróciła się do mnie.
- Powodzenia, Mistrzu - szepnęłam po czym z marszu dołączyłam do Itachiego. Zerknęłam na Konan. Jak zwykle była piękna, pełna gracji, ale również cicha i poważna, a raczej smutna. W tym momencie w głowie zrodził mi się pewien, zdecydowanie szalony pomysł.
- Konan, czemu stoisz po ich stronie? - Wykrzyczałam unikając jej papierowych shurikenów.
- To nie twoja sprawa - odparła chłodno. Mogłam się spodziewać braku wylewności z jej strony.
- Nie podoba ci się to i jesteś przygnębiona - podjęłam kolejną próbę. Wtedy poczułam na plecach rękę Itachiego.
- Co ty wyprawiasz? - Wyszeptał przez zęby. Odsunęłam się od niego w stronę dziewczyny, która unosiła się kilka centymetrów nad ziemią tworząc widok pięknego anioła.
- Cicho siedź i  nie przeszkadzaj - wyszeptałam tak szybko, że nie byłam pewna czy mnie zrozumiał.
Zrobiłam jeszcze jeden krok w stronę niebiesko-włosej.
- Słuchaj, ty jesteś zbyt łagodna, zbyt wrażliwa na to co się dzieje wokół ciebie - powiedziałam chowając kunai, który miałam w ręce co miało być gestem pokoju. - Umiem patrzeć na ludzi i wiem, że nie odpowiada ci sytuacja, w której się znalazłaś.
- Nie mogę nic zmienić - odpowiedział równie chłodno co wcześniej, lecz tym razem przyznała się, że mam rację. Ucieszyłam się w duchu. Szalone, spontaniczne plany zawsze są najlepsze.
- Mogę ci pomóc, tylko musisz mi zaufać - podeszłam do niej jeszcze bliżej, a ona zamiast latać stanęła na ziemi. Dzięki temu poczułam, że dorównuję jej jako zwykła istota ludzka, co było dość dziwne. Konan była po prostu zbyt idealna dla mnie.
- Z Nagato jestem związana od dziecka. Pomimo jego wyborów nie potrafię go zostawić - wyjaśniała półszeptem, a w jej głosie wyczułam nutę goryczy. Nie zrozumiałam o kim mówiła, lecz po chwili spojrzała na Paina, a mój wzrok powędrował za jej. Westchnęłam ciężko. Więc tak się sprawy mają. Kochała go, może nie tak jak ja Itachiego, ale kochała. Jej powłoka idealności zaczęła pękać.
- Byłam w podobnej sytuacji co ty - zaczęłam wchodząc na niebezpieczny grunt własnej psychiki. - Kochałam brata Itachiego, a on wbił nam nóż w plecy. Może ciężko ci w to uwierzyć, ale byłam gotowa nawet go zabić i żyć ze świadomością, że nie ma go na tym świecie niż słyszeć jak złym człowiekiem się staje - zakończyłam. Myślę, że to powinno do niej trafić. Sytuacja, w której się znajduje jest kopią moich rozterek sprzed lat. Ukradkiem zerknęłam na Itachiego. Patrzył na mnie zdziwiony. W sumie nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat, więc nie wiedział, że jego brat sprawiał mi aż tyle bólu.
- Pomóż nam - wyszeptałam wręcz błagalnie odganiając obraz mojego chłopaka z głowy. - Wiem, że proszę o wiele, ale...
- Dobrze - przerwała mi. Zdziwiłam się tak szybką odpowiedzią z jej strony. Ona naprawdę musi być zmęczona tym wszystkim.
- Dziękuję - nie wahając się złapałam ją za rękę w celu dodania jej otuchy. Dziewczyna nie czekając na nic więcej podniosła drugą dłoń kierując ją na Paina. Po chwili białe karteczki zaczęły go oplatać. Zdziwiony nie zareagował.
- Konan? - Wyszeptał, lecz nie podjął żadnej walki. Papier oplótł go w ciasny kokon. Jak widać nie potrafił jej w żadne sposób skrzywdzić. Byli swoją słabością.
- Nie zabije go, ale on nie stwarza już zagrożenia - mruknęła pod nosem. Widziałam na twarzy Kazekage ulgę, że pomogliśmy mu uwolnić się od kłopotliwego przeciwnika.
- Pomożesz nam dalej? - Zapytał się jej Naruto z jego wielkim uśmiechem na ustach. Niebiesko-włosa kiwnęła potwierdzająco głową, a Uzumaki odtańczył swój mały taniec radości na co nie miałam wyboru i musiałam się uśmiechnąć. Dookoła mnie zrobiło się wyjątkowo spokojnie. Hokage zniknęła nam z oczu ze swoim oponentem.
- Jaki jest plan? - Zapytałam w tym samym czasie z Itachim przez co zrobiło mi się cieplej na serduszku.
- Sasuke i Naruto idą szturmować Kabuto, Itachi i Sakura proponuję sprawdzić co z Godaime, reszta zajmuje się eliminacją poszczególnych jednostek. Pasuje? - Wyjaśnił szybko Nara prosty plan. Wszyscy jak jeden mąż krzyknęliśmy "Hai" i każdy udał się w swoją stronę. Natomiast my niezbyt długo szukaliśmy walczącej dwójki. Walka takiego kalibru była odczuwalna z kilku kilometrów zwłaszcza z siłą Tsunade-sama. Ku naszemu zdziwieniu u jej boku spotkaliśmy Jirayię i Gaarę, który jeszcze przed chwilą był z nami na dachu czerwonego budynku.
- Potrzebna pomoc? - Zawołałam w stronę najbliżej znajdującego się Mistrza mojego przyjaciela z drużyny.
- Dobrze was widzieć. Mam pewien pomysł, ale potrzebny jest mi Naruto - krzyknął szybko. Nie musiał mi powtarzać. Po chwili leciałam już w stronę, którędy udali się Sasuke i Uzumaki.
- Sasuke będzie potrzebować pomocy - powiedziałam szybko wiedząc, że Itachi potrzebuje chwili na przetrawienie informacji, że zniknę z zasięgu jego wzroku.
- Też zdałem sobie z tego sprawę - mruknął wyraźnie przygnębiony. - Ja zostanę z młodym, a ty pójdziesz z Naruto - dodał, a ja zorientowałam się, że jesteśmy prawie na miejscu. Bydlak schował się za monumentami Hokage i skutecznie maskował swoją chakrę.
- Wiem, że on nie pozwoli, żeby włos spadł ci z głowy, ale i tak nie podoba mi się ten pomysł z powodu przeciwnika - jęknął przeciągle. Gwałtownie go zatrzymałam i spojrzałam mu w oczy.
- Obiecuję, że nic mi się nie stanie - powiedziałam to najpewniej jak potrafiłam i szybko złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. W odpowiedzi kiwnął głową, aby po chwili stanąć obok męskiej części Teamu 7. Nie miałam zbytnio czasu aby przyjrzeć się Kabuto, ale wyglądał inaczej. Jego skóra pokryta była blado niebieskimi łuskami, a źrenice miały taki sam kształt jak u węża.
- Naruto, Jirayia cię potrzebuje przy Madarze - wyjaśniałam szybko. Spojrzałam ostatni raz na Itachiego, który stał teraz ramię w ramię z bratem. Jak zwykle ten widok był dla mnie spektakularny. Naruto pociągnął mnie za rękę sprowadzając myślami na ziemię. W następnej sekundzie Uchiha zniknęli mi z oczu.
- Duet Saku-Naru? - Zapytał nad wyraz poważnie. Zrozumiałam aluzję. Swoją pewnością siebie i pogodą ducha dodał mi odwagi. Chyba szczególnie za to tak mocno go kocham.
- Zobaczy na co stać uczniów Legendranych Sanninów - zaśmiałam się złowrogo na co w odpowiedzi dostałam sójkę w bok od mojego kompana.


*Dla przypomnienia - Shinra Tensei - technika, która odpycha przeciwnika. Natomiast technika przyciągająca to Bansho Ten'in.



***
Witam serdecznie. Trochę czasu minęło jak na tak krótki tekst. Następnym razem szybciej zepnę pośladki i zabiorę się do roboty, bo wena jest, pomysły, ale leń też jest. Jest 2 w nocy, tato wyłączył mi Internety, więc rozdział dodaje jutro (dzisiaj,), tzn. teraz :D . Ferie właśnie mi się kończą, i zobaczymy jak to dalej będzie, ale wiem na pewno, że marzec to będzie dłuuugi i ciężki miesiąc. Następnie, ankieta jest = są i czytelnicy. Byłoby mi niezmiernie miło gdyby z tych cichaczy pojawiły się komentarze, choćby, żeby się przywitać. Lubię mieć kontakt z ludźmi także zapraszam :D Na chwilę obecną to tyle. Do miłego zobaczenia.
<Na dniach - jeśli kogoś to interesuje - zaktualizuję zakładkę z moimi rysunkami, bo troszkę tego przybyło.>
<W ogóle może przydałby się jakiś nowy wygląd bloga, bo to takie samo niezmienne od lat? >
Mata ne, Smyczek <aka chomik >