13 lut 2015

Rozdział 20

Na dachu czerwonego budynku ze znakiem ognia Tsunade zarządzała całością shinobi otoczona przez osobisty oddział ANBU i najlepszego stratega Konohy - Nara Shikaku, który pomagał jej koordynować planem ataku jak i obrony. Z tego co zauważyłam Pieczęć Siły Stu zniknął z czoła Mistrza - musi od dłuższego czasu uzdrawiać walczących dzięki Katsuyu. Nasza dziesięcioosobowa grupa wyjaśniła szybko co się dzieje. Shikaku z synem zaczęli obmyślać najmniej czasochłonną taktykę odnalezienia wroga. W tym czasie pomyślałam o swoich obowiązkach, których w tej chwili nie mogłam wypełnić.
- Tsunade-sama, gdy tylko to się skończy trzeba zająć się szpitalem - powiedziałam do blondynki rzecz oczywistą, ale starałam zająć czymś myśli. Prosta rozmowa wydawała mi się najlepszym rozwiązaniem.
- Wiem Saku - Hokage wyczuła moje nadszarpnięte nerwy. - Tylko się nie przemęczaj.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie. W tym czasie stratedzy Nara zwrócili się do nas.
- Słuchajcie! Plan jest prosty i szybki - zaczął Shikamaru bawiąc się kunaiem. - Rozdzielamy się na pięć dwuosobowych grup - wszyscy automatycznie się dobrali. Itachi złapał mnie za rękę, a obok niego pojawili się Sasuke i Naruto, którzy byli partnerami - coś nowego. Shikamaru dołączył do Choujiego, przez co Ino została w parze z Kibą. Resztę planu wyjaśnił ojciec Shikamaru.
- Każdy z was przeszuka jeden sektor wioski - pokazał na mapę, którą rozłożył na ziemi. Jego syn w dalszym ciągu męczył lity kamień wbijając w niego z pewną częstotliwością stępiony już kunai. Mimo to skupiony Shikaku szybko przydzielił każdemu gdzie kto ma iść. - Macie dwadzieścia minut po czym wracacie tutaj zająć się następną turą. Jeśli któraś z par nie wróci po danym czasie zostanie wysłana tam pomoc w postaci jednej z grup - wyjaśnił gładząc się po bródce. - Natomiast jeśli uda wam się zlokalizować wroga przynajmniej jedno z was wraca poinformować resztę. Wszystko jasne? - Zapytał, na co kiwnęliśmy głowami. - Co najważniejsze, jeśli macie taką możliwość nie atakujecie sami - zaznaczył groźnym tonem. Wryłam sobie ten plan w pamięci.
- Każdy wie gdzie ma iść - odezwał się Itachi uruchamiając Sharingana po czym kurczowo ścisnął moją dłoń.
- Do zobaczenia za dwadzieścia minut - wszedł mu w słowo brat, również aktywując Kekkei Genkai. Następnie bez słowa rozproszyliśmy się. Przyjaciele zniknęli mi z oczu.
- Nie masz żadnych podejrzeń kto to może być? - Zwróciłam się do ukochanego z przejęciem.
- Nie mam pojęcia z kim współpracuje Obito, nic mi nie mówił - usłyszałam jego markotny głos. Westchnęłam ciężko,
- Jak to się skończy biorę sobie miesięczny urlop - mruknęłam pod nosem, ale Uchiha i tak doskonale mnie słyszał. Uśmiechnął się delikatnie. Skupiłam się na wyczuciu choćby odrobinki malutkiej chakry, która wydawałaby mi się podejrzana. Póki co moje wysiłki były daremne. Ten ktoś musi być dobry w jej kontroli. Skacząc po dachach na uliczkach widziałam mnóstwo dzielnie walczących shinobi. Nasza sytuacja nie była taka tragiczna, ale człowiek to człowiek, więc nie wytrzyma zbyt długo walcząc z niemęczącym się trupem. Minęła już prawie połowa wyznaczonego czasu na pierwszy obchód. Dotarliśmy na obrzeża wioski gdzie było w miarę spokojnie. Wskoczyliśmy na mury wioski, skąd można było dokładnie przyjrzeć się Konosze. Nasz piękna wioska była bezczeszczona. Z kilku punktów unosił się ciemny dym. Zniszczenia były całkiem poważne. Trochę nam zajmie zanim się pozbieramy do kupy. Zrobiło mi się trochę smutno, że niewinni mieszkańcy Konohy znowu tracą dach nad głową.
- Zawracamy - stwierdził Itachi, który wyrwał mnie z moich rozważeń. Chłopak uważnie studiował okolice swoim wzrokiem. Nic nie mówiąc odbiłam się od podłoża i poszybowałam z zawrotną prędkością w dół, na najbliższy dach przypadkowego domu. Jednak mój chłopak złapał mnie za rękę i skierował na ziemię zmieniając tym samym nasz sposób przemieszczania się na bieg. W tym momencie ktoś powoli kierował się w naszą stronę. Przymrużyłam oczy starając się rozpoznać sylwetkę z oddali. Jednak po chwili dostrzegłam pomarańczowe włosy i czarny płaszcz, na którym po chwili zaczęły zaostrzać się czerwone elementy.
- Pain - mruknęłam do Łasicy, który ze swoim doskonałym wzrokiem prawdopodobnie szybciej odgadł kto się do nas zbliża niż ja. Cholera. Nagle poczułam, że moje ciało odrywa się od ziemi i niebezpiecznie dryfuje w stronę wroga. Była przerażona, żeby jakkolwiek zareagować, choć ze zderzeniem z tym jutsu nie miało się szans. Jego techniki są przerażające, Pomarańczowo-włosy wyciągnął rękę i chwycił mnie za gardło. Czekałam tylko aż zabraknie mi powietrza zaciskając dłonie na jego ręce, lecz szybko odwrócił mnie plecami do siebie i założył mi dźwignię. Odruchowo złapałam za rękaw jego płaszcza szarpiąc się, lecz nie przyniosło to żadnego rezultatu.
- Haruno, mogę się zemścić - wysyczał mi do ucha. Prychnęłam rozjuszana. Spojrzałam w stronę Itachiego, ale go tam nie było. Wiedziałam, że za chwilę zaatakuje. Tak jak przewidziałam, sekundę później mogłam zauważyć jak śmignął mi przed oczami, lecz Pain miał na to przygotowaną technikę - ku mojemu zdziwieniu - Shinra Tensei*. Uchiha szybko pojawił się po prawej stronie Paina, co na szczęście go zaskoczyło, więc mimowolnie poluzował zaciśniętą rękę. Dzięki temu miałam wystarczające pole manewru, żeby się uwolnić. Zsunęłam się w dół i błyskawicznie odwróciłam w jego stronę twarzą. Mój szatański uśmiech satysfakcji, że znowu mu uciekłam był aż nie na miejscu. Wszystko działo się w sekundach. Złapałam go za w dalszym ciągu wyciągniętą rękę i już chciałam go uderzyć moją destrukcyjną siłą, ale on był ode mnie szybszy. Poczułam, że lecę gwałtownie w tył i wiedziałam, że czeka mnie bolesne spotkanie z ścianą stojącą za moimi plecami. Widziałam też, że Itachi mi nie pomoże, bo właśnie wprowadzał atak, dzięki któremu wreszcie nawiązał z Painem fizyczną walkę. W tym momencie byłoby idealnie, żebym wprowadziła atak z zaskoczenia, ale myślę, że nie dam rady się tak szybko pozbierać do kupy. Zaczęłam naprędce przeklinać w myślach moją bezradność w tej sytuacji. Mimo, że siła Paina już na mnie nie działała nie byłam przerwać swojego lotu. Siła powietrza była zbyt duża. Przygotowałam się na zderzenie ze ścianą, lecz zauważyłam, że zaczęłam zwalniać. Przestraszyłam się nie wiedząc co się dzieje. Koło mnie latały drobinki jasnego piasku. Zaczęłam gwałtownie się rozglądać. Gdzieś tutaj musi być Gaara! Nie znałam żadnego innego, żyjącego shinobi, który potrafiłby kontrolować w ten sposób piasek. I takim oto sposobem przede mną wyrosła Temari w towarzystwie braci.
- Yo, Saku - pomachała mi stojąc do mnie plecami. Mimowolnie uśmiechnęłam się wpatrując się w jej wachlarz przyczepiony na ramionach. Zauważyłam, że Kankuro wskazuje na dachy otaczających nas budynków. Biegło po nich wiele ninja z Suny. Ku mojemu zdziwieniu znalazły się też osoby z opaską ze znakiem Kumogakure.
- Posiłki od Raikage są mniej liczne niż nasze, ale każda para rąk się przyda - usłyszałam głos Kazekage. Odwrócił się i zobaczyłam delikatny uśmiech na jego twarzy. Jego rodzeństwo pomagało starszemu Uchiha skutecznie znokautować Lidera, co nie było łatwe. Gaara podszedł do mnie i wyciągnął rękę pomagając mi wstać.
- Jeśli chcesz zobaczyć się z Tsunade, znajdziesz ją na dachu siedziby Hokage - wyjaśniłam szybko otrzepując ubranie z brudu.
- Nie trzeba, najpierw pomożemy cywilom - powiedział spokojnie. Uśmiechnęłam się.
- Nie radzimy sobie najgorzej, chociaż zniszczenie są poważne. Z wami Akatsuki ma się czego bać - wyjaśniłam szybko. - Problemem są ożywieńce, mamy stworzoną grupę, która szuka osoby kontrolującą technikę - dodałam szykując się do pomocy w ataku na Paina. - Ja i Itachi też się tym zajmujemy, ale zostaliśmy zatrzymani - dodałam szybko. Nie wdrażając się głębiej w rozmowę z Kazekage skoczyłam przed siebie z zamiarem roztrzaskania ziemi przede mną. Dzięki temu czwórka walczących naprzeciwko mnie wyskoczyła ku górze. Nie czekając na rozwój sytuacji szybko naskoczyłam na Paina. Złapałam go za ramię i miałam idealną pozycję do wprowadzenia ataku.
- Nie chcesz dowiedzieć się gdzie są twoi rodzice? - Usłyszałam syk Lidera. Odskoczyłam od niego sparaliżowana, lecz po chwili błyskawicznie przygwoździłam go do ściany. Moje ciało buzowało od natłoku informacji zawartej w jednym zdaniu.
- Gadaj - warknęłam na tyle mocniej dociskając go do muru, że zaczął odpadać z niego tynk. Moi sprzymierzeńcy wstrzymali walkę i czekali słuchając rozwoju wydarzeń. Na twarzy Paina wkradł się mściwy uśmieszek, lecz nie odezwał się ani słowem.
- Znając twoje zapędy pewnie nie żyją, co? - Zapytałam retorycznie. Spojrzał mi prosto w oczy.
- Głupia dziewczyno, gdyby nie żyli zapewne byś z nimi walczyła dzięki Edo Tensei - warknął. Większych idiotyzmów w życiu nie słyszałam. Spoliczkowałam go na tyle mocno, że jego twarz gwałtownie odwróciła się w lewą stronę. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć znowu usłyszałam jego głos.
- Przecież byli całkiem uzdolnionymi shinobi - powiedział z jadowitą satysfakcją w głosie. Patrzyłam się tępo na niego.- Nie do wiary! Czyżby ci nie powiedzieli? Ani twoja wielka Tsunade? - Zapytał. Nie wiedziałam co o tym myśleć. To nie mogła być prawda. Milczałam uparcie czekając czy powie coś więcej jednak chyba nie miał takiego zamiaru. Usłyszałam koło mnie świst powietrza - pojawili się Naruto i Sasuke. Widocznie skończył się nam czas przeznaczony na poszukiwania.
- Napotkaliśmy wroga - powiedziałam martwym głosem w ich stronę. Kopnęłam kolanem Paina w brzuch tak mocno, że przebił się przez ścianę. Gdy wszystko ucichło spojrzałam na niego wydrapującego się z gruzu.
- Kłamiesz - syknęłam. Chciał odwrócić moją uwagę. Nie mógł mówić prawdy.
- Twój herb na plecach, białe koło. Myślisz, że każda, byle jaka rodzina posiada herb? - Krzyknął za mną. Nie zdążyłam wrócić do niego, żeby wyładować moją złość, gdyż otoczyła go bańka z piachu brata Temari.
- Idźcie, my się nim zajmiemy - powiedział spokojnie. Kiwnęłam na zgodę głową i szybko zapanowałam nad złością. Zwróciłam się w stronę braci Uchiha i Naruto.
- Są uwięzieni w wymiarze Tobiego i nawet Hatake nic tam nie zdziała, księżniczko - usłyszałam głos Paina. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Przecież sama byłam uwięziona w tej pułapce ledwo godzinę temu. Spokój jaki udało mi się osiągnąć po jego prowokacji szlag trafił. Już chciałam jakoś zareagować, lecz poczułam uścisk Itachiego na ramieniu. Ciągnął mnie w stronę siedziby Hokage. Przynajmniej on myślał za mnie logicznie.
- Itachi, dziękuję - szepnęłam wznawiając bieg ku czerwonemu budynkowi. Zacisnął mi rękę na mojej w odpowiedzi. - Ja muszę ich jakoś uwolnić - dodałam spokojnie. Tym razem nie dostałam żadnej odpowiedzi. Po kilku chwilach dotarliśmy do celu. Wszyscy już tam byli. Przyjrzałam się każdemu szybko.
- Sakura, wszystko w porządku? - Usłyszałam głos swojej mentorki. Automatycznie pokiwałam głową potwierdzająco. Wtedy naszła mnie myśl, żeby zapytać ją o mamę i tatę.
- Hokage-sama, czy moi rodzice byli shinobi? - Zapytałam na wydechu. W oczach Tsunade zauważyłam cień niepokoju i dezorientacji.
- Co? Ja... Nie - wyraźnie się zmieszała. To mi wystarczyło. Spojrzałam na nią spode łba. Zrozumiała, że znam prawdę, ale nic więcej nie powiedziała. Co więcej odwróciła się do mnie plecami wracając do swoich obowiązków. Zabolał mnie ten gest.
- Znaleźliśmy go - usłyszałam Sasuke. - To Kabuto.
Zerknęłam na twarze innych. Byli zdziwieni. Zawsze wiedziałam, że ta gnida będzie nam kiedyś jeszcze utrudniać życie.
- Kto idzie go pokonać? - Zapytał starszy z braci Uchiha. Spojrzałam na Shikamaru, który zapewne miał już jakiś pomysł. Chłopak zauważył mój wzrok i uśmiechnął się do mnie potwierdzająco. Jednak nim się odezwał wszyscy zamarliśmy. Ku nam powoli zbliżała się osoba, która wręcz przytłaczała nas swoją chakrą. Zaczęło mi ciążyć na ciele. Nigdy nie czułam takiego wpływu drugiej osoby. Nawet oddech było mi ciężko złapać.
- Kto to jest? - Wydusiłam z siebie widząc podobne objawy u moich przyjaciół. Naruto wskazał ręką na drogę prowadzącą od głównej bramy do siedziby Hokage. Szły nią trzy osoby, ale z daleka było widać, że dwie z nich mają na sobie płaszcz Akatsuki. Po chwili koło nas niespodziewanie znalazło się rodzeństwo z Suny.
- Pain dostał wsparcie i zaczęło się robić problematycznie - wysapała Temari, która była ranna na wysokości barku. Wyglądało to groźnie gdyż jej ubranie było zalane krwią widocznie sączącą się z ramienia. Automatycznie do niej podbiegłam i zaczęłam ją leczyć mimochodem oceniając czy jej bracia są cali. Po szybkich oględzinach mogłam stwierdzić, że są lekko poturbowani, ale ich rany nie zaliczają się do tych potrzebujących natychmiastowej reakcji.
- Dzięki Saku - mruknęła do mnie z krzywym uśmiechem blondynka, która po mojej szybkiej interwencji odzyskała siły potrzebne do walki. W tym czasie nasi wrogowie zdążyli pojawić się przed nami na dachu. O ile Lidera i Konan się spodziewałam o tyle trzecia osoba wprawiła mnie w wielki szok. Odruchowo zakryłam dłońmi otwarte usta z niedowierzania. Czerwień Sharingana jarzyła się przerażająco w oczach mężczyzny, który wpatrywał się w Hokage.
- Więc ty jesteś wnuczką Hashiramy? - Bardziej stwierdził niż zapytał. Tsunade odważnie wysunęła się na początek małego tłumku, który teraz tworzyliśmy.
- Uchiha Madara, jakim cudem cię przyzwali? Zginąłeś szmat czasu temu - zapytała Piąta, Przypatrywałam się tej wymianie zdań z małym strachem.
- Moja droga, wbrew legendom twój dziadek mnie nie zabił - zaczął wyjaśniać, lecz gwałtownie przerwał. Wziął głęboki wdech i pogładził czoło palcami. - Yashinie, Hashirama jako dziadek. Nie wierzę, że ten czas tak szybko leci - mruknął sam do siebie, lecz wyraźnie go słyszałam.
- Więc gdzie się podziewałeś przez te wszystkie lata? - Godaime nie dała mu czasu na rozpływanie się nad tym jaki jest już stary.
- Mój niewdzięczny przyjaciel mnie nie zabił - chociaż tak myślał - ale znacznie mnie osłabił co doprowadziło mnie do śmierci choć całkiem niedawno. Mój plan idealnie działał. Idealnie upolowałem Obito, dzięki któremu Akatsuki miało podstawy się pojawić, Uchiha zginęli - spojrzałam na niego z szokiem wymalowanym na twarzy. - Przepraszam, z wyjątkiem tych młodzików - machnął lekceważąco na Itachiego i Sasuke, którzy słysząc te słowa ze złości zacisnęli pięści. - Wszystko szło perfekcyjnie do czasu aż Pain poszedł trochę za bardzo na samowolkę porywając Haruno. Ta dwójka na tyle pokrzyżowała mi plany, że w tej chwili rozmawiacie z cieniem potęgi, którą byłem gdyż nie jestem w stanie znowu być śmiertelny - zakończył swój monolog. W dalszym ciągu trawiłam to co powiedział. Moi rodzice mu przeszkodzili. Moja matka i mój ojciec. Zaczęło mi się robić naprawdę duszno. Kasłanie nic nie pomagało, więc po chwili straciłam równowagę i upadłam na kolana ciągle walcząc o oddech. Nawet będąc w takiej sytuacji zauważyłam co się ze mną dzieje. Najzwyczajniej w świecie dostałam ataku duszności. Stojący obok mnie Naruto zareagował najszybciej.
- Sakura, oddychaj - pomógł mi ułożyć się w najlepszej pozycji do złapania oddechu. Po kilku chwilach było już ze mną lepiej. Postawiłam na swoją porywistą odwagę i uniosłam głowę do góry wpatrując się w Madarę, który również swoje zaciekawione spojrzenie skierował na mnie.
- I najmłodsza z nich wszystkich - uśmiechnął się pobłażliwie. - Haruno mieli po prostu talent, nic więcej, a szanowano was niemal z taką samą czcią jak Senju czy Uchiha - zrobił krok w moją stronę. Siedziałam i milczałam jak zaklęta. - Przypilnowałem, żeby o was zapomniano, skutecznie, ale jak widać zostały niedobitki - prychnęłam na to. W dalszym ciągu nie wiedziałam czy to moja odwaga czy głupota.
- I co zabijesz nas? - Nie oczekiwałam odpowiedzi na to pytanie, ponieważ znałam odpowiedź.
- Kochana Sakuro, ja wszystkich was zabiję - wysyczał i jednocześnie pozwolił Konan i Painowi na rozpoczęcie ataku. Z miejsca przedstawiciele Suny zajęli się Painem. Konan natrafiła na Itachiego. Najstarszy z obecnych Uchihów również ruszył do ataku, na nie moje szczęście skierowanego w moją stronę. Cudem uniknęłam zwykłych ciosów taijutsu, które były nad wyraz precyzyjne, po czym stanęła przede mną Tsunade.
- Sakura, nie uważasz, że ten przeciwnik wymaga nieco więcej doświadczenia? - Zwróciła się do mnie.
- Powodzenia, Mistrzu - szepnęłam po czym z marszu dołączyłam do Itachiego. Zerknęłam na Konan. Jak zwykle była piękna, pełna gracji, ale również cicha i poważna, a raczej smutna. W tym momencie w głowie zrodził mi się pewien, zdecydowanie szalony pomysł.
- Konan, czemu stoisz po ich stronie? - Wykrzyczałam unikając jej papierowych shurikenów.
- To nie twoja sprawa - odparła chłodno. Mogłam się spodziewać braku wylewności z jej strony.
- Nie podoba ci się to i jesteś przygnębiona - podjęłam kolejną próbę. Wtedy poczułam na plecach rękę Itachiego.
- Co ty wyprawiasz? - Wyszeptał przez zęby. Odsunęłam się od niego w stronę dziewczyny, która unosiła się kilka centymetrów nad ziemią tworząc widok pięknego anioła.
- Cicho siedź i  nie przeszkadzaj - wyszeptałam tak szybko, że nie byłam pewna czy mnie zrozumiał.
Zrobiłam jeszcze jeden krok w stronę niebiesko-włosej.
- Słuchaj, ty jesteś zbyt łagodna, zbyt wrażliwa na to co się dzieje wokół ciebie - powiedziałam chowając kunai, który miałam w ręce co miało być gestem pokoju. - Umiem patrzeć na ludzi i wiem, że nie odpowiada ci sytuacja, w której się znalazłaś.
- Nie mogę nic zmienić - odpowiedział równie chłodno co wcześniej, lecz tym razem przyznała się, że mam rację. Ucieszyłam się w duchu. Szalone, spontaniczne plany zawsze są najlepsze.
- Mogę ci pomóc, tylko musisz mi zaufać - podeszłam do niej jeszcze bliżej, a ona zamiast latać stanęła na ziemi. Dzięki temu poczułam, że dorównuję jej jako zwykła istota ludzka, co było dość dziwne. Konan była po prostu zbyt idealna dla mnie.
- Z Nagato jestem związana od dziecka. Pomimo jego wyborów nie potrafię go zostawić - wyjaśniała półszeptem, a w jej głosie wyczułam nutę goryczy. Nie zrozumiałam o kim mówiła, lecz po chwili spojrzała na Paina, a mój wzrok powędrował za jej. Westchnęłam ciężko. Więc tak się sprawy mają. Kochała go, może nie tak jak ja Itachiego, ale kochała. Jej powłoka idealności zaczęła pękać.
- Byłam w podobnej sytuacji co ty - zaczęłam wchodząc na niebezpieczny grunt własnej psychiki. - Kochałam brata Itachiego, a on wbił nam nóż w plecy. Może ciężko ci w to uwierzyć, ale byłam gotowa nawet go zabić i żyć ze świadomością, że nie ma go na tym świecie niż słyszeć jak złym człowiekiem się staje - zakończyłam. Myślę, że to powinno do niej trafić. Sytuacja, w której się znajduje jest kopią moich rozterek sprzed lat. Ukradkiem zerknęłam na Itachiego. Patrzył na mnie zdziwiony. W sumie nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat, więc nie wiedział, że jego brat sprawiał mi aż tyle bólu.
- Pomóż nam - wyszeptałam wręcz błagalnie odganiając obraz mojego chłopaka z głowy. - Wiem, że proszę o wiele, ale...
- Dobrze - przerwała mi. Zdziwiłam się tak szybką odpowiedzią z jej strony. Ona naprawdę musi być zmęczona tym wszystkim.
- Dziękuję - nie wahając się złapałam ją za rękę w celu dodania jej otuchy. Dziewczyna nie czekając na nic więcej podniosła drugą dłoń kierując ją na Paina. Po chwili białe karteczki zaczęły go oplatać. Zdziwiony nie zareagował.
- Konan? - Wyszeptał, lecz nie podjął żadnej walki. Papier oplótł go w ciasny kokon. Jak widać nie potrafił jej w żadne sposób skrzywdzić. Byli swoją słabością.
- Nie zabije go, ale on nie stwarza już zagrożenia - mruknęła pod nosem. Widziałam na twarzy Kazekage ulgę, że pomogliśmy mu uwolnić się od kłopotliwego przeciwnika.
- Pomożesz nam dalej? - Zapytał się jej Naruto z jego wielkim uśmiechem na ustach. Niebiesko-włosa kiwnęła potwierdzająco głową, a Uzumaki odtańczył swój mały taniec radości na co nie miałam wyboru i musiałam się uśmiechnąć. Dookoła mnie zrobiło się wyjątkowo spokojnie. Hokage zniknęła nam z oczu ze swoim oponentem.
- Jaki jest plan? - Zapytałam w tym samym czasie z Itachim przez co zrobiło mi się cieplej na serduszku.
- Sasuke i Naruto idą szturmować Kabuto, Itachi i Sakura proponuję sprawdzić co z Godaime, reszta zajmuje się eliminacją poszczególnych jednostek. Pasuje? - Wyjaśnił szybko Nara prosty plan. Wszyscy jak jeden mąż krzyknęliśmy "Hai" i każdy udał się w swoją stronę. Natomiast my niezbyt długo szukaliśmy walczącej dwójki. Walka takiego kalibru była odczuwalna z kilku kilometrów zwłaszcza z siłą Tsunade-sama. Ku naszemu zdziwieniu u jej boku spotkaliśmy Jirayię i Gaarę, który jeszcze przed chwilą był z nami na dachu czerwonego budynku.
- Potrzebna pomoc? - Zawołałam w stronę najbliżej znajdującego się Mistrza mojego przyjaciela z drużyny.
- Dobrze was widzieć. Mam pewien pomysł, ale potrzebny jest mi Naruto - krzyknął szybko. Nie musiał mi powtarzać. Po chwili leciałam już w stronę, którędy udali się Sasuke i Uzumaki.
- Sasuke będzie potrzebować pomocy - powiedziałam szybko wiedząc, że Itachi potrzebuje chwili na przetrawienie informacji, że zniknę z zasięgu jego wzroku.
- Też zdałem sobie z tego sprawę - mruknął wyraźnie przygnębiony. - Ja zostanę z młodym, a ty pójdziesz z Naruto - dodał, a ja zorientowałam się, że jesteśmy prawie na miejscu. Bydlak schował się za monumentami Hokage i skutecznie maskował swoją chakrę.
- Wiem, że on nie pozwoli, żeby włos spadł ci z głowy, ale i tak nie podoba mi się ten pomysł z powodu przeciwnika - jęknął przeciągle. Gwałtownie go zatrzymałam i spojrzałam mu w oczy.
- Obiecuję, że nic mi się nie stanie - powiedziałam to najpewniej jak potrafiłam i szybko złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. W odpowiedzi kiwnął głową, aby po chwili stanąć obok męskiej części Teamu 7. Nie miałam zbytnio czasu aby przyjrzeć się Kabuto, ale wyglądał inaczej. Jego skóra pokryta była blado niebieskimi łuskami, a źrenice miały taki sam kształt jak u węża.
- Naruto, Jirayia cię potrzebuje przy Madarze - wyjaśniałam szybko. Spojrzałam ostatni raz na Itachiego, który stał teraz ramię w ramię z bratem. Jak zwykle ten widok był dla mnie spektakularny. Naruto pociągnął mnie za rękę sprowadzając myślami na ziemię. W następnej sekundzie Uchiha zniknęli mi z oczu.
- Duet Saku-Naru? - Zapytał nad wyraz poważnie. Zrozumiałam aluzję. Swoją pewnością siebie i pogodą ducha dodał mi odwagi. Chyba szczególnie za to tak mocno go kocham.
- Zobaczy na co stać uczniów Legendranych Sanninów - zaśmiałam się złowrogo na co w odpowiedzi dostałam sójkę w bok od mojego kompana.


*Dla przypomnienia - Shinra Tensei - technika, która odpycha przeciwnika. Natomiast technika przyciągająca to Bansho Ten'in.



***
Witam serdecznie. Trochę czasu minęło jak na tak krótki tekst. Następnym razem szybciej zepnę pośladki i zabiorę się do roboty, bo wena jest, pomysły, ale leń też jest. Jest 2 w nocy, tato wyłączył mi Internety, więc rozdział dodaje jutro (dzisiaj,), tzn. teraz :D . Ferie właśnie mi się kończą, i zobaczymy jak to dalej będzie, ale wiem na pewno, że marzec to będzie dłuuugi i ciężki miesiąc. Następnie, ankieta jest = są i czytelnicy. Byłoby mi niezmiernie miło gdyby z tych cichaczy pojawiły się komentarze, choćby, żeby się przywitać. Lubię mieć kontakt z ludźmi także zapraszam :D Na chwilę obecną to tyle. Do miłego zobaczenia.
<Na dniach - jeśli kogoś to interesuje - zaktualizuję zakładkę z moimi rysunkami, bo troszkę tego przybyło.>
<W ogóle może przydałby się jakiś nowy wygląd bloga, bo to takie samo niezmienne od lat? >
Mata ne, Smyczek <aka chomik >