Nie czułam ciała Itachiego koło siebie. Za to poczułam ból
fizyczny. Pain kopnął mnie w plecy co dość mocno mnie odepchnęło. Leżałam
bezbronna na dachu, a on łaskawie dawał mi czas, żebym pozbierała się do
kupy. Zauważył, że jednak nie raczę się podnieść.
- Ja nie rozumiem jak mogłaś tak namieszać! - Warknął ostro.
Nie próbowałam się nawet ruszyć. Pusto patrzyłam na krople deszczu odbijające
się od dachu. Musiałam coś wymyślić, ale nie miałam na nic sił. Zapragnęłam,
żeby był tu Naruto albo Tsunade albo...ktokolwiek kto mógłby mi pomóc.
Przypomniały mi się wszystkie zadania Teamu 7. Zawsze czułam się pewnie, bo
miałam przyjaciół obok siebie. Walcząc z Sasorim tuż obok mnie miałam babcie
Chiyo. Zawsze był ktoś. Nigdy nic nie zależało ode mnie. Chciałabym być tak
odważna jak wtedy w momentach gdy inni liczą na mnie. Czyli teraz. Chciałam tu
umrzeć, uwolnić się od problemów. Chociaż jeśli dłużej by się nad tym zastanowić to nie miałam problemów. Miałam obowiązki, których nie mogłam wykonać, a
raczej nie chciałam. Gówniany ze mnie shinobi. Nie nadaję się do tej roboty.
Hokage za bardzo mnie doceniła zlecając mi taką misję. Zwróciłam uwagę, że
Lider kieruje się w moją stronę. Zatrzymał się nade mną i trącił mnie butem
jakby sprawdzał czy żyję choć widział moje otwarte, zaczerwienione od łez oczy.
- Jesteś słaba. Nie możesz mu pomóc - kiwnął ręką w stronę
Itachiego. Kucnął koło mnie i łapiąc mnie za gardło uniósł moje poobijane ciało
do góry. - Nie możesz uratować jego, Sasuke, Konohy, Jinchuurikiego Kyuubiego ani
samej siebie - wyszeptał mi do ucha. Podjęłam próbę uwolnienia się z jego
uścisku. Zaczęłam wierzgać nogami, ale to nic nie dało. Próbowałam też rozluźnić jego uścisk na mojej szyi. Znowu klęska.
- A wiesz o czym to
świadczy? - Uśmiechnął się. Bałam się jego głosu. Nie chciałam go teraz słyszeć. Wiedziałam co chciał
powiedzieć, a ja tak nienawidzę tych słów. Skuliłam się i zacisnęłam oczy mając
nadzieję, że jakoś mniej to we mnie uderzy.
- Jesteś słaba! Jesteś nic nie wartym śmieciem, który nie
umie sobie poradzić w trudnej sytuacji! - Zaśmiał się. Niestety jego wypowiedź
i szyderczy śmiech zaatakował mnie z niesamowitą siłą. Rzucił mnie w stronę
członków Akatsuki. Ci jakby nigdy nic zrobili mi drogę, abym swobodnie mogła
uderzyć w ścianę za nimi. Upadłam głucho na podłogę. Dałam się poniżyć.
- Jest wasza, a ja się upewnię, że nasz kochaś nie żyje -
odwrócił się w stronę Uchihy. Zaczęłam się bać.
- Kotku, chcę to czego nie dostałem - uśmiechnął się do mnie
Hidan. Znowu zostałam złapana za szyję. Znów brakowało mi powietrza. Znowu czułam się bezbronna. Próbowała
się skupić. Muszę wziąć się w garść. Ode mnie zależy bardzo dużo. Nie mogę tu
zginąć. Nie chcę tak zginąć. Moja zgromadzona energia
musi mi wystarczyć. Musiałam w końcu pokazać, że jestem coś warta. Uznałam, że
najwyższy czas aktywować Pieczęć Hyakugou. Dziwnie się poczułam czując w
sobie ulokowaną w jednym miejscu skompresowaną chakrę. W kawałkach istniejących
jeszcze szyb zauważyłam, że na moim czole pojawił się mały znaczek w kształcie
rombu.
- Nic o mnie nie wiecie - wywarczałam i złączyłam nogi.
Zamachnęłam się i kopnęłam nimi trzymającego mnie Hidana. Nogą uderzyłam w
podłogę i tak zdemolowanego pokoju. Dzięki temu wysoki budynek zaczął się
walić. Wiedziałam, że to moja szansa, żeby umknąć członkom Akatsuki. Zauważyłam Lidera stojącego nad Itachim. Nie zastanawiając się pobiegłam w jego stronę.
- Pain! - Ryknęłam i skoczyłam mu na barana. Musiałam go
odciągnąć od swojego chłopaka i samej znaleźć się przy nim. Wtedy będziemy już
uratowani. Rudowłosy nawet nie podniósł ręki, a ja zostałam odepchnięta. Użył Tendō. Wylądowałam stojąc na ścianie sąsiedniego budynku.
Złożyłam ręce w pieczęć. W tej jednej chwili wpadłam na najbardziej ryzykowny
pomysł w całym moim życiu.
- Suiton:Mizuranppa no Jutsu! - Z moich ust wyplułam mnóstwo
wody. Dzięki chakrze, którą w nią wpuściłam utworzyła z niej akwarium zamykając w jego obrębie siebie i Paina. Nie
czekając na jego reakcję szybko uformowałam kolejną pieczęć.
- Raiton:Raizou Ikazuchi no Kiba! - Z moich rąk wystrzeliły pioruny
elektryzując całe akwarium. Widziałam jak Pain lekko się przypieka (hahahaha -
przy. aut. :D). Niestety również odczułam działanie własnej techniki. Nie
spodziewałam się, że porażenie prądem może tak boleć. Pomimo ogromnego bólu
wiedziałam, że muszę zacząć się teraz leczyć, bo mogę tego nie przeżyć.
Złożyłam dłonie w pieczęć. Moją osobę pokryła zielona poświata. Zaczęłam płynąć
w stronę ścian akwarium i po chwili z niego wyskoczyłam. Pędem znalazłam się
przy Uchiha. Zauważyłam, biegnących w moją stronę wkurzonych Hidana,
Kakuzu i Tobiego czy ktokolwiek to jest. Uśmiechnęłam się szatańsko.
- I zapamiętajcie ten dzień kiedy umknęła wam słaba Haruno
Sakura! - Zaśmiałam się (Kojarzy ktoś? ^^ Kapitan Jack Sparrow ^^ *.* - przyp.
aut. :D). Złapałam za lodowatą rękę Itachiego, a drugą ręką wykonałam pieczęć i
zniknęliśmy w kłębach dymu. Nie umiałam się teleportować jak większość joninów.
To moja jednorazowa technika na takie wypadki. Lokalizację miałam ustawioną na
centrum Konohy, tuż przed siedzibą Hokage. Zazwyczaj jest tam duży ruch.
Wiedziałam też, że pochłonie to większość mojej chakry. Po chwili usłyszałam
gwar miasta. Otworzyłam oczy i tuż przed oczyma zobaczyłam czerwony budynek z
symbolem ognia.
- Sakura?! - Usłyszałam znajomy głos. Ostatkiem sił
odwróciłam głowę w stronę wypowiedzianego słowa. Przede mną stał mój
zamaskowany przyjaciel.
- Kakashi, ratuj nas - szepnęłam i padłam nieprzytomna koło
Itachiego. Przez chwilę słyszałam jeszcze czyjeś głosy nad nami i jakieś
krzyki, ale po chwili wszystko ucichło.
***
Robiło mi się czerwono pod oczami. Ścisnęłam powieki. Domyśliłam
się, że to przez upierdliwe światło słoneczne. Czułam zapach leków i szpitala. Otworzyłam oczy. Otoczyła mnie biel. Nie pomyliłam się. Leżałam w szpitalnej
sali. Po dłuższej chwili zaczęłam kontaktować z otoczeniem. Znalazłam pilot od
łóżka. Nacisnęłam przycisk, który wzywa pielęgniarkę. Ledwo go dotknęłam już
słyszałam masę kroków biegnących w moją stronę. Jednak do sali weszła tylko
Tsunade.
- Jak się czujesz? - Usłyszałam.
- W miarę. Raczej nic mi nie jest - stwierdziłam.
- Tak. Jesteś tylko trochę poobijana i straciłaś za dużo
chakry, dlatego wtedy odpłynęłaś - potwierdziła moje słowa Hokage. Słysząc to
chciałam zapytać o Itachiego, ale wiedziałam, że i tak nic mi nie powie.
- To dobrze - skwitowałam i wyrwałam kable podłączone do
mnie. Wyjęłam też igłę z ręki która doprowadzała kroplówkę do moich żył.
Księżniczkę ślimaków chyba ogarnął lekki szok, bo nie zrugała mnie od razu.
- Sakura! Co ty robisz!? - Chyba się zdenerwowała.
Zauważyłam swoje ubrania na krześle. Nie zważając na jej obecność zrzuciłam
szpitalną piżamkę i narzuciła swoje ubrania. Były czyste. Pewnie Ino albo
Hinata mi je tu przyniosły. Zabrałam w pośpiechu wszystkie swoje rzeczy i
wyszłam z sali nie przejmując się krzykami Tsunade. Na korytarzu był niezły
tłum. Oprócz wszystkich moich przyjaciół czekało również wielu wysoko
postawionych ninja i urzędników. Jeśli mnie wzrok nie mylił był tu nawet władca
feudalny. Czy stałam się aż tak ważna czy coś mnie ominęło? Każdy chciał wiedzieć co planuje
Akatsuki. Nie zwracając uwagi na niczyje powitania udałam się w stronę
recepcji. Przeskakując przez blat usłyszałam piski pielęgniarki, że tak nie
można. Uznałam, że to nie był zbyt mądry pomysł, bo dalej byłam obolała i
poczułam to. Zaczęłam szukać swojej karty. Szybko się z tym uwinęłam gdyż
leżała na samej górze tony papierów. Złapałam za długopis i szybko nabazgrałam
kilka słów o zwolnieniu pacjenta.
- STOP! Sakura nie masz prawa! - Ryk Hokage zaprowadził
ciszę na korytarzu i recepcji. Oderwałam wzrok od swojej karty. Mój wzrok był
znudzony. Jakoś gówno mnie obchodziło co mi wolno, a co nie. Kompletnie
zignorowałam to polecenie. Poczułam, że Tsunade złapała mnie za nadgarstek.
Skutecznie się jej wyrwałam.
- Jeżeli pamięć mnie nie myli, mówiłaś, że jak wrócę
stanowisko ordynatora dalej będzie moje - powiedziałam beznamiętnie. - Także to
mój szpital i mogę robić co mi się podoba - warknęłam. Zerknęłam jeszcze na
listę sal i lecz nie znalazłam tego czego, a raczej kogo szukałam. Chciałam
wyjść ze szpitala, lecz w połowie drogi do drzwi zatrzymałam się. Dookoła mnie
zapanowała cisza widząc, że zainteresowałam się czymś.
- Ile byłam nieprzytomna? - Wychrypiałam. Widząc, że Tsunade
po mistrzowsku się na mnie obraziła i nie raczy mi odpowiedzieć swój wzrok
skierowałam na Ino. Zgaduję, że to ona z Shizune przejęła moje obowiązki
ordynatora.
- Tylko cztery dni - usłyszałam. Ruszyłam w stronę drzwi. -
Długo jak na ciebie - próbowała mi dopiec. Udało jej się. Zdenerwowałam się. Gwałtownie
odwróciłam się w jej stronę.
- Bo do cholery jasnej ty nie próbowałaś uciec całemu
Akatsuki tak, żeby nie zginąć! - Krzyknęłam. - Do tego nie miałam bladego
pojęcia co z Itachim! Ostatnie co pamiętam to to, że nie mogłam wyczuć jego
pulsu! - Dodałam głośniej. Odsunęła się krok w tył. Chciało mi się płakać.
Spuściłam głowę w dół i zacisnęłam ręce w pięści. Czułam, że drżę.
- Co z nim? - Wyszeptałam po chwili ciszy. Jakoś nikt się
nie odezwał. - Ż-żyje? - Zająknęłam się. Nie chciało mi to przejść przez
gardło. Uniosłam głowę i zauważyłam, że każdy patrzy się w punkt za mną.
Gwałtownie się odwróciłam.
- Wątpisz we mnie? - Rozszerzyłam oczy. Po kilku sekundach
wpadłam w jego ramiona.
- Nawet nie wiesz jak się bałam - zacisnęłam ręce na jego
koszulce.
- Ale dałaś radę. Sama skopałaś im dupy - przytulił mnie
mocniej - a ten tekst na koniec był genialny - szepnął mi do ucha. Kąciki ust
same powędrowały mi ku górze. Już wychylałam się, żeby go pocałować, ale ktoś
odchrząknął.
- Nie, żeby coś, ale może zająć by się priorytetami? -
Odważył się ktoś wtrącić. Wkurzyłam się.
- Akatsuki wypowie Konosze wojnę na dziewięćdziesiąt dziewięć
procent, ale to może chwilę poczekać - warknęłam i przyciągnęłam do siebie
Itachiego. Zatopiłam się w jego ustach. Objął mnie w tali, a ja zarzuciłam mu
ręce na szyję. Chciałam się nim chociaż chwilę nacieszyć, ale wtedy Tsunade nas
od siebie odciągnęła.
- Słoneczka wy moje, ruszcie dupy. Idziemy. Jeszcze się sobą
nacieszycie - powiedziała spokojnie choć widać było po niej, że zmieniła się w
tykającą bombę. Przetnij zły kabelek, a wybuchnie.
- Nie jesteśmy tego tacy pewni - westchnęliśmy ciężko.
Zdziwiliśmy się, że powiedzieliśmy to samo, więc zaśmialiśmy się. Roześmiani
wyszliśmy przed szpital gdzie spotkała nas...cała Konoha! Biła nam brawa.
Stanęliśmy jak wryci.
- Czy ktoś mi powie co się dzieje? - Zaczepiłam Tsunade za
rąbek jej płaszcza jak małe dziecko. Drugą ręką mocno trzymałam się Itachiego
pod ramię.
- Wszyscy znają prawdę o klanie Uchiha. Wszyscy rozumieją, Itachi. Waszą misję traktują jak największy dar poświęcenia siebie samych dla Konohy - wyjaśnił Kakashi,
który zjawił się tuż za Godaime. Chciało mi się płakać ze szczęścia. Zerknęłam
na Itachiego, który też był wzruszony. Uśmiechał się jak głupi do sera.
Spojrzał na mnie. Nie wiedziałam co zrobić. Zaczęłam piszczeć z radości.
Usłyszałam donośny śmiech Uchihy.
- Udało się! To się udało! - Krzyczałam. Rzuciłam mu się w
ramiona tak, że aż się zachwiał. Uniósł mnie nad ziemię. Wtedy mieszkańcy zaczęli
wiwatować z jeszcze większym entuzjazmem.
- Nie myślałem, że ten twój durny pomysł się powiedzie -
postawił mnie.
- Durny?! Teraz musisz przyznać, że mam genialne pomysły -
zaśmiałam się perliście. Tsunade pokiwała tylko głową i poklepała nas po
ramieniu jako znak, żebyśmy się ruszyli.
Tuż przed nami tłum się rozsuwał robiąc nam przejście. Kontynuowaliśmy naszą
rozmowę.
- Raz ci się udało - Itachi objął mnie w pasie tak jak ja
jego.
- Nie tylko, a Sasu... - zamilkłam. - Widziałeś się z nim?!
- Przypomniało mi się, że przeleżałam w szpitalu umówione spotkanie z młodszym Uchiha.
- Cicho, nikt nie musi o tym wiedzieć - szepnął mi na ucho.
Zerknęłam na niego. Pokiwał głową, na znak, że się z nim widział. Weszliśmy do budynku Hokage. Tsunade wyłoniła się na przód.
- Proszę za mną, do sali narad - przybrała władczy ton.
Również skupiłam się. Musimy jak najszybciej wytłumaczyć co się dzieje i
zorganizować pomoc i ewakuację. Gdy wszyscy weszli do sali i zajęli miejsce
można było zacząć.
- Więc nie przedłużając oddaję wam głos - wszyscy skierowali
swój wzrok na nas.
- Sprawa jest poważna - zaczęłam. Zabrzmiała cisza.
Zacznijmy od tego. *pisząc ostatni rozdział myślę* Moje sweet Akasie stoją jak kołki i nic nie robią. Trochę dziwnie. Trudno, nikt nie zauważy. :D Dzięki dziewczyny. Za wspaniałe domysły o pudełku też. Chyba mi się ten rozdział podoba. Chyba. I co do wspaniałego uzdrowienia Itachiego, spotkania Sasuke i innych niewyjaśnionych rzeczy wszystko się wyjaśni, bo raczej Sakura to ciekawska osóbka i będzie chciała wszystko wiedzieć, ale to raczej pogadają sobie na osobności, bo Tsunade by chyba tego nerwowo nie wytrzymała. :D I mordka mi się cieszy, bo fillery się kończą. Następny rozdział standardowo za dwa tygodnie, ale może pojawi się wcześniej, bo w końcu jakby nie patrzeć mamy wakacje. Ale najpierw muszę przeżyć bez zawałów rekrutację do wybranego, bardzo obleganego LO. Mata ne :)