30 cze 2013

Rozdział 13

Nie czułam ciała Itachiego koło siebie. Za to poczułam ból fizyczny. Pain kopnął mnie w plecy co dość mocno mnie odepchnęło. Leżałam bezbronna na dachu, a on łaskawie dawał mi czas, żebym pozbierała się do kupy. Zauważył, że jednak nie raczę się podnieść.
- Ja nie rozumiem jak mogłaś tak namieszać! - Warknął ostro. Nie próbowałam się nawet ruszyć. Pusto patrzyłam na krople deszczu odbijające się od dachu. Musiałam coś wymyślić, ale nie miałam na nic sił. Zapragnęłam, żeby był tu Naruto albo Tsunade albo...ktokolwiek kto mógłby mi pomóc. Przypomniały mi się wszystkie zadania Teamu 7. Zawsze czułam się pewnie, bo miałam przyjaciół obok siebie. Walcząc z Sasorim tuż obok mnie miałam babcie Chiyo. Zawsze był ktoś. Nigdy nic nie zależało ode mnie. Chciałabym być tak odważna jak wtedy w momentach gdy inni liczą na mnie. Czyli teraz. Chciałam tu umrzeć, uwolnić się od problemów. Chociaż jeśli dłużej by się nad tym zastanowić to nie miałam problemów. Miałam obowiązki, których nie mogłam wykonać, a raczej nie chciałam. Gówniany ze mnie shinobi. Nie nadaję się do tej roboty. Hokage za bardzo mnie doceniła zlecając mi taką misję. Zwróciłam uwagę, że Lider kieruje się w moją stronę. Zatrzymał się nade mną i trącił mnie butem jakby sprawdzał czy żyję choć widział moje otwarte, zaczerwienione od łez oczy.
- Jesteś słaba. Nie możesz mu pomóc - kiwnął ręką w stronę Itachiego. Kucnął koło mnie i łapiąc mnie za gardło uniósł moje poobijane ciało do góry. - Nie możesz uratować jego, Sasuke, Konohy, Jinchuurikiego Kyuubiego ani samej siebie - wyszeptał mi do ucha. Podjęłam próbę uwolnienia się z jego uścisku. Zaczęłam wierzgać nogami, ale to nic nie dało. Próbowałam też rozluźnić jego uścisk na mojej szyi. Znowu klęska. 
- A wiesz o czym to świadczy? - Uśmiechnął się. Bałam się jego głosu. Nie chciałam go teraz słyszeć. Wiedziałam co chciał powiedzieć, a ja tak nienawidzę tych słów. Skuliłam się i zacisnęłam oczy mając nadzieję, że jakoś mniej to we mnie uderzy.
- Jesteś słaba! Jesteś nic nie wartym śmieciem, który nie umie sobie poradzić w trudnej sytuacji! - Zaśmiał się. Niestety jego wypowiedź i szyderczy śmiech zaatakował mnie z niesamowitą siłą. Rzucił mnie w stronę członków Akatsuki. Ci jakby nigdy nic zrobili mi drogę, abym swobodnie mogła uderzyć w ścianę za nimi. Upadłam głucho na podłogę. Dałam się poniżyć.
- Jest wasza, a ja się upewnię, że nasz kochaś nie żyje - odwrócił się w stronę Uchihy. Zaczęłam się bać.
- Kotku, chcę to czego nie dostałem - uśmiechnął się do mnie Hidan. Znowu zostałam złapana za szyję. Znów brakowało mi powietrza. Znowu czułam się bezbronna. Próbowała się skupić. Muszę wziąć się w garść. Ode mnie zależy bardzo dużo. Nie mogę tu zginąć. Nie chcę tak zginąć. Moja zgromadzona energia musi mi wystarczyć. Musiałam w końcu pokazać, że jestem coś warta. Uznałam, że najwyższy czas aktywować Pieczęć Hyakugou. Dziwnie się poczułam czując w sobie ulokowaną w jednym miejscu skompresowaną chakrę. W kawałkach istniejących jeszcze szyb zauważyłam, że na moim czole pojawił się mały znaczek w kształcie rombu.
- Nic o mnie nie wiecie - wywarczałam i złączyłam nogi. Zamachnęłam się i kopnęłam nimi trzymającego mnie Hidana. Nogą uderzyłam w podłogę i tak zdemolowanego pokoju. Dzięki temu wysoki budynek zaczął się walić. Wiedziałam, że to moja szansa, żeby umknąć członkom Akatsuki. Zauważyłam Lidera stojącego nad Itachim. Nie zastanawiając się pobiegłam w jego stronę.
- Pain! - Ryknęłam i skoczyłam mu na barana. Musiałam go odciągnąć od swojego chłopaka i samej znaleźć się przy nim. Wtedy będziemy już uratowani. Rudowłosy nawet nie podniósł ręki, a ja zostałam odepchnięta. Użył Tendō. Wylądowałam stojąc na ścianie sąsiedniego budynku. Złożyłam ręce w pieczęć. W tej jednej chwili wpadłam na najbardziej ryzykowny pomysł w całym moim życiu.
- Suiton:Mizuranppa no Jutsu! - Z moich ust wyplułam mnóstwo wody. Dzięki chakrze, którą w nią wpuściłam utworzyła z niej akwarium zamykając w jego obrębie siebie i Paina. Nie czekając na jego reakcję szybko uformowałam kolejną pieczęć. 
- Raiton:Raizou Ikazuchi no Kiba! - Z moich rąk wystrzeliły pioruny elektryzując całe akwarium. Widziałam jak Pain lekko się przypieka (hahahaha - przy. aut. :D). Niestety również odczułam działanie własnej techniki. Nie spodziewałam się, że porażenie prądem może tak boleć. Pomimo ogromnego bólu wiedziałam, że muszę zacząć się teraz leczyć, bo mogę tego nie przeżyć. Złożyłam dłonie w pieczęć. Moją osobę pokryła zielona poświata. Zaczęłam płynąć w stronę ścian akwarium i po chwili z niego wyskoczyłam. Pędem znalazłam się przy Uchiha. Zauważyłam, biegnących w moją stronę wkurzonych Hidana, Kakuzu i Tobiego czy ktokolwiek to jest. Uśmiechnęłam się szatańsko.
- I zapamiętajcie ten dzień kiedy umknęła wam słaba Haruno Sakura! - Zaśmiałam się (Kojarzy ktoś? ^^ Kapitan Jack Sparrow ^^ *.* - przyp. aut. :D). Złapałam za lodowatą rękę Itachiego, a drugą ręką wykonałam pieczęć i zniknęliśmy w kłębach dymu. Nie umiałam się teleportować jak większość joninów. To moja jednorazowa technika na takie wypadki. Lokalizację miałam ustawioną na centrum Konohy, tuż przed siedzibą Hokage. Zazwyczaj jest tam duży ruch. Wiedziałam też, że pochłonie to większość mojej chakry. Po chwili usłyszałam gwar miasta. Otworzyłam oczy i tuż przed oczyma zobaczyłam czerwony budynek z symbolem ognia.
- Sakura?! - Usłyszałam znajomy głos. Ostatkiem sił odwróciłam głowę w stronę wypowiedzianego słowa. Przede mną stał mój zamaskowany przyjaciel.
- Kakashi, ratuj nas - szepnęłam i padłam nieprzytomna koło Itachiego. Przez chwilę słyszałam jeszcze czyjeś głosy nad nami i jakieś krzyki, ale po chwili wszystko ucichło.
***
Robiło mi się czerwono pod oczami. Ścisnęłam powieki. Domyśliłam się, że to przez upierdliwe światło słoneczne. Czułam zapach leków i szpitala. Otworzyłam oczy. Otoczyła mnie biel. Nie pomyliłam się. Leżałam w szpitalnej sali. Po dłuższej chwili zaczęłam kontaktować z otoczeniem. Znalazłam pilot od łóżka. Nacisnęłam przycisk, który wzywa pielęgniarkę. Ledwo go dotknęłam już słyszałam masę kroków biegnących w moją stronę. Jednak do sali weszła tylko Tsunade.
- Jak się czujesz? - Usłyszałam.
- W miarę. Raczej nic mi nie jest - stwierdziłam.
- Tak. Jesteś tylko trochę poobijana i straciłaś za dużo chakry, dlatego wtedy odpłynęłaś - potwierdziła moje słowa Hokage. Słysząc to chciałam zapytać o Itachiego, ale wiedziałam, że i tak nic mi nie powie.
- To dobrze - skwitowałam i wyrwałam kable podłączone do mnie. Wyjęłam też igłę z ręki która doprowadzała kroplówkę do moich żył. Księżniczkę ślimaków chyba ogarnął lekki szok, bo nie zrugała mnie od razu.
- Sakura! Co ty robisz!? - Chyba się zdenerwowała. Zauważyłam swoje ubrania na krześle. Nie zważając na jej obecność zrzuciłam szpitalną piżamkę i narzuciła swoje ubrania. Były czyste. Pewnie Ino albo Hinata mi je tu przyniosły. Zabrałam w pośpiechu wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z sali nie przejmując się krzykami Tsunade. Na korytarzu był niezły tłum. Oprócz wszystkich moich przyjaciół czekało również wielu wysoko postawionych ninja i urzędników. Jeśli mnie wzrok nie mylił był tu nawet władca feudalny. Czy stałam się aż tak ważna czy coś mnie ominęło? Każdy chciał wiedzieć co planuje Akatsuki. Nie zwracając uwagi na niczyje powitania udałam się w stronę recepcji. Przeskakując przez blat usłyszałam piski pielęgniarki, że tak nie można. Uznałam, że to nie był zbyt mądry pomysł, bo dalej byłam obolała i poczułam to. Zaczęłam szukać swojej karty. Szybko się z tym uwinęłam gdyż leżała na samej górze tony papierów. Złapałam za długopis i szybko nabazgrałam kilka słów o zwolnieniu pacjenta.
- STOP! Sakura nie masz prawa! - Ryk Hokage zaprowadził ciszę na korytarzu i recepcji. Oderwałam wzrok od swojej karty. Mój wzrok był znudzony. Jakoś gówno mnie obchodziło co mi wolno, a co nie. Kompletnie zignorowałam to polecenie. Poczułam, że Tsunade złapała mnie za nadgarstek. Skutecznie się jej wyrwałam.
- Jeżeli pamięć mnie nie myli, mówiłaś, że jak wrócę stanowisko ordynatora dalej będzie moje - powiedziałam beznamiętnie. - Także to mój szpital i mogę robić co mi się podoba - warknęłam. Zerknęłam jeszcze na listę sal i lecz nie znalazłam tego czego, a raczej kogo szukałam. Chciałam wyjść ze szpitala, lecz w połowie drogi do drzwi zatrzymałam się. Dookoła mnie zapanowała cisza widząc, że zainteresowałam się czymś.
- Ile byłam nieprzytomna? - Wychrypiałam. Widząc, że Tsunade po mistrzowsku się na mnie obraziła i nie raczy mi odpowiedzieć swój wzrok skierowałam na Ino. Zgaduję, że to ona z Shizune przejęła moje obowiązki ordynatora.
- Tylko cztery dni - usłyszałam. Ruszyłam w stronę drzwi. - Długo jak na ciebie - próbowała mi dopiec. Udało jej się. Zdenerwowałam się. Gwałtownie odwróciłam się w jej stronę.
- Bo do cholery jasnej ty nie próbowałaś uciec całemu Akatsuki tak, żeby nie zginąć! - Krzyknęłam. - Do tego nie miałam bladego pojęcia co z Itachim! Ostatnie co pamiętam to to, że nie mogłam wyczuć jego pulsu! - Dodałam głośniej. Odsunęła się krok w tył. Chciało mi się płakać. Spuściłam głowę w dół i zacisnęłam ręce w pięści. Czułam, że drżę.
- Co z nim? - Wyszeptałam po chwili ciszy. Jakoś nikt się nie odezwał. - Ż-żyje? - Zająknęłam się. Nie chciało mi to przejść przez gardło. Uniosłam głowę i zauważyłam, że każdy patrzy się w punkt za mną. Gwałtownie się odwróciłam.
- Wątpisz we mnie? - Rozszerzyłam oczy. Po kilku sekundach wpadłam w jego ramiona.
- Nawet nie wiesz jak się bałam - zacisnęłam ręce na jego koszulce.
- Ale dałaś radę. Sama skopałaś im dupy - przytulił mnie mocniej - a ten tekst na koniec był genialny - szepnął mi do ucha. Kąciki ust same powędrowały mi ku górze. Już wychylałam się, żeby go pocałować, ale ktoś odchrząknął.
- Nie, żeby coś, ale może zająć by się priorytetami? - Odważył się ktoś wtrącić. Wkurzyłam się.
- Akatsuki wypowie Konosze wojnę na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, ale to może chwilę poczekać - warknęłam i przyciągnęłam do siebie Itachiego. Zatopiłam się w jego ustach. Objął mnie w tali, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Chciałam się nim chociaż chwilę nacieszyć, ale wtedy Tsunade nas od siebie odciągnęła.
- Słoneczka wy moje, ruszcie dupy. Idziemy. Jeszcze się sobą nacieszycie - powiedziała spokojnie choć widać było po niej, że zmieniła się w tykającą bombę. Przetnij zły kabelek, a wybuchnie.
- Nie jesteśmy tego tacy pewni - westchnęliśmy ciężko. Zdziwiliśmy się, że powiedzieliśmy to samo, więc zaśmialiśmy się. Roześmiani wyszliśmy przed szpital gdzie spotkała nas...cała Konoha! Biła nam brawa. Stanęliśmy jak wryci.
- Czy ktoś mi powie co się dzieje? - Zaczepiłam Tsunade za rąbek jej płaszcza jak małe dziecko. Drugą ręką mocno trzymałam się Itachiego pod ramię.
- Wszyscy znają prawdę o klanie Uchiha. Wszyscy rozumieją, Itachi. Waszą misję traktują jak największy dar poświęcenia siebie samych dla Konohy - wyjaśnił Kakashi, który zjawił się tuż za Godaime. Chciało mi się płakać ze szczęścia. Zerknęłam na Itachiego, który też był wzruszony. Uśmiechał się jak głupi do sera. Spojrzał na mnie. Nie wiedziałam co zrobić. Zaczęłam piszczeć z radości. Usłyszałam donośny śmiech Uchihy.
- Udało się! To się udało! - Krzyczałam. Rzuciłam mu się w ramiona tak, że aż się zachwiał. Uniósł mnie nad ziemię. Wtedy mieszkańcy zaczęli wiwatować z jeszcze większym entuzjazmem.
- Nie myślałem, że ten twój durny pomysł się powiedzie - postawił mnie.
- Durny?! Teraz musisz przyznać, że mam genialne pomysły - zaśmiałam się perliście. Tsunade pokiwała tylko głową i poklepała nas po ramieniu jako znak, żebyśmy się ruszyli.  Tuż przed nami tłum się rozsuwał robiąc nam przejście. Kontynuowaliśmy naszą rozmowę.
- Raz ci się udało - Itachi objął mnie w pasie tak jak ja jego.
- Nie tylko, a Sasu... - zamilkłam. - Widziałeś się z nim?! - Przypomniało mi się, że przeleżałam w szpitalu umówione spotkanie z młodszym Uchiha.
- Cicho, nikt nie musi o tym wiedzieć - szepnął mi na ucho. Zerknęłam na niego. Pokiwał głową, na znak, że się z nim widział. Weszliśmy do budynku Hokage. Tsunade wyłoniła się na przód.
- Proszę za mną, do sali narad - przybrała władczy ton. Również skupiłam się. Musimy jak najszybciej wytłumaczyć co się dzieje i zorganizować pomoc i ewakuację. Gdy wszyscy weszli do sali i zajęli miejsce można było zacząć.
- Więc nie przedłużając oddaję wam głos - wszyscy skierowali swój wzrok na nas.

- Sprawa jest poważna - zaczęłam. Zabrzmiała cisza.



Zacznijmy od tego. *pisząc ostatni rozdział myślę* Moje sweet Akasie stoją jak kołki i nic nie robią. Trochę dziwnie. Trudno, nikt nie zauważy. :D Dzięki dziewczyny. Za wspaniałe domysły o pudełku też. Chyba mi się ten rozdział podoba. Chyba. I co do wspaniałego uzdrowienia Itachiego, spotkania Sasuke i innych niewyjaśnionych rzeczy wszystko się wyjaśni, bo raczej Sakura to ciekawska osóbka i będzie chciała wszystko wiedzieć, ale to raczej pogadają sobie na osobności, bo Tsunade by chyba tego nerwowo nie wytrzymała. :D I mordka mi się cieszy, bo fillery się kończą. Następny rozdział standardowo za dwa tygodnie, ale może pojawi się wcześniej, bo w końcu jakby nie patrzeć mamy wakacje. Ale najpierw muszę przeżyć bez zawałów rekrutację do wybranego, bardzo obleganego LO. Mata ne :)

16 cze 2013

Rozdział 12


Wiem, że naruszam ich prywatność i nie powinnam ich podsłuchiwać. W tej chwili zrobiłam się strasznie ciekawska.
- Nie miałeś wyboru? Nie rób ze mnie idioty! - Sasuke podniósł głos. - Co może być ważniejsze od rodziny? - Uspokoił się. Postanowiłam jednak nie ingerować w ich rozmowę w żaden sposób. To ich czas, tylko i wyłącznie. Skierowałam się do sypialni i padłam jak długa na łóżko.

***
[Itachi]

Przyglądałem się swojemu bratu. Był bardzo podobny do mnie. Rodzice byliby dumni z jego umiejętności, chociaż może niekoniecznie z drogi przestępczej. Postanowiłem w końcu opowiedzieć mu dość długą historię śmieci klanu Uchiha.
- Jestem od ciebie starszy i pamiętam jak wygląda świat pogrążony w wojnie... - zacząłem.

- Co to ma do rzeczy? - Zapytał młodszy Uchiha. Był zły na mnie.
- Ty nie wiesz jak to jest drżąc na myśl, że stracisz przyjaciół i rodzinę walcząc bezsensu - szepnąłem.

- Bo ich nie mam - prychnął. - A dlaczego? No tak, mój starszy brat wybił ich jak muchy! - Dodał. Nie zwracając uwagi na jego ton kontynuowałem.
- Nasz ojciec był głową klanu. Drugi Hokage po sprawie z Madarą nie dopuścił naszych przodków do władzy. Stworzył pozornie policję Uchiha i wydzielił im oddzielną dzielnicę, ale nasi zrozumieli, że to próba odsunięcia nas od władzy - powiedziałem spokojnie. Patrzyłem jak Sasuke zaczyna rozumieć co się stało. - My, współzałożyciele Konohy nie mogliśmy pozwolić na taki obrót spraw. Wszystko działo się jakieś cztery czy pięć lat po tym jak wioska została zaatakowana przez Kyuubi'ego - dodałem. Jego wyraz twarzy zmienił się. Ze złości na zdziwienie.

- Bunt? - Mruknął Sasuke. Westchnąłem ciężko.
- Coś w tym stylu. Nasz ojciec temu przewodził. Spokojnie mogliby wywołać kolejną Wielką Wojnę Shinobi. W końcu to Uchiha - prychnąłem. Dalej nie mogłem pojąć jak mogli tak pragnąć władzy nie patrząc na konsekwencje. Mój brat patrzył na mnie czekając na dalszą część opowieści.

- Nazywali mnie złotym dzieckiem, geniuszem. Dlatego w tym samym czasie gdy to się działo należałem do ANBU. Byłem podwójnym szpiegiem. Trzeci wiedział przez to co się święci i próbował to powstrzymać. Oczywiście pokojowo - spuściłem głowę w dół zaciskając ręce. - Niestety gonił go czas.
- Dlaczego wybrałeś pokój zamiast rodziny?- Zapytał. Czekałem na to pytanie.

- Bo wybrałem ciebie - popatrzyłem mu w oczy. Jego wyraz twarzy się zmienił. Wyrażał szok.
- W czasie wojny wszyscy zginęliby, a tak mogłem uratować chociaż ciebie - dodałem. Chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłem mu.

- Wiesz co nasza matka powiedziała przed śmiercią? - Popatrzył na mnie pytająco. - Że mam cię chronić - uśmiechnąłem się. Zapanowała cisza. Sasuke spuścił głowę w dół. Zaczął iść w moją stronę. Po chwili stanął o krok ode mnie i spojrzał na mnie.
- Naprawdę inaczej się nie dało? - Głos mu się łamał. Zdziwiłem się zmianą jego wyrazu twarzy. Był smutny. Samemu też było mi piekielnie źle z tym, że musimy w ogóle poruszać ten, bolesny dla nas temat.

- Kto to wie? - Zapytałem się jakby sam siebie. Po chwili znowu spoważniałem. - Ale mamy nowy problem. Akatsuki chce zniszczyć Konohę. Nie mogę do tego dopuścić.
- Zabiłeś rodzinę, żeby ją chronić - stwierdził Sasuke. Kiwnąłem głową. Wszystko zrozumiał. Osiągnąłem zamierzony cel.

- Będziemy cię potrzebować. Każdego. Tsunade dała Sakurze misję, w sumie jakby na to nie patrzeć próby rozbicia organizacji od środka, ale to cholernie trudne - westchnąłem. Znowu zapanowała między nami cisza.
- Oczekujesz ode mnie pomocy? - Zdziwił się.

- Tak. Chcę się uwolnić od tego życia i wrócić do Konohy, założyć rodzinę - uśmiechnąłem się. - Chore, ne? - Zaśmiałem się.
- Trochę - również się uśmiechnął. To był chyba najbardziej dziwny moment dzisiejszego dnia. Śmiałem się razem z moim młodszym bratem. Nie mogłem uwierzyć. - Muszę to przemyśleć. Co teraz będziesz robić? - Zapytał.

- Póki co udajemy się do Lidera, ale potem chyba będziemy musieli z Sakurą uciekać, bo on nam nie odpuści. Wiesz, te zdjęcia... - Zacząłem.
- Za tydzień pod Konohą - powiedział wychodząc. Uśmiechnąłem się, widząc, że zmieniłem jego nastawienie. Byłem trochę zmęczony, więc postanowiłem udać się do różowowłosej.

***
Ciekawe czy mu się udało. Takie myśli zaprzątały moją głowę. Pomyślałam, że może znowu uda nam się stworzyć Team 7. Uśmiechnęłam się na same wspomnienie czasu gdy byliśmy razem. Nauto ucieszyłby się. Usłyszałam odgłos prysznica. Nie mogłam spać. Po dłuższej chwili poczułam, że za mną kładzie się Itachi. Przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie.

- I jak? - Mruknęłam przecierając oczy.

- Nie śpisz - stwierdził. Zaczął wodzić wargami po moim karku. Wyczułam, że się uśmiecha. Złożył pocałunek tuż pod moim uchem. - Chyba wszystko w porządku - uśmiechnęłam się.
- Gdzie on teraz jest? - Zapytałam. Uchiha zanurzył twarz w moich włosach.

- Powiedział, że musi to przemyśleć. Mamy się spotkać pod Konohą za siedem dni - ziewnął.
- To dobrze - również zachciało mi się spać. - Dobranoc - szepnęłam i odpłynęłam do krainy Morfeusza w jego ramionach.

***
Obudziłam się. Itachiego nie było koło mnie. Nie zauważyłam go także w pokoju. Wtedy mój wzrok przyciągnęła mała szkatułka, którą zabrał z Konohy gdy po mnie przyszedł do Konohy. Chciałam ją otworzyć lecz wtedy usłyszałam otwierane drzwi.

- Nie ładnie tak grzebać w czyjś rzeczach - nie był zły. Uśmiechnęłam się.
- Masz przede mną tajemnice? - Uniosłam zadziornie brew do góry.

- Jakąś muszę - zabrał pudełeczko - kiedyś się dowiesz co tam jest - pocałował mnie w czoło.
- Co robimy? - Przeciągnęłam się i nie zaważając na jego obecność zaczęłam zrzucać wczorajsze ubrania.

- Musimy się udać do Wioski Deszczu i prawdopodobnie to będzie nasza ostatnia wizyta tam - oparł się o parapet okna - wszystko się zaczyna - przyglądał mi się. Nie odzywając się już złapałam za ręcznik i udałam się do łazienki. Zastanowiłam się na tym. Rzeczywiście nasze odejście z Akatsuki będzie jednoznaczne z początkiem wojny o Konohę. Pierwszy raz w tak ważnej sprawie działam tak spontanicznie. Kiedyś trzeba. Owinięta w ręcznik wyszłam z toalety i wygrzebałam ze swoich rzeczy mały zwój. Odpieczętowałam ubrania, którymi była krótka sukienka na ramiączkach z wycięciami na plecach. Zrobiona była z dość przewiewnego materiału, w czerwonym kolorze, więc idealnie nadawała się na podróż. Związałam długie włosy w kucyk i nałożyłam na siebie płaszcz Akatsuki. Spakowałam wszystko co było mi potrzebne do kieszonek na pasku i do kabur na udzie. Wyszłam do głównej sali gdzie zastałam Itachiego.
- Gotowa? - Zapytał.

- Niestety - mruknęłam z westchnięciem. Ruszyliśmy w stronę siedziby Paina. Podróż zajęła nam niecałą dobę. Lekko zmęczeni przekroczyliśmy deszczową krainę. Szybko udaliśmy się do miejsca spotkań Akatsuki. Co prawda faktyczne zebranie miało odbyć się pojutrze, ale im mniej świadków tym lepiej.
- Zaczyna się - Uchiha pogłaskał moją dłoń tuż przed drzwiami, za którymi znajdował się Lider. Chciał dodać mi odwagi. Przekroczyliśmy próg sali narad. Zdziwiłam się gdy zobaczyłam cały skład Brzasku.

- Księżniczka jednak ma uczucia - usłyszałam Deidarę. Nie kryłam już swoich emocji. Pain przemówił do nas bez owijania w bawełnę. 
- Itachi, czy wy mnie macie za idiotę? - Pain był wyjątkowo spokojny. Użytkownik sharingana nie odezwał się. Był spokojny. Wtedy poczułam, że ktoś pojawia się za mną. W jednej chwili miałam unieruchomione ręce, a w drugiej czułam przyciśnięty do szyi kunai. Itachi zdjął swoją maskę spokoju.

- Puść ją! - Warknął.
- Nie bądź śmieszny, dałeś się owinąć jej wokół palca - usłyszałam niezwykle męski głos. Zerknęłam lekko przez ramię. Zdziwiłam się gdy zobaczyłam kawałek pomarańczowej maski Tobiego.

- Co powiesz na to, że Madara ją zabije? - Na pytanie Paina, Itachi zacisnął ręce w pięści. Poczułam jak kunai rozcina moją skórę. Syknęłam cicho i próbowałam się wyszarpać.
- Haruno, wynoś się stąd pókim dobry - warknął Lider. Poczułam, że mam swobodny ruch w rękach. Jednak po chwili moje ciało zmroziło. Kunai trzymany przez Madarę czy Tobiego co dopiero teraz zaczęło mnie interesować został wbity tuż nad moją prawą nerką. Czułam głęboko posuwające się ostrze.

- Zniszczyłaś mi jednego z Uchihów, a jak wiesz nie jest nas za dużo! - Syknął mi do ucha. Upadłam na kolana. Bolało. Dawno nie byłam poważnie ranna. Zazwyczaj były to niegroźnie zadrapania.
- Nas - popatrzyłam na niego. Kopnął mnie i złapał za włosy unosząc mnie lekko nad podłogą.

- Twój kochaś ci nie powiedział? - Zaśmiał się. Wyrwałam mu się tracąc przy tym kilkanaście włosów i podniosłam się.
- Nie wtrącaj się w moje życie - warknęłam mu prosto w twarz (maskę :D - przyp. aut.) i oplułam go. Dostałam w policzek. Zatoczyłam się i upadłabym gdyby nie Itachi. Razem ze mną osunął się na ziemię. Wyciągnął ze mnie broń.

- Przepraszam cię - szepnął. Szybko zaczęłam się leczyć. Po chwili po mojej ranie zostało tylko małe rozcięcie. Zauważyłam, że Pain zbliża się do nas. Wyciągnął rękę i odepchnął Itachego, który głucho uderzył o ścianę.
- Kurwa, nie rób sobie ze mnie jaj Uchiha! - Krzyknął mu w twarz.

- A ty mnie nie lekceważ! - Itachi jednym kopnięciem uwolnił się od niego. Mierzyli się groźnymi spojrzeniami. Po chwili zaczęła się walka. Tego nie przewidziałam. Nie trzeba było długo czekać, aby przenieśli się przez zbite okna na dachy budynków. Obserwując ich straciłam czujność. Madara złapał mnie za kark i jak szmacianą lalkę trzymał nad przepaścią za oknem. Nie dość, że traciłam oddech to jeszcze przydałyby mi się skrzydła. W tej chwili usłyszałam krzyk Itachiego:
- Sakura!

Wszystko działo się bardzo szybko. Złapałam oddech i dzięki świeżej dawce tlenu zorientowałam się, że spadam. W tym czasie czarnowłosy opuścił gardę. Jego wzrok był utkwiony na mnie. W ciągu sekundy zobaczyłam sylwetkę Lidera stojącego za nim. Perfidnie się uśmiechał. Itachi został przebity w miejscu serca przez Paina. Widziałam jak upada na kolana. Miał jeszcze dość sił, aby zaatakować go Amaterasu.
- Itachi!!! - Usłyszałam swój paniczny pisk. Wiedziałam, że muszę jak najszybciej znaleźć się przy nim. Słyszałam krzyk Paina, który się palił. Itachi leżał nieruchomo. Widziałam jak po dachówkach razem z deszczem z jego ciała spływa szkarłatna krew. W tak trudnej sytuacji zaczęłam trzeźwo myśleć. Starłam krew ze swojej szyi. Wykonałam kilka pieczęci i przywołałam wielkiego ślimaka:

- Sakura-sama! - Usłyszałam ciepły głos Katsuyu.
- Pomóż mi się dostać na tamten dach! - Wskazałam gdy tylko miękko w niej wylądowałam. Z jej mniejszych miniaturek utworzył się most, po którym szybko przebiegłam. Po chwili znalazłam się nad Itachim. Padłam koło niego i złapałam jego twarz w ręce. Oddychał, choć ledwo.

- Słyszysz mnie?! - Głos mi się łamał. Nie usłyszałam odpowiedzi. Jego ciało stawało się coraz chłodniejsze, a oddech coraz płytszy. Zaczęłam go leczyć. Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy.
- Itachi, ty kretynie! Bez ciebie nic mi się nie uda! - Krzyknęłam. Ogarniała mnie panika. - Nie zostawisz mnie - próbowałam się pocieszyć . Jego puls zanikał. Zapłakałam głośno. Itak byłam cała przemoczona. Kątem oka zauważyłam, że przyglądają mi się wszyscy członkowie organizacji włącznie z Painem, który pozbył się czarnego ognia. Nie zwracałam więcej na to uwagi. Jako medyczy ninja wiedziałam, że z moim chłopakiem jest źle. Coraz gorzej.

- Baka! Jak mogłeś się tak załatwić?! - Krzyknęłam. - Przecież mnie kochasz - lekko się uspokoiłam, lecz dalej miałam podniesiony głos. Na niebie pojawiła się jasna błyskawica, aby po chwili usłyszeć grzmot.
- Nie zostawisz mnie, bo cię kocham! - Krzyknęłam z jego oddechem po czym rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam go w czoło.



W moim opowiadaniu kreuję myślącego Sasuke. I bez obaw. Mój nie będzie chciał zostać Hokage. :D W sumie to tylko tyle mam do powiedzenia. Dalsza część konfliktów wśród Akatsuki zostanie kontynuowana za dwa tygodnie w rozdziałe 13 :). Arigatou za komentarze i sayonara :).


Makiko-chan: Naprawdę w moim stylu (?) pisania/ pisaniu widać aż taką poprawę? :D Osobiście tego nie czuję, ale dziękuję, że ktoś tak uważa. Nie poddając się w pisaniu chodziło mi oto aby się trochę rozwinąć. :)

3 cze 2013

Rozdział 11

Cała sytuacja wyglądała dziwnie. Co najmniej tak, jakby Sasuke przybył z pomocą shinobi Konohy. Szczerze to byłabym mu za to wdzięczna. Zerknęłam na Itachiego. Nie raczył nawet rzucić okiem na młodszego brata. Walka się zatrzymała i zapadła cisza.

- Stęskniłeś się za braciszkiem Uchiha?! - Krzyknął rozradowany Hidan. Sasuke zaszczycił go swoim spojrzeniem.

- Nie twój interes - wtedy jego wzrok skierował się na mnie - Ty co tu robisz? - Usłyszałam w jego głosie kpinę.

- Nie twój interes, Sasuke-kun! - Przesłodziłam głos jak tylko się dało, po czym uśmiechnęłam się. Zauważyłam, że Team dziesiąty pozbierał się do kupy. Ino właśnie leczyła Shikamaru. Cofnęłam się i stanęłam między Hidanem, a Kakuzu. Znając starego Sasuke miałby teraz ochotę trochę mi nawrzucać i przypomnieć jak chowałam się za jego plecami. Prawdopodobnie dodałby też, że Naruto już wtedy był silniejszy ode mnie, miernoty. Jednak obecny Sasuke ma zbyt nadęte ego, aby zacząć tak dziecinną konwersację. Zerknęłam na swoich towarzyszy.
- Co robimy? - Zapytałam się. Itachi zerknął na mnie.

- Mamy misję, pasowałoby ją dokończyć - powiedział spokojnie.
- A co z nim? - Kiwnęłam głową na Sasuke. Itachi wiedział, że znalazła się okazja, żeby z nim pogadać. Niestety mieliśmy za dużo świadków.

- Nic - mruknął. Sasuke musiał to usłyszeć, bo prychnął z irytacją. Zobaczyłam, że Ino podchodzi do budynku, na którym znajdował się Sasuke.
- Pomożesz nam czy nie?! - Krzyknęła. Młodszy Uchiha nawet na nią nie spojrzał.

- Nie mam zamiaru - powiedział - w ogóle to jestem tu przejazdem (w sumie przechodem :D - przyp. aut.), usłyszałem odgłosy walki, więc  zachciało mi się zerknąć, ale nie spodziewałem się zobaczyć ciebie, Sakura i to w szeregach Akatsuki - zwrócił się do mnie. Żyłka na moim czole zaczęła pulsować. Zacisnęłam ręce w pięści i już miałam do niego iść, ale zatrzymał mnie Itachi.
- Spokojnie, nie reaguj - szepnął do mnie.

- Należy mu się - wciąż mierzyłam Sasuke wzrokiem.
- Nie dziś - dodał. Wiedziałam, że ma rację. Jak zwykle. Mój chłopak puścił mnie i odszedł krok do tyłu.

- Więc to prawda! - Usłyszałam śmiech Sasuke. Popatrzyłam na niego z ukosa. Nigdy nie sądziłam, że istniej człowiek z tak chorym uśmiechem, przepraszam śmiechem. A tak, Hidan tu jest. Przeklnęłam się za swoją dekoncentrację.

- O co ci znowu chodzi? - Warknęłam na niego. Wtedy z torby na shurikeny wyjął kawałek papieru. Rzucił go w moją stronę, ale kartka i tak nie doleciała, lecz uniosła się na wietrze. Upadła jakieś cztery metry ode mnie. Podeszłam do niej i ją podniosłam. Zdjęcia! On wie. Zerknęłam na niego i jego durny uśmieszek.

- Czuję się dotknięty tym, że ja ci nie wystarczyłem - złapał się za pierś i zaczął odstawiać komedię. O tak, wrócił stary Sasuke, chociaż na chwilę.
- Nic ci do tego - tym razem ja postawiłam na szali swój honor. Postanowiłam, że w tej chwili opuszczę to miejsce. Chrzanić misję. Przechodząc koło Itachiego powiedziałam:

- On wie.
- Co? - Zaintrygowałam go, ale również zaniepokoiłam. Wiatr rozwiał moje włosy. Popatrzyłam w jego oczy. Podejrzewam, że przyniesie to sporo kłopotów.

- O nas - ruszyłam przed siebie. Nie obchodziła mnie już misja, to czy Asuma zginie ani Sasuke. Weszłam do lasu i zaczęłam biec, chciałam odejść jak najdalej. Przynajmniej na razie. Wtedy poczułam jak ktoś mnie łapie za ramię. Przycisnął mnie do swojej piersi i pogładził po włosach. Nie płakałam. Nie byłam już tą samą dziewczyną co kiedyś. Tamta wersja moczyłaby teraz płaszcz Itachiego. Odsunęłam się od niego.
- To źle się skończy - mruknęłam.

- Wcale nie musi - próbował mnie pocieszyć. Stanęłam na palcach i musnęłam jego usta.
- Nie powinieneś być z Hidanem i Kakuzu? - Mój humor nie uległ zbytniej poprawie.

- Powiedziałem im, że mają dokończyć robotę i przekazałem małe instrukcje jak ich się pozbyć, jak się nie mylę Shikamaru - powiedział - w końcu to Nara, nie? Dadzą sobie z nim radę - dodał.

- A Sasuke? - Zapytałam. Itachi westchnął.
- Też przekazałem mu wiadomość, ale nie wiem czy jej nie zignoruje - mruknął - w każdym bądź razie, musimy się udać w jedno miejsce - złapał mnie za rękę. Nie chciałam nawet wiedzieć gdzie. Cieszyłam się, że w końcu jestem razem z nim. Po chwili zaczęliśmy skakać z drzewa na drzewo, aby jak najszybciej dostać się do celu.

***
[narracja 3-osobowa]

- Shikamaru, co robimy? - Ino zaczęła panikować.
- Mam pomysł tylko mało czasu, aby go zrealizować. Możesz mnie połączyć siebie, mnie i resztę, abym mógł wyjaśnić im mój plan? - Zapytał broniąc się.

- Postaram się, ale kryj mnie - blondynka złożyła ręce w pieczęci.
- Słuchajcie, plan jest trochę skomplikowany. Itachi chwilę przed tym jak zniknął przekazał mi najważniejsze informacje o tej dwójce. Są nieśmiertelni. Ino i Chouji, pójdziecie dokładnie dwa kilometry stąd na wschód  i wykonacie tam klasyczną, podręcznikową pułapkę numer 234 (ja to mam pomysły -,- - przy. aut.). Jak już to zrobicie macie tu wrócić. Złapię tego masochistę i zabiorę go tam. Mam zamiar pogrzebać go żywcem, mam nadzieję, że mi się uda. Wy w tym czasie musicie mu przeszkadzać na tyle, aby nie narysował swojego durnego kręgu. Jeśli to zrobi będzie po Choujim. Ma twoją krew. Potrafi wtedy przekłuć nawet swoje serce, a i tak nic mu nie będzie, ale za to Chouji w tym czasie umrze. Wszyscy zrozumieli? Macie mu przeszkadzać!

Nie mógł skończyć gdyż był atakowany przez Hidana i Kakuzu jednocześnie. Z pomocą przyszedł mu Sarutobi i po chwili mógł kontynuować.
- Ten drugi, posiada pięć serc, każde włada innym żywiołem. Mam nadzieję, że dacie sobie radę. Nie będę się powtarzać. Zaczynamy. Ino, dziękuję.

Uśmiechnął się. Spojrzał na jego towarzyszy i zrozumiał, że wszyscy zrozumieli.
- Ino, Chouji biegnijcie! - Krzyknął. Razem z Aobą utorowali im drogę.

- Im was mniej tym szybciej was zabiję! - Krzyknął Hidan. Kotetsu, Izumo i Asuma zauważyli, że z ciała Kakuzu wyłania się pięć stworów. Od razu zrozumieli, że aby go zabić muszą zniszczyć te potwory. Asuma po szybkim osądzie zaatakował Katonem postać władająca Fuutonem roztrzaskała się. Teraz nie było już tak łatwo. Musieli wykombinować ja pozbyć się reszty. Kotetsu i Izumo posługiwali się Suitonem, więc po dłuższej walce pozbyli się serca władającego Katonem. W tym samym czasie Shikamaru cały czas atakował Hidana. Skutecznie mu przeszkadzał, ale nie spowodował mu żadnych ran.
- Odsłoniłeś się, baka!* - Hidan krzyknął uradowany. Jednak przed śmiercią uratowali go pozostali członkowie drużyny dziesiątej.

- Shikamaru! Gotowe! - Ino krzyknęła uśmiechnięta.
- Kagemane no Jutsu! - Shikamaru już biegł w stronę pułapki. Ino i Chouji dołączyli do przeciwników Kakuzu, którym zostało zniszczyć serce Suitonem i Doton.

- Sensei, damy radę! - Ino krzyknęła podnosząc wszystkich na duchu.
- Jeszcze się przekonamy - usłyszeli Kakuzu.

***
Staliśmy przed kryjówką Itachiego. Nie, tego nie można było nazwać kryjówką. To była posiadłość. Wielki budynek. Weszłam do środka.

- Nie jest tu za przytulnie, ale rozgość się - Itachi skierował się do pojedynczego krzesła, chociaż mogłaby nazwać go tronem. Po prawej stronie zauważyłam małe drzwi. Weszłam przez nie, jak się okazało do niewielkiego pokoju, który prowadził do kuchni i sypialni z łazienką. Odświeżyłam się lekko i uleczyłam drobne zadrapania. Miałam zamiar się zdrzemnąć, ale uznałam, że zajrzę do Uchihy czy nie potrzebuje pomocy medyka. Gdy byłam przy drzwiach usłyszałam, że mamy gościa.
- Wiesz, mam nadzieję, że dziś cię zabiję - usłyszałam.

- Sasuke, myślałem, że kiedyś nadejdzie ten dzień kiedy w końcu zejdę z tego świata z twojej ręki, ale sprawy trochę się skomplikowały - powiedział spokojnie.
- Nie chrzań. Może się jeszcze w niej zakochałeś, i nie wyobrażasz sobie, że nie dożyjesz z nią starości - zakpił sobie.

- Nie tylko o to mi chodzi - moje serce zabiło mi mocniej. Czy on chce spędzić ze mną resztę życia? Nie mogłam dalej nad tym rozmyślać, gdyż kontynuował swoją wypowiedź - chcę uratować Konohę i nasz klan. Daj sobie wszystko wyjaśnić - wstał.
- Gówno prawda! - Krzyknął zły. Postanowiłam, że wkroczę do akcji.

- Sasuke, proszę wysłuchaj go. Tylko tyle. Bądź rozsądny - wyszłam z pokoiku. Spojrzał na mnie.
- Wy naprawdę jesteście razem? - Zapytał.

- Tak, i wiem, że nie związałam się z psychopatą - uśmiechnęłam się - to dobry człowiek - podeszłam do Sasuke. Stanęłam przed nim i popatrzyłam mu w oczy.
- Proszę, wysłuchaj nas. Wiem, że potrafisz tyle zrobić. Potem zdecydujesz co chcesz zrobić - zamilkłam. Spojrzałam na swoje buty - nawet jeśli będziesz dalej chciał go zabić nie zabronię ci - powiedziałam i podeszłam w stronę Itachiego. Chwyciłam go za rękę i przytuliłam się do niego. Po chwili znowu zerknęłam na Sasuke, lecz tym razem z groźnym spojrzeniem.

- Ale wtedy cię znienawidzę i będę pragnęła twojej śmierci jak ty pragniesz jego - warknęłam. Spojrzał na mnie zszokowany. Chyba się zdziwił moją reakcją. Znowu się uśmiechnęłam.
- Nie gniewajcie się, ale idę położyć się spać. Padam z nóg - rzeczywiście wiedziałam, że jeszcze kilka godzin i ze zmęczenia stracę przytomność, więc postanowiłam skorzystać z możliwości snu. Pogłaskałam Itachiego po policzku i pocałowałam go. Przedłużył pocałunek jakby chciał pokazać bratu, że jest szczęśliwy tym, że może sobie na coś takiego pozwolić. Odsunęłam się od niego i ruszyłam w stronę drzwi.

- Tylko dziś się ma obyć bez mordobicia - moje poczucie humoru wróciło na krótką chwilę. Zniknęłam za drzwiami, ale jeszcze dałam radę usłyszeć:
- Sasuke, przepraszam.

- Za co? - Zaśmiał się pogardliwie.
- Za zabicie ich wszystkich. Nie miałem wyboru - zapanowała cisza.


* baka - głupek

Z małym opóźnieniem, ale jest. Prawdopodobnie jest trochę błędów, bo nie przyłożyłam się do sprawdzania go. Nie podoba mi się. Wiadomo dlaczego - mam nadzieję, że te walki i pomysł Shikamaru w moim wydaniu wyszedł w miarę logicznie. Jeśli nie to wyobraźmy sobie, że leciało to tak samo jak w mandze/anime. Rozdział przewiduję za dwa tygodnie, standardowo. Mata ne! :)