30 cze 2013

Rozdział 13

Nie czułam ciała Itachiego koło siebie. Za to poczułam ból fizyczny. Pain kopnął mnie w plecy co dość mocno mnie odepchnęło. Leżałam bezbronna na dachu, a on łaskawie dawał mi czas, żebym pozbierała się do kupy. Zauważył, że jednak nie raczę się podnieść.
- Ja nie rozumiem jak mogłaś tak namieszać! - Warknął ostro. Nie próbowałam się nawet ruszyć. Pusto patrzyłam na krople deszczu odbijające się od dachu. Musiałam coś wymyślić, ale nie miałam na nic sił. Zapragnęłam, żeby był tu Naruto albo Tsunade albo...ktokolwiek kto mógłby mi pomóc. Przypomniały mi się wszystkie zadania Teamu 7. Zawsze czułam się pewnie, bo miałam przyjaciół obok siebie. Walcząc z Sasorim tuż obok mnie miałam babcie Chiyo. Zawsze był ktoś. Nigdy nic nie zależało ode mnie. Chciałabym być tak odważna jak wtedy w momentach gdy inni liczą na mnie. Czyli teraz. Chciałam tu umrzeć, uwolnić się od problemów. Chociaż jeśli dłużej by się nad tym zastanowić to nie miałam problemów. Miałam obowiązki, których nie mogłam wykonać, a raczej nie chciałam. Gówniany ze mnie shinobi. Nie nadaję się do tej roboty. Hokage za bardzo mnie doceniła zlecając mi taką misję. Zwróciłam uwagę, że Lider kieruje się w moją stronę. Zatrzymał się nade mną i trącił mnie butem jakby sprawdzał czy żyję choć widział moje otwarte, zaczerwienione od łez oczy.
- Jesteś słaba. Nie możesz mu pomóc - kiwnął ręką w stronę Itachiego. Kucnął koło mnie i łapiąc mnie za gardło uniósł moje poobijane ciało do góry. - Nie możesz uratować jego, Sasuke, Konohy, Jinchuurikiego Kyuubiego ani samej siebie - wyszeptał mi do ucha. Podjęłam próbę uwolnienia się z jego uścisku. Zaczęłam wierzgać nogami, ale to nic nie dało. Próbowałam też rozluźnić jego uścisk na mojej szyi. Znowu klęska. 
- A wiesz o czym to świadczy? - Uśmiechnął się. Bałam się jego głosu. Nie chciałam go teraz słyszeć. Wiedziałam co chciał powiedzieć, a ja tak nienawidzę tych słów. Skuliłam się i zacisnęłam oczy mając nadzieję, że jakoś mniej to we mnie uderzy.
- Jesteś słaba! Jesteś nic nie wartym śmieciem, który nie umie sobie poradzić w trudnej sytuacji! - Zaśmiał się. Niestety jego wypowiedź i szyderczy śmiech zaatakował mnie z niesamowitą siłą. Rzucił mnie w stronę członków Akatsuki. Ci jakby nigdy nic zrobili mi drogę, abym swobodnie mogła uderzyć w ścianę za nimi. Upadłam głucho na podłogę. Dałam się poniżyć.
- Jest wasza, a ja się upewnię, że nasz kochaś nie żyje - odwrócił się w stronę Uchihy. Zaczęłam się bać.
- Kotku, chcę to czego nie dostałem - uśmiechnął się do mnie Hidan. Znowu zostałam złapana za szyję. Znów brakowało mi powietrza. Znowu czułam się bezbronna. Próbowała się skupić. Muszę wziąć się w garść. Ode mnie zależy bardzo dużo. Nie mogę tu zginąć. Nie chcę tak zginąć. Moja zgromadzona energia musi mi wystarczyć. Musiałam w końcu pokazać, że jestem coś warta. Uznałam, że najwyższy czas aktywować Pieczęć Hyakugou. Dziwnie się poczułam czując w sobie ulokowaną w jednym miejscu skompresowaną chakrę. W kawałkach istniejących jeszcze szyb zauważyłam, że na moim czole pojawił się mały znaczek w kształcie rombu.
- Nic o mnie nie wiecie - wywarczałam i złączyłam nogi. Zamachnęłam się i kopnęłam nimi trzymającego mnie Hidana. Nogą uderzyłam w podłogę i tak zdemolowanego pokoju. Dzięki temu wysoki budynek zaczął się walić. Wiedziałam, że to moja szansa, żeby umknąć członkom Akatsuki. Zauważyłam Lidera stojącego nad Itachim. Nie zastanawiając się pobiegłam w jego stronę.
- Pain! - Ryknęłam i skoczyłam mu na barana. Musiałam go odciągnąć od swojego chłopaka i samej znaleźć się przy nim. Wtedy będziemy już uratowani. Rudowłosy nawet nie podniósł ręki, a ja zostałam odepchnięta. Użył Tendō. Wylądowałam stojąc na ścianie sąsiedniego budynku. Złożyłam ręce w pieczęć. W tej jednej chwili wpadłam na najbardziej ryzykowny pomysł w całym moim życiu.
- Suiton:Mizuranppa no Jutsu! - Z moich ust wyplułam mnóstwo wody. Dzięki chakrze, którą w nią wpuściłam utworzyła z niej akwarium zamykając w jego obrębie siebie i Paina. Nie czekając na jego reakcję szybko uformowałam kolejną pieczęć. 
- Raiton:Raizou Ikazuchi no Kiba! - Z moich rąk wystrzeliły pioruny elektryzując całe akwarium. Widziałam jak Pain lekko się przypieka (hahahaha - przy. aut. :D). Niestety również odczułam działanie własnej techniki. Nie spodziewałam się, że porażenie prądem może tak boleć. Pomimo ogromnego bólu wiedziałam, że muszę zacząć się teraz leczyć, bo mogę tego nie przeżyć. Złożyłam dłonie w pieczęć. Moją osobę pokryła zielona poświata. Zaczęłam płynąć w stronę ścian akwarium i po chwili z niego wyskoczyłam. Pędem znalazłam się przy Uchiha. Zauważyłam, biegnących w moją stronę wkurzonych Hidana, Kakuzu i Tobiego czy ktokolwiek to jest. Uśmiechnęłam się szatańsko.
- I zapamiętajcie ten dzień kiedy umknęła wam słaba Haruno Sakura! - Zaśmiałam się (Kojarzy ktoś? ^^ Kapitan Jack Sparrow ^^ *.* - przyp. aut. :D). Złapałam za lodowatą rękę Itachiego, a drugą ręką wykonałam pieczęć i zniknęliśmy w kłębach dymu. Nie umiałam się teleportować jak większość joninów. To moja jednorazowa technika na takie wypadki. Lokalizację miałam ustawioną na centrum Konohy, tuż przed siedzibą Hokage. Zazwyczaj jest tam duży ruch. Wiedziałam też, że pochłonie to większość mojej chakry. Po chwili usłyszałam gwar miasta. Otworzyłam oczy i tuż przed oczyma zobaczyłam czerwony budynek z symbolem ognia.
- Sakura?! - Usłyszałam znajomy głos. Ostatkiem sił odwróciłam głowę w stronę wypowiedzianego słowa. Przede mną stał mój zamaskowany przyjaciel.
- Kakashi, ratuj nas - szepnęłam i padłam nieprzytomna koło Itachiego. Przez chwilę słyszałam jeszcze czyjeś głosy nad nami i jakieś krzyki, ale po chwili wszystko ucichło.
***
Robiło mi się czerwono pod oczami. Ścisnęłam powieki. Domyśliłam się, że to przez upierdliwe światło słoneczne. Czułam zapach leków i szpitala. Otworzyłam oczy. Otoczyła mnie biel. Nie pomyliłam się. Leżałam w szpitalnej sali. Po dłuższej chwili zaczęłam kontaktować z otoczeniem. Znalazłam pilot od łóżka. Nacisnęłam przycisk, który wzywa pielęgniarkę. Ledwo go dotknęłam już słyszałam masę kroków biegnących w moją stronę. Jednak do sali weszła tylko Tsunade.
- Jak się czujesz? - Usłyszałam.
- W miarę. Raczej nic mi nie jest - stwierdziłam.
- Tak. Jesteś tylko trochę poobijana i straciłaś za dużo chakry, dlatego wtedy odpłynęłaś - potwierdziła moje słowa Hokage. Słysząc to chciałam zapytać o Itachiego, ale wiedziałam, że i tak nic mi nie powie.
- To dobrze - skwitowałam i wyrwałam kable podłączone do mnie. Wyjęłam też igłę z ręki która doprowadzała kroplówkę do moich żył. Księżniczkę ślimaków chyba ogarnął lekki szok, bo nie zrugała mnie od razu.
- Sakura! Co ty robisz!? - Chyba się zdenerwowała. Zauważyłam swoje ubrania na krześle. Nie zważając na jej obecność zrzuciłam szpitalną piżamkę i narzuciła swoje ubrania. Były czyste. Pewnie Ino albo Hinata mi je tu przyniosły. Zabrałam w pośpiechu wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z sali nie przejmując się krzykami Tsunade. Na korytarzu był niezły tłum. Oprócz wszystkich moich przyjaciół czekało również wielu wysoko postawionych ninja i urzędników. Jeśli mnie wzrok nie mylił był tu nawet władca feudalny. Czy stałam się aż tak ważna czy coś mnie ominęło? Każdy chciał wiedzieć co planuje Akatsuki. Nie zwracając uwagi na niczyje powitania udałam się w stronę recepcji. Przeskakując przez blat usłyszałam piski pielęgniarki, że tak nie można. Uznałam, że to nie był zbyt mądry pomysł, bo dalej byłam obolała i poczułam to. Zaczęłam szukać swojej karty. Szybko się z tym uwinęłam gdyż leżała na samej górze tony papierów. Złapałam za długopis i szybko nabazgrałam kilka słów o zwolnieniu pacjenta.
- STOP! Sakura nie masz prawa! - Ryk Hokage zaprowadził ciszę na korytarzu i recepcji. Oderwałam wzrok od swojej karty. Mój wzrok był znudzony. Jakoś gówno mnie obchodziło co mi wolno, a co nie. Kompletnie zignorowałam to polecenie. Poczułam, że Tsunade złapała mnie za nadgarstek. Skutecznie się jej wyrwałam.
- Jeżeli pamięć mnie nie myli, mówiłaś, że jak wrócę stanowisko ordynatora dalej będzie moje - powiedziałam beznamiętnie. - Także to mój szpital i mogę robić co mi się podoba - warknęłam. Zerknęłam jeszcze na listę sal i lecz nie znalazłam tego czego, a raczej kogo szukałam. Chciałam wyjść ze szpitala, lecz w połowie drogi do drzwi zatrzymałam się. Dookoła mnie zapanowała cisza widząc, że zainteresowałam się czymś.
- Ile byłam nieprzytomna? - Wychrypiałam. Widząc, że Tsunade po mistrzowsku się na mnie obraziła i nie raczy mi odpowiedzieć swój wzrok skierowałam na Ino. Zgaduję, że to ona z Shizune przejęła moje obowiązki ordynatora.
- Tylko cztery dni - usłyszałam. Ruszyłam w stronę drzwi. - Długo jak na ciebie - próbowała mi dopiec. Udało jej się. Zdenerwowałam się. Gwałtownie odwróciłam się w jej stronę.
- Bo do cholery jasnej ty nie próbowałaś uciec całemu Akatsuki tak, żeby nie zginąć! - Krzyknęłam. - Do tego nie miałam bladego pojęcia co z Itachim! Ostatnie co pamiętam to to, że nie mogłam wyczuć jego pulsu! - Dodałam głośniej. Odsunęła się krok w tył. Chciało mi się płakać. Spuściłam głowę w dół i zacisnęłam ręce w pięści. Czułam, że drżę.
- Co z nim? - Wyszeptałam po chwili ciszy. Jakoś nikt się nie odezwał. - Ż-żyje? - Zająknęłam się. Nie chciało mi to przejść przez gardło. Uniosłam głowę i zauważyłam, że każdy patrzy się w punkt za mną. Gwałtownie się odwróciłam.
- Wątpisz we mnie? - Rozszerzyłam oczy. Po kilku sekundach wpadłam w jego ramiona.
- Nawet nie wiesz jak się bałam - zacisnęłam ręce na jego koszulce.
- Ale dałaś radę. Sama skopałaś im dupy - przytulił mnie mocniej - a ten tekst na koniec był genialny - szepnął mi do ucha. Kąciki ust same powędrowały mi ku górze. Już wychylałam się, żeby go pocałować, ale ktoś odchrząknął.
- Nie, żeby coś, ale może zająć by się priorytetami? - Odważył się ktoś wtrącić. Wkurzyłam się.
- Akatsuki wypowie Konosze wojnę na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, ale to może chwilę poczekać - warknęłam i przyciągnęłam do siebie Itachiego. Zatopiłam się w jego ustach. Objął mnie w tali, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Chciałam się nim chociaż chwilę nacieszyć, ale wtedy Tsunade nas od siebie odciągnęła.
- Słoneczka wy moje, ruszcie dupy. Idziemy. Jeszcze się sobą nacieszycie - powiedziała spokojnie choć widać było po niej, że zmieniła się w tykającą bombę. Przetnij zły kabelek, a wybuchnie.
- Nie jesteśmy tego tacy pewni - westchnęliśmy ciężko. Zdziwiliśmy się, że powiedzieliśmy to samo, więc zaśmialiśmy się. Roześmiani wyszliśmy przed szpital gdzie spotkała nas...cała Konoha! Biła nam brawa. Stanęliśmy jak wryci.
- Czy ktoś mi powie co się dzieje? - Zaczepiłam Tsunade za rąbek jej płaszcza jak małe dziecko. Drugą ręką mocno trzymałam się Itachiego pod ramię.
- Wszyscy znają prawdę o klanie Uchiha. Wszyscy rozumieją, Itachi. Waszą misję traktują jak największy dar poświęcenia siebie samych dla Konohy - wyjaśnił Kakashi, który zjawił się tuż za Godaime. Chciało mi się płakać ze szczęścia. Zerknęłam na Itachiego, który też był wzruszony. Uśmiechał się jak głupi do sera. Spojrzał na mnie. Nie wiedziałam co zrobić. Zaczęłam piszczeć z radości. Usłyszałam donośny śmiech Uchihy.
- Udało się! To się udało! - Krzyczałam. Rzuciłam mu się w ramiona tak, że aż się zachwiał. Uniósł mnie nad ziemię. Wtedy mieszkańcy zaczęli wiwatować z jeszcze większym entuzjazmem.
- Nie myślałem, że ten twój durny pomysł się powiedzie - postawił mnie.
- Durny?! Teraz musisz przyznać, że mam genialne pomysły - zaśmiałam się perliście. Tsunade pokiwała tylko głową i poklepała nas po ramieniu jako znak, żebyśmy się ruszyli.  Tuż przed nami tłum się rozsuwał robiąc nam przejście. Kontynuowaliśmy naszą rozmowę.
- Raz ci się udało - Itachi objął mnie w pasie tak jak ja jego.
- Nie tylko, a Sasu... - zamilkłam. - Widziałeś się z nim?! - Przypomniało mi się, że przeleżałam w szpitalu umówione spotkanie z młodszym Uchiha.
- Cicho, nikt nie musi o tym wiedzieć - szepnął mi na ucho. Zerknęłam na niego. Pokiwał głową, na znak, że się z nim widział. Weszliśmy do budynku Hokage. Tsunade wyłoniła się na przód.
- Proszę za mną, do sali narad - przybrała władczy ton. Również skupiłam się. Musimy jak najszybciej wytłumaczyć co się dzieje i zorganizować pomoc i ewakuację. Gdy wszyscy weszli do sali i zajęli miejsce można było zacząć.
- Więc nie przedłużając oddaję wam głos - wszyscy skierowali swój wzrok na nas.

- Sprawa jest poważna - zaczęłam. Zabrzmiała cisza.



Zacznijmy od tego. *pisząc ostatni rozdział myślę* Moje sweet Akasie stoją jak kołki i nic nie robią. Trochę dziwnie. Trudno, nikt nie zauważy. :D Dzięki dziewczyny. Za wspaniałe domysły o pudełku też. Chyba mi się ten rozdział podoba. Chyba. I co do wspaniałego uzdrowienia Itachiego, spotkania Sasuke i innych niewyjaśnionych rzeczy wszystko się wyjaśni, bo raczej Sakura to ciekawska osóbka i będzie chciała wszystko wiedzieć, ale to raczej pogadają sobie na osobności, bo Tsunade by chyba tego nerwowo nie wytrzymała. :D I mordka mi się cieszy, bo fillery się kończą. Następny rozdział standardowo za dwa tygodnie, ale może pojawi się wcześniej, bo w końcu jakby nie patrzeć mamy wakacje. Ale najpierw muszę przeżyć bez zawałów rekrutację do wybranego, bardzo obleganego LO. Mata ne :)

2 komentarze:

  1. Najbardziej podobała mi się walka Sakury, nie pokonała Akatsuki, ale to właśnie fajnie bo wyszło bardzo realistycznie. Zwiała i mają wała xd
    Potem to tłumne powitanie i wgl trochę za słodko, ale niech się cieszą, w końcu wojna idzie!
    Powodzenia w dostaniu się do LO, pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aah ta walka ^^ Akasie musiały mieć niezłą minę gdy im tak Sakura z przed nosa zniknęła. o.O
    Cieszę, się że nie zrobiłaś tak, że nagle różowa dostaje jakiegoś super powera i zabija wszystkich jednym paluszkiem. To by chyba była przesada.;p a tak (posłużę się tu słowami Anayanne), wyszło to bardzo 'realistycznie' i było dobrze dopasowane do anime.:)
    Straszliwie spodobały mi się początkowe przemyślenia Sakury. O tym że tak na prawdę nigdy nie była sama i zawsze miała kogoś do pomocy. Coś niesamowitego.;3
    A co do tego, że Akasie stoją i się gapią jak te kołki to się nie przejmuj, gdyby nie to, że o tym napomknęłaś to bym się nawet nie zorientowała. W końcu jak się oglądało anime, to tam też co chwile ktoś stał i się gapił jak ten głupi i czekał na ruch przeciwnika zamiast atakować, czy jakoś tak xdd
    A jak powrót? Scena w szpitalu-->♥
    To jak zaczęła wrzeszczeć na cały korytarz, a potem te jej wątpliwości czy żyje i nagle bum! Itachi za nią. Mordka mi się przy tym śmiała jak bym była jakaś niedorozwinięta.;D Moi rodzice muszą sądzić, że mają szurnięta córka, bo w końcu ile osób tak szeroko uśmiecha się do monitoru?^^
    W szczególności, że uśmiech urósł mi jeszcze bardziej gdy ta dwójka, zbyła Tsunade i zaczęła się całować, a później wyszli na zewnątrz gdzie cała Konoha ich wielbi.*.*
    Podoba mi się taka KRÓCIUTKA sielaneczka.;3
    Czekam na kolejny rozdział ^^
    Buziaki ; *****

    OdpowiedzUsuń