Wiem, że naruszam ich prywatność i nie powinnam ich
podsłuchiwać. W tej chwili zrobiłam się strasznie ciekawska.
- Nie miałeś wyboru? Nie rób ze mnie idioty! - Sasuke
podniósł głos. - Co może być ważniejsze od rodziny? - Uspokoił się.
Postanowiłam jednak nie ingerować w ich rozmowę w żaden sposób. To ich czas,
tylko i wyłącznie. Skierowałam się do sypialni i padłam jak długa na łóżko.
***
[Itachi]
Przyglądałem się swojemu bratu. Był bardzo podobny do mnie.
Rodzice byliby dumni z jego umiejętności, chociaż może niekoniecznie z drogi
przestępczej. Postanowiłem w końcu opowiedzieć mu dość długą historię śmieci
klanu Uchiha.
- Jestem od ciebie starszy i pamiętam jak wygląda świat
pogrążony w wojnie... - zacząłem.
- Co to ma do rzeczy? - Zapytał młodszy Uchiha. Był zły na
mnie.
- Ty nie wiesz jak to jest drżąc na myśl, że stracisz
przyjaciół i rodzinę walcząc bezsensu - szepnąłem.
- Bo ich nie mam - prychnął. - A dlaczego? No tak, mój
starszy brat wybił ich jak muchy! - Dodał. Nie zwracając uwagi na jego ton
kontynuowałem.
- Nasz ojciec był głową klanu. Drugi Hokage po sprawie z
Madarą nie dopuścił naszych przodków do władzy. Stworzył pozornie policję
Uchiha i wydzielił im oddzielną dzielnicę, ale nasi zrozumieli, że to próba
odsunięcia nas od władzy - powiedziałem spokojnie. Patrzyłem jak Sasuke zaczyna
rozumieć co się stało. - My, współzałożyciele Konohy nie mogliśmy pozwolić na
taki obrót spraw. Wszystko działo się jakieś cztery czy pięć lat po tym jak
wioska została zaatakowana przez Kyuubi'ego - dodałem. Jego wyraz twarzy
zmienił się. Ze złości na zdziwienie.
- Bunt? - Mruknął Sasuke. Westchnąłem ciężko.
- Coś w tym stylu. Nasz ojciec temu przewodził. Spokojnie
mogliby wywołać kolejną Wielką Wojnę Shinobi. W końcu to Uchiha - prychnąłem.
Dalej nie mogłem pojąć jak mogli tak pragnąć władzy nie patrząc na
konsekwencje. Mój brat patrzył na mnie czekając na dalszą część opowieści.
- Nazywali mnie złotym dzieckiem, geniuszem. Dlatego w tym
samym czasie gdy to się działo należałem do ANBU. Byłem podwójnym szpiegiem.
Trzeci wiedział przez to co się święci i próbował to powstrzymać. Oczywiście
pokojowo - spuściłem głowę w dół zaciskając ręce. - Niestety gonił go czas.
- Dlaczego wybrałeś pokój zamiast rodziny?- Zapytał.
Czekałem na to pytanie.
- Bo wybrałem ciebie - popatrzyłem mu w oczy. Jego wyraz
twarzy się zmienił. Wyrażał szok.
- W czasie wojny wszyscy zginęliby, a tak mogłem uratować
chociaż ciebie - dodałem. Chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłem mu.
- Wiesz co nasza matka powiedziała przed śmiercią? -
Popatrzył na mnie pytająco. - Że mam cię chronić - uśmiechnąłem się. Zapanowała
cisza. Sasuke spuścił głowę w dół. Zaczął iść w moją stronę. Po chwili stanął o
krok ode mnie i spojrzał na mnie.
- Naprawdę inaczej się nie dało? - Głos mu się łamał.
Zdziwiłem się zmianą jego wyrazu twarzy. Był smutny. Samemu też było mi
piekielnie źle z tym, że musimy w ogóle poruszać ten, bolesny dla nas temat.
- Kto to wie? - Zapytałem się jakby sam siebie. Po chwili
znowu spoważniałem. - Ale mamy nowy problem. Akatsuki chce zniszczyć Konohę.
Nie mogę do tego dopuścić.
- Zabiłeś rodzinę, żeby ją chronić - stwierdził Sasuke.
Kiwnąłem głową. Wszystko zrozumiał. Osiągnąłem zamierzony cel.
- Będziemy cię potrzebować. Każdego. Tsunade dała Sakurze
misję, w sumie jakby na to nie patrzeć próby rozbicia organizacji od środka,
ale to cholernie trudne - westchnąłem. Znowu zapanowała między nami cisza.
- Oczekujesz ode mnie pomocy? - Zdziwił się.
- Tak. Chcę się uwolnić od tego życia i wrócić do Konohy,
założyć rodzinę - uśmiechnąłem się. - Chore, ne? - Zaśmiałem się.
- Trochę - również się uśmiechnął. To był chyba najbardziej
dziwny moment dzisiejszego dnia. Śmiałem się razem z moim młodszym bratem. Nie
mogłem uwierzyć. - Muszę to przemyśleć. Co teraz będziesz robić? - Zapytał.
- Póki co udajemy się do Lidera, ale potem chyba będziemy
musieli z Sakurą uciekać, bo on nam nie odpuści. Wiesz, te zdjęcia... -
Zacząłem.
- Za tydzień pod Konohą - powiedział wychodząc. Uśmiechnąłem
się, widząc, że zmieniłem jego nastawienie. Byłem trochę zmęczony, więc
postanowiłem udać się do różowowłosej.
***
Ciekawe czy mu się udało. Takie myśli zaprzątały moją głowę.
Pomyślałam, że może znowu uda nam się stworzyć Team 7. Uśmiechnęłam się na same
wspomnienie czasu gdy byliśmy razem. Nauto ucieszyłby się. Usłyszałam odgłos
prysznica. Nie mogłam spać. Po dłuższej chwili poczułam, że za mną kładzie się
Itachi. Przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie.- I jak? - Mruknęłam przecierając oczy.
- Nie śpisz - stwierdził. Zaczął wodzić wargami po moim
karku. Wyczułam, że się uśmiecha. Złożył pocałunek tuż pod moim uchem. - Chyba
wszystko w porządku - uśmiechnęłam się.
- Gdzie on teraz jest? - Zapytałam. Uchiha zanurzył twarz w
moich włosach.
- Powiedział, że musi to przemyśleć. Mamy się spotkać pod
Konohą za siedem dni - ziewnął.
- To dobrze - również zachciało mi się spać. - Dobranoc -
szepnęłam i odpłynęłam do krainy Morfeusza w jego ramionach.
***
Obudziłam się. Itachiego nie było koło mnie. Nie zauważyłam
go także w pokoju. Wtedy mój wzrok przyciągnęła mała szkatułka, którą zabrał z
Konohy gdy po mnie przyszedł do Konohy. Chciałam ją otworzyć lecz wtedy
usłyszałam otwierane drzwi.
- Nie ładnie tak grzebać w czyjś rzeczach - nie był zły.
Uśmiechnęłam się.
- Masz przede mną tajemnice? - Uniosłam zadziornie brew do
góry.
- Jakąś muszę - zabrał pudełeczko - kiedyś się dowiesz co
tam jest - pocałował mnie w czoło.
- Co robimy? - Przeciągnęłam się i nie zaważając na jego
obecność zaczęłam zrzucać wczorajsze ubrania.
- Musimy się udać do Wioski Deszczu i prawdopodobnie to
będzie nasza ostatnia wizyta tam - oparł się o parapet okna - wszystko się
zaczyna - przyglądał mi się. Nie odzywając się już złapałam za ręcznik i udałam
się do łazienki. Zastanowiłam się na tym. Rzeczywiście nasze odejście z
Akatsuki będzie jednoznaczne z początkiem wojny o Konohę. Pierwszy raz w tak
ważnej sprawie działam tak spontanicznie. Kiedyś trzeba. Owinięta w ręcznik
wyszłam z toalety i wygrzebałam ze swoich rzeczy mały zwój. Odpieczętowałam
ubrania, którymi była krótka sukienka na ramiączkach z wycięciami na plecach.
Zrobiona była z dość przewiewnego materiału, w czerwonym kolorze, więc idealnie
nadawała się na podróż. Związałam długie włosy w kucyk i nałożyłam na siebie
płaszcz Akatsuki. Spakowałam wszystko co było mi potrzebne do kieszonek na
pasku i do kabur na udzie. Wyszłam do głównej sali gdzie zastałam Itachiego.
- Gotowa? - Zapytał.
- Niestety - mruknęłam z westchnięciem. Ruszyliśmy w stronę
siedziby Paina. Podróż zajęła nam niecałą dobę. Lekko zmęczeni przekroczyliśmy
deszczową krainę. Szybko udaliśmy się do miejsca spotkań Akatsuki. Co prawda
faktyczne zebranie miało odbyć się pojutrze, ale im mniej świadków tym lepiej.
- Zaczyna się - Uchiha pogłaskał moją dłoń tuż przed
drzwiami, za którymi znajdował się Lider. Chciał dodać mi odwagi.
Przekroczyliśmy próg sali narad. Zdziwiłam się gdy zobaczyłam cały skład Brzasku.
- Księżniczka jednak ma uczucia - usłyszałam Deidarę. Nie
kryłam już swoich emocji. Pain przemówił do nas bez owijania w bawełnę.
- Itachi, czy wy mnie macie za idiotę? - Pain był wyjątkowo
spokojny. Użytkownik sharingana nie odezwał się. Był spokojny. Wtedy poczułam,
że ktoś pojawia się za mną. W jednej chwili miałam unieruchomione ręce, a w
drugiej czułam przyciśnięty do szyi kunai. Itachi zdjął swoją maskę spokoju.
- Puść ją! - Warknął.
- Nie bądź śmieszny, dałeś się owinąć jej wokół palca -
usłyszałam niezwykle męski głos. Zerknęłam lekko przez ramię. Zdziwiłam się gdy
zobaczyłam kawałek pomarańczowej maski Tobiego.
- Co powiesz na to, że Madara ją zabije? - Na pytanie Paina,
Itachi zacisnął ręce w pięści. Poczułam jak kunai rozcina moją skórę. Syknęłam
cicho i próbowałam się wyszarpać.
- Haruno, wynoś się stąd pókim dobry - warknął Lider.
Poczułam, że mam swobodny ruch w rękach. Jednak po chwili moje ciało zmroziło.
Kunai trzymany przez Madarę czy Tobiego co dopiero teraz zaczęło mnie
interesować został wbity tuż nad moją prawą nerką. Czułam głęboko posuwające
się ostrze.
- Zniszczyłaś mi jednego z Uchihów, a jak wiesz nie jest nas
za dużo! - Syknął mi do ucha. Upadłam na kolana. Bolało. Dawno nie byłam
poważnie ranna. Zazwyczaj były to niegroźnie zadrapania.
- Nas - popatrzyłam na niego. Kopnął mnie i złapał za włosy
unosząc mnie lekko nad podłogą.
- Twój kochaś ci nie powiedział? - Zaśmiał się. Wyrwałam mu
się tracąc przy tym kilkanaście włosów i podniosłam się.
- Nie wtrącaj się w moje życie - warknęłam mu prosto w twarz
(maskę :D - przyp. aut.) i oplułam go. Dostałam w policzek. Zatoczyłam się i
upadłabym gdyby nie Itachi. Razem ze mną osunął się na ziemię. Wyciągnął ze
mnie broń.
- Przepraszam cię - szepnął. Szybko zaczęłam się leczyć. Po
chwili po mojej ranie zostało tylko małe rozcięcie. Zauważyłam, że Pain zbliża
się do nas. Wyciągnął rękę i odepchnął Itachego, który głucho uderzył o ścianę.
- Kurwa, nie rób sobie ze mnie jaj Uchiha! - Krzyknął mu w
twarz.
- A ty mnie nie lekceważ! - Itachi jednym kopnięciem uwolnił
się od niego. Mierzyli się groźnymi spojrzeniami. Po chwili zaczęła się walka.
Tego nie przewidziałam. Nie trzeba było długo czekać, aby przenieśli się przez
zbite okna na dachy budynków. Obserwując ich straciłam czujność. Madara złapał
mnie za kark i jak szmacianą lalkę trzymał nad przepaścią za oknem. Nie dość,
że traciłam oddech to jeszcze przydałyby mi się skrzydła. W tej chwili
usłyszałam krzyk Itachiego:
- Sakura!
Wszystko działo się bardzo szybko. Złapałam oddech i dzięki
świeżej dawce tlenu zorientowałam się, że spadam. W tym czasie czarnowłosy
opuścił gardę. Jego wzrok był utkwiony na mnie. W ciągu sekundy zobaczyłam
sylwetkę Lidera stojącego za nim. Perfidnie się uśmiechał. Itachi został
przebity w miejscu serca przez Paina. Widziałam jak upada na kolana. Miał
jeszcze dość sił, aby zaatakować go Amaterasu.
- Itachi!!! - Usłyszałam swój paniczny pisk. Wiedziałam, że
muszę jak najszybciej znaleźć się przy nim. Słyszałam krzyk Paina, który się
palił. Itachi leżał nieruchomo. Widziałam jak po dachówkach razem z deszczem z
jego ciała spływa szkarłatna krew. W tak trudnej sytuacji zaczęłam trzeźwo
myśleć. Starłam krew ze swojej szyi. Wykonałam kilka pieczęci i przywołałam
wielkiego ślimaka:
- Sakura-sama! - Usłyszałam ciepły głos Katsuyu.
- Pomóż mi się dostać na tamten dach! - Wskazałam gdy tylko
miękko w niej wylądowałam. Z jej mniejszych miniaturek utworzył się most, po
którym szybko przebiegłam. Po chwili znalazłam się nad Itachim. Padłam koło
niego i złapałam jego twarz w ręce. Oddychał, choć ledwo.
- Słyszysz mnie?! - Głos mi się łamał. Nie usłyszałam
odpowiedzi. Jego ciało stawało się coraz chłodniejsze, a oddech coraz płytszy.
Zaczęłam go leczyć. Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy.
- Itachi, ty kretynie! Bez ciebie nic mi się nie uda! -
Krzyknęłam. Ogarniała mnie panika. - Nie zostawisz mnie - próbowałam się
pocieszyć . Jego puls zanikał. Zapłakałam głośno. Itak byłam cała przemoczona.
Kątem oka zauważyłam, że przyglądają mi się wszyscy członkowie organizacji
włącznie z Painem, który pozbył się czarnego ognia. Nie zwracałam więcej na to
uwagi. Jako medyczy ninja wiedziałam, że z moim chłopakiem jest źle. Coraz
gorzej.
- Baka! Jak mogłeś się tak załatwić?! - Krzyknęłam. -
Przecież mnie kochasz - lekko się uspokoiłam, lecz dalej miałam podniesiony
głos. Na niebie pojawiła się jasna błyskawica, aby po chwili usłyszeć grzmot.
- Nie zostawisz mnie, bo cię kocham! - Krzyknęłam z jego
oddechem po czym rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam go w czoło.W moim opowiadaniu kreuję myślącego Sasuke. I bez obaw. Mój nie będzie chciał zostać Hokage. :D W sumie to tylko tyle mam do powiedzenia. Dalsza część konfliktów wśród Akatsuki zostanie kontynuowana za dwa tygodnie w rozdziałe 13 :). Arigatou za komentarze i sayonara :).
Makiko-chan: Naprawdę w moim stylu (?) pisania/ pisaniu widać aż taką poprawę? :D Osobiście tego nie czuję, ale dziękuję, że ktoś tak uważa. Nie poddając się w pisaniu chodziło mi oto aby się trochę rozwinąć. :)
O rany napisałam komentarz ale mi net na chwilę spierdolił i się wszystko usunęło ;__;
OdpowiedzUsuńNo dobra to tak w skrócie:
- Słodki rozumny Sasek
- Wredny Madara
- Dziwne Akasie, że tak spokojnie się przyglądali jak Sakura i Itachi dostają wciry
- Dziwne Akasie, że nie reagowali jak Sakura leczyła Itachiego
Pozdrawiam, buziaki ;3
Ty nam teraz karzesz czekać aż dwa tygodnie, na kolejny rozdział.... świnia z ciebie, w takim momencie kończyć. -.-
OdpowiedzUsuńale, dobra, bo ja znowu zaczynam od końca.. to od nowa:
Sasuke w wersji myślącej. jak go do można nie kochać ;3 no i to w jaki sposób Itachi wyznał, powód dla, którego wybił cały klan. Nie no słodko, na maksa ;* Wzruszyła mnie ta scenka.
Zaczęło mnie interesować pudełko od Itachiego, wcześniej jakoś nie zwróciłam uwagi, ale teraz wyraźnie coś się w nim kryje.^^
No i w końcu moje ubione.. Walka, walka, walka! Hahahah! Jestem Sadystką i zachwycam się twoim opisem. o.O
Tak, wgl to po raz pierwszy ktoś mi odpisał na mój komentarz i mam podnietę z tego powodu^^. I cóż, jak się tak dłużej nad tym zastanawiałam to stwierdziłam, że to może przez fakt, że twoje rozdziały stały się dłuższe i dlatego sądziłam, że się rozwinęłaś w tej dziedzinie. Cóż za bzdury! Te zmiany widzę nawet gołym okiem między tym, a poprzednim rozdziałem. Jak sama ostatnio pisałam, opis walki był mało przejrzysty, ten natomiast jest cudowny!:D Nawet sobie nie wyobrażasz jak straszliwie mi się podoba. Nieco tragizmu, nieco romantyki, jeju noo...;3
I wracam do moich wyżaleń... Jak ty możesz kończyć w takiej chwili! Cholera z tobą. Zabijasz przystojniaka, kończysz rozdział i zadowolona, a my się ty mamy zamartwiać. Rawwrrr.. wyszło Ci to trzymanie w napięciu i to bardzo.*.*
Dobra, starczy już tego komentarza bo tym razem rozpisałam się aż nad to ^^ Dzięki tobie, dostałam weny więc muszę iść to wykorzystać i iść coś napisać.;3
Buziaki ; *****
Ja myślę, że w tej szkatułce jest jakiś pierścionek zaręczynowy czy coś! xD
UsuńTeż mi to przyszło do głowy.. Bo ten uśmiech i to że się wgl. nie zdenerwował. Jakby tam było coś złego, strasznego, wielka tajemnica! na pewno inaczej by zareagował, na małe szpiegostwo^^
Usuń