23 gru 2014

Rozdział 19

Sakura kurczowo trzymała się skrawka mojego rękawa. Wziąłem głęboki oddech.
- Otosan, spokojnie. Pewna organizacja zaatakowała Konohę i używa ożywieńców do walki z shinobi - wytłumaczyłem spokojnie. Moja matka zdecydowanie wzięła sobie to do serca. W jej czarnych oczach widziałem przejęcie.
- Jak poważna jest sytuacja? - Zapytał Shisui prostując się prawie na baczność. Już zapomniałem jak zawsze był skupiony jako shinobi.
- Szczerze mówiąc panuje tu chaos, nie wiemy z kim mamy walczyć - wyjaśniłem szczerze. Zerknąłem na różowowłosą. Spojrzała w moje oczy i wiedziałem, że nabrała pewności. - Mieliśmy zamiar znaleźć osobę kontrolującą Edo Tensei, ale jak widać ten ktoś i dla mnie miał niespodziankę - wysyczałem zły. Nikt nie miał prawa przywoływać tu zmarłych. To bezczeszczenie ich pamięci. Już miałem podjąć się i tak nadchodzącej walki, lecz poczułem mocny uścisk dłoni mojej dziewczyny.
- Itachi, mogę ci tu pomóc i gdy sytuacja będzie w miarę opanowana udam się w poszukiwania użytkownika tej cholernej techniki - zaproponowała stanowczo. Widziałem na jej twarzy determinację i strach. Bała się o mnie. Ciepło otuliło moje serce dzięki czemu nabrałem odwagi i spokoju ducha. 
- Nie wiem czy to nie jest taki dobry pomysł... - zacząłem, ale widząc jej spojrzenie wiedziałem, że przegrałem tą walkę. Westchnąłem ciężko i zrobiłem krok w przód. - Dobrze, ale tylko przez chwilę - rzuciłem przez ramię i uaktywniłem Sharingana. W tym samym czasie ruszył na mnie ojciec. Byłem oszołomiony jego szybkością, więc dał radę mnie zaskoczyć. Runąłem w pobliskie gruzowisko i jedyne co poczułem to jak po moich plecach spływa coś mokrego. Usłyszałem pisk Sakury, która również była zaskoczona siłą odrzutu z jaką zostałem wyrzucony. Mimo to szybko zaczęła udzielać mi pomocy medycznej. Prawdopodobnie tamowała ranę, która prostą linią przecinała moje barki. Czułem nieprzyjemne szczypanie. Po chwili krwawienie zostało zatrzymane.
- Weź się skup - krzyknęła ocucając mnie. Położyła rękę na moim policzku patrząc mi w oczy. Kiwnąłem jej głową, że rozumiem i zabrałem jej dłoń. Wtedy zwykłym taijutsu zaatakowała nas moja matka. Sakura odparła ten atak i zaczął się ich krótki, ale intensywny pojedynek.
- Itachi, co to za organizacja? - Usłyszałem ojca, który już przygotowywał się do następnego ataku. Użył zwykłych kunai.
- Akatsuki, organizacja przestępcza. Zbierają Bijuu i chcą zapanować nad światem. Po mojej misji wstąpiłem do niej - zatrzymałem walkę w miejscu siłując się z tatą na kunai'e. - To było jedenaście lat temu - dodałem patrząc mu w oczy, a on dopiero teraz zrozumiał jak wiele czasu minęło od jego śmierci. Było to widoczne w jego spojrzeniu i postawie.
- Więc co się stało? - Usłyszałem melodyjny głos mojej rodzicielki po swojej prawej stronie. Uchyliłem się od jej kopniaka i oparłem się o plecy Haruno, która znalazła się tuż za mną.
- Sakura z polecenia Godaime Hokage dołączyła do Akatsuki i mnie popsuła - kiwnąłem głową na dziewczynę za mną i uśmiechnąłem się szczerze. W duchu śmiałem się z irracjonalności tego momentu.  
- Jashinie, co za niesamowita dziewczyna! - Mój martwy przyjaciel się odezwał. Byłem otumaniony szokiem przez jego śmiałość. 
- Dziękuję - Sakura uśmiechnęła się do niego serdecznie. Złapałem ją za ramię i przerzuciłem nad sobą. Dziewczyna zebrała chakrę w nodze i użyła na podłożu niszczycielskiej mocy Ślimaczej Księżniczki.
- Sakura, tak? Dziękujemy ci z głębi serca - moja mama uroniła łzę.
- Niech mi pani nie dziękuję, mój plan zakłada, że pomogę jeszcze drugiemu z braci Uchiha - odparła pewnie siebie. Zdziwiłem się. Była niesamowicie otwarta. Wtedy między nami, a naszymi przeciwnikami błysnęły nam dwa słupy jasnego światła. W gruz wpadł Naruto, a tuż za nim pojawił się Czwarty. Ten drugi stanął jak wryty i spojrzał na Uchihów.
- Fugaku? Mikoto?! - Po tonie jego głosu wywnioskowałem, że był zdziwiony. Potem zerknął na nas i szybko na jego twarzy pojawiło się zrozumienie. W tym czasie młody blondyn wprowadził kontratak. I najwidoczniej całkiem dobrze się przy tym bawił. Jego uśmiech był widoczny z daleka.
- Odsłoniłeś się, otosan - krzyknął posyłając go na przeciwległą, jeszcze stojącą ścianę. Jednak Hokage uniknął tego dzięki technice Latającego Boga Piorunów. Uzumaki zerknął na nas.
- A właśnie! - Klasnął rękoma. - Tato, poznaj moją prawie siostrę, Sakurę Haruno i członkinię Drużyny 7 - uśmiechał się od ucha do ucha, a Sakura stanęła zirytowana, ale w jej oczach widziałem także iskierkę radości.
- Bawisz się czy ratujesz wioskę? - Żachnęła się do niego śmiesznie nadymając policzki. 
- Itachiego raczej kojarzysz, chłopak Sakurci-chan. - Kompletnie ją zignorował. Teraz to i mi chciało się uśmiechnąć. Machnąłem na niego ręką.
- Naruto, weź zacznij być poważny. Wtedy chłopak nam pomachał i zniknął w złotym błysku, a razem z nim jego ojciec. 
- Młoda damo, jesteś silną kunoichi i masz silnego towarzysza. Dajesz szczęście mojemu synowi - zdziwiłem się słysząc słowa ojca. Nigdy nie okazywał swoich uczuć poza gronem najbliższej rodziny. Musieli w pełni zaakceptować Sakurę. Jashinie, ucieszyłem się jak dziecko na Gwiazdkę. 
- Żebyście się nie zdziwili kto jeszcze jest z nią w drużynie...
***
Poczułam oddech na plecach. Wszystko dla mnie zwolniło. Odwracając się od razu wiedziałam kto za mną stał.
- Sasuke! - Pisnęłam z radości i rzuciłam mu się na szyję. Był w szoku i nie spodziewał się tego. Zaśmiałam się w duchu. Chwilę potem ja byłam w jeszcze większym szoku gdy odwzajemnił uścisk. Jednak szybko odsunął mnie od siebie.
- Sakura, idź. Ja pomogę bratu, a ty zatrzymaj to cholerne jutsu. Oni mają chyba każdego, Kage, przestępców, shinobi z różnych wiosek. Przywołują ich do życia tak, aby zadać jak najwięcej bólu psychicznego - podszedł do Itachiego i wyciągnął swoją katanę. Ścisnęłam dłonie nie mogąc napatrzeć się na ich dwóch - razem. Moje serce mało co nie wyrwało się z piersi. 
- Idź i nas ratuj, bo do cholery chcę mieć przyszłość w tej wiosce - powiedział patrząc prosto na mnie. Mrugnął do mnie okiem i odwrócił się tyłem. - Razem z moim bratem i przyszłą szwagierką - mruknął ciszej, a ja na te słowa odwróciłam się na pięcie i biegiem udałam się przed siebie. Rozglądałam się dookoła. Po drodze mijałam pojedynczych cywilów, których automatycznie kierowałam do szpitala. Stamtąd najszybciej i najbezpieczniej dało dotrzeć się do schronów. Postanowiłam zapuścić się na obrzeża wioski. Kierując się uliczkami sprawdzałam czy ktoś nie potrzebuje pomocy. W pewnym momencie zauważyłam biegnące dziecko z przerażeniem na twarzy. Stanęłam na drodze na oko dziesięcioletniego chłopaka, jednak on jakby nie zauważając przeszkody na swojej drodze wyminął mnie i ruszył dalej. Zdezorientowana szybko odwróciłam się za nim i złapałam go za ramię. Próbował mi się wyrwać.
- Ty, struś pędziwiatr - skupiłam jego uwagę na swojej osobie. - Gdzie ci tak śpieszno? - Zapytałam.
- Zostaw mnie onna*! - Krzyknął szarpiąc się. Złapałam go stanowczo za ramiona.
- Ej, co jest? Mogę ci pomóc? - Starałam się być spokojna, ale chłopak mnie zdenerwował.
- Potrzebny mi lekarz! - Krzyknął mi w twarz. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
- Jestem medic-ninja, co mogę dla ciebie zrobić? - Zapytałam widząc w jego oczach iskierki radości. Wtedy względny spokój wokół nas zakłócił pobliski wybuch. Przerażona, że fala uderzeniowa może do nas dotrzeć chwyciłam chłopca na ręce i przeskoczyłam z nim po pobliskich dachach ocalałych budynków, dwie uliczki dalej. Czarnowłosy chłopak od razu wyrwał się z moich ramion i zaczął się rozglądać.
- Jak ci na imię? - Zapytałam łapiąc go za ręce.
- Satoshi - uspokoił się. - Gdy to się zaczęło byłem z siostrą na zakupach. Mieszkamy z babcią, więc siostra wróciła po nią, a mnie odesłała do Akademii - w jego oczach zaszkliły się łzy. Martwił się o bliskich. - Zawróciłem sprawdzić co się z nimi dzieje i gdy zobaczyłem nasz dom w połowie zawalony myślałem, że coś się im stało. Wszedłem do środka, babcia jest cała, ale moja siostra nie może się ruszyć... - zaciągnął się powietrzem. Nic więcej nie potrzebowałam.
- Prowadź! - Uśmiechnęłam się do niego w nadziei, że go tym pocieszę. Było mi go żal. Kiwnął głową i zaczął biec w znanym sobie kierunku.
- Przepraszam, ale jak się nazywasz? - Usłyszałam nieśmiały głos chłopaka.
- Sakura - odparłam skręcając między budynkami. Satoshi zatrzymał się przed jednym z budynków. Zrozumiałam, że to tutaj. Weszłam przez dziurę w ścianie do środka.
- Jest tu kto? - Krzyknęłam rozglądając się. Nim dostałam odpowiedź zauważyłam dziewczynę o długich niebieskich włosach, a tuż obok niej siedzącą na ziemi staruszkę, która trzymała ją za dłoń.
- Kimiko! - Dziesięciolatek wyprzedził mnie sprintem, aby za chwilę klęczeć przy rannej siostrze. Chciała podnieść na niego głos, ale zobaczyła mnie. Szybko podbiegłam do niej.
- Haruno Sakura - szepnęła onieśmielona. Zerknęłam na nią. Jej udo było całkowicie pokryte krwią.
- Pokaż tą nogę - oznajmiłam stanowczym tonem. Dziewczyna była nieufna. Uśmiechnęłam się dodając jej otuchy.
- Kimiko-san, pozwól sobie pomóc. Ja nie gryzę - odparłam spokojnie. Wtedy odezwała się starsza kobieta.
- To ty jesteś tą, która sprowadziła Uchihę - zakryła usta rękoma. Nie spoglądając na jej twarz, zaczęłam udzielać pierwszej pomocy.
- Hai - rzuciłam krótko. - Twój brat jest bardzo odważny - spojrzałam w czarne oczy dziewczyny. Ta słysząc, że nawiązałam rozmowę żachnęła się. Kami-sama, czy od teraz tak będą na mnie reagować ludzie? Zakładając prowizoryczny opatrunek zauważyłam na jej drugim udzie kaburę z kunaiami.
- Jesteś shinobi? - Zdziwiłam się.
- Hai, Setsuna Kimiko**, lat szesnaście, chuunin - powiedziała profesjonalnie. - Pamiętam cię jak ponad rok temu trenowałaś z Hokage-sama, Haruno-san - po jej tonie wywnioskowałam, że nabrała pewności siebie. Słuchając jej westchnęłam ze zmęczenia i podniosłam się.
- Muszę was przetransportować do szpitala - powiedziałam sama do siebie rozglądając się dookoła.
- Damy radę... - brat dziewczyny rzucił ochoczo.
- Nic z tego. Nie puszczę samego dziecka, staruszki i rannej dziewczyny. Dookoła cały czas toczone są walki, nie przeżyjecie jeśli natkniecie się na wroga - powiedziałam władczo. Pomogłam wstać dziewczynie.
- Ja pomogę tobie - popatrzyłam na Kimiko dając jej fizyczne oparcie. - Satoshi, zajmij się babcią - rzuciłam do młodego. Zasalutował wyszczerzając ząbki. Wydostałam się z zniszczonego budynku i zaczęłam powoli iść do szpitala jak najkrótszą drogą. Z ranną dziewczyną uwieszoną na ramieniu nie było to takie łatwe. Wtedy poczułam jak ziemia zatrzęsła mi się pod nogami.
- Uważajcie! - Krzyknęłam do dwójki idącej za mną. Nagle pojawił się przede mną Sasuke.
- Sakura, pomogę ci - oznajmił natychmiast widząc jak targam niebieskowłosą.
- Co z Itachim? - Rzuciłam mając przed oczyma widok starszego z braci Uchiha.
- Zapieczętowaliśmy naszą matkę - powiedział nad wyraz spokojnie. - Walczymy uliczkę dalej. Itachi wyczuł twoją chakrę i kazał mi natychmiast tobie pomóc - powiedział podchodząc do mnie. - Daj, wezmę ją. Będzie szybciej - wyciągnął ręce do dziewczyny. Spojrzała na niego niepewnie, aby za chwilkę zerknąć na mnie. Kiwnęłam do niej głową potwierdzająco. Użytkownik Sharingana szybko wziął ją na ręce. Dziewczyna z przerażenia pisnęła.
- Uchiha Sasuke, prawda? - rzuciła z niebywałą pewnością w głosie. Wzięłam Satoshiego na barana, a ich babcię objęłam ramieniem pomagając jej iść. Była całkiem żwawa jak na staruszkę. Zerknęłam na Uchihę, który nie odrywał oczu od dziewczyny.
- A ty jak się nazywasz, jeśli można wiedzieć? - Zapytał wyraźnie zaintrygowany czarnooką osóbką.
- Setsuna Kimiko - oznajmiła dumnie, po czym zawiesiła ręce na jego szyi. Widziałam jak przebiegł go dreszcz po ciele.
- Królowa**, co? - Mruknął patrząc przed siebie. Nie zwracając więcej uwagi na tą dwójkę stwierdziłam, że zbliżamy się do celu. Stojąc pod drzwiami zapełnionego szpitala zwróciłam się do Uchihy.
- Idź pomóc bratu, ja już sobie poradzę - stwierdziłam stanowczo. Chłopak kiwnął głową. Odstawił powoli niesioną dziewczynę.
- Kimiko, chcę cię po tym wszystkim widzieć całą, jasne? - Zwrócił się do niej. Uniosłam brew słysząc to, chociaż nie powinnam się tym interesować.
- Zobowiązujesz się Uchiha, niedobrze - mruknęła cicho nabierając niesamowitej zadziorności w głosie. - Obiecuję - kiwnęła głową wiedząc, że bez słów potwierdzenia nie zostawi jej. Machnął do mnie ręką i po chwili już go z nami nie było.
- Poradzicie sobie? - Zwróciłam się do rodziny. Satoshi ochoczo potwierdził moje pytanie.
- Setsuna-san, zapytaj o mnie Hokage, gdy będzie po wszystkim. Chciałabym z tobą porozmawiać - uśmiechnęłam się. - Oczywiście, jeśli przeżyję - zażartowałam chociaż dziewczyna skrzywiła się. Nie czekając na odpowiedź pobiegłam przed siebie. Trzeba znaleźć tego cholernego popaprańca.
***
Straciłem ojca z oczu. Jego techniki są niesamowite, ciężko mi za nim nadążyć. Jak zaznaczyła Sakura bawiliśmy się zamiast przeprowadzić poważną walkę. Ujrzałem przed sobą nacierający na mnie błysk światła. Tylko dzięki aktywowanemu Trybowi Mędrca byłem w stanie uniknąć ataku w ostatniej chwili. Wiedziałem, że Czwarty dostał polecenie z góry do ataku. Jednak cieszyłem się jak dziecko, bo mogłem chociaż przez chwilę poczuć więź miedzy synem, a ojcem. Gdyby żył prawdopodobnie tak wyglądałyby nasze treningowe spraingi. Nasza "walka" trwała już od kilkunastu minut i wiedziałem, że tyle musi mi wystarczyć. Dookoła mnie umierali ludzie, może mogłem komuś pomóc. Zacisnąłem ręce ze złości. Wszedłem w Tryb Kyuubiego.
- Otosan, wiesz, cieszę się, że mogłem z tobą tak powalczyć spełniając jednocześnie marzenia o treningu z własnym ojcem, ale uważam, że sytuacja wymaga powagi - odparłem z kamienną miną. Widziałem w oczach blondyna zdziwienie.
- Rozumiem - westchnął po chwili spoglądając w niebo. - Też spełniłem swoje marzenie - dodał z uśmiechem i puścił do mnie oczko. Zrobiło mi się cieplej duchu. W głowie automatycznie zacząłem szukać sposobu na uziemieniu jednego z najszybszych shinobi na świecie. Wiem, że nie będzie mi tego utrudniać, ale i tak nie będzie to łatwe zadanie. Postawiłem na szybkość chociaż powątpiewałem w ten pomysł. Rękoma utworzonymi z demonicznej chakry utworzyłem Rasenshurikena. Chwilę wcześniej stworzyłem - mam nadzieje niewidocznie dla przeciwnika - klona, który miał się błyskawicznie udać za niego i w razie fiaska go przytrzymać. Zacząłem z prędkością porównywalną do Żółtego Błysku nacierać na niego. Tak jak przewidywałem Minato skupiony na walce zauważył co się święci i chciał zrobić unik, lecz wtedy nad nim pojawił się mój klon i przygwoździł go do ziemi zwykłym Rasenganem. Cały atak zakończył wprowadzony osobiście przeze mnie atak w wyniku czego ciało mojego ojca rozczłonowało się. I wtedy mnie oświeciło! Wszystko poszło wspaniale, ofensywa zadziałała, tylko fajnie, że ja tak niesamowicie znam się na technikach pieczętujących! Myślałem już, że mój cały, piękny, misterny plan legł w gruzach. Jednak przyszło wybawienie. Przede mną pojawili się Choji i Shikamaru - bez Ino, która kontrolowała sytuację w szpitalu - uśmiechając się do mnie.
- Nie mamy co ze sobą zrobić, więc pomagamy wszystkim dookoła - zagadał grubszy z moich przyjaciół. - Widzę, że trafiliśmy idealnie - dodał klepiąc mnie po ramieniu. Kiwnąłem głową z ulgą i wyszedłem z Trybu Kyuubiego. Shikamaru rzucił w ciało mojego ojca kunai z przypiętą notką, która zgaduję, miała właściwości pieczętujące. Gdy sytuacja się ustabilizowała spojrzałem na Yondaime ze smutkiem w oczach.
- Naru, szkoda, że los tak pokrzywdził naszą rodzinę - usłyszałem szept ojca. Klęknąłem przy nim czekając na to co ma mi do powiedzenia. - Nie wiem czy wiesz, ale w Konoha jest, a raczej była rezydencja Uzumakich. Tam znajdziesz wszystkie pamiątki rodzinne. Zapytaj o to Tsunade - powiedział na wydechu, walcząc z techniką pieczętującą. Już miałem odwrócić od niego wzrok, ale zobaczyłem jak z trudem sięgnął do jednej ze swoich kieszeni na kamizelce. Z jego ręki wypadł mały medalik z zawieszką w kształcie Herbu Uzugakure. Zdziwiłem się, że człowiek przywołany Edo Tensei może coś przekazać obecnemu światu, ale jak widać istnieje taka możliwość. Zaczepiłem naszyjnik na szyi tuż obok wisiorka od Godaime. Wtedy poczułem szarpnięcie za ramie i zimny metal na ręku. Zauważyłem, że to stalowy łańcuch.
- Cholera, ten pajac jaja sobie ze mnie robi - westchnąłem z namacalnym gniewem w głosie.
- Kochanie, przepraszam - usłyszałem ukochany głos poprzedniej Jinchuurki. Spojrzałem na chłopaków, którzy byli tak jak ja podirytowani.
- Chłopaki, pomożecie? Ja już nie mam do tego sił - załamałem ręce.
- Jasne - rzucił Shikamaru.
- Zawsze możesz na nas liczyć - dodał przyjacielsko Akimichi.
***
Biegłem razem z Sakurą przez wioskę.
- Saku, nie wiem czy nie powinienem wrócić do Itachiego - rzuciłem w stronę dziewczyny. Widziałem jej zdziwienie na twarzy i wiedziałem, że było to spowodowane tym jak ją nazwałem. Po stosunku mojego brata do niej śmiało mogę stwierdzić, że ta oto upierdliwa osóbka zostanie moją szwagierką, więc niech zacznie się przyzwyczajać. Na chwilę wyobraziłem sobie naszą małą rodzinkę i uznaję, że to mieszanka wybuchowa. Różowowłosa szybko się otrząsnęła i zaczęła analizować moje słowa. 
- W sumie możemy udać się w jego stronę, to nie daleko - odpowiedziała z powagą.
- Zostawiłem go z ojcem i Shisuim, a to nie są łatwi przeciwnicy - w odpowiedzi kiwnęła mi potwierdzająco głową. Przyśpieszyliśmy, mimo tego, że droga poprzednim tempem zajęłaby nam jakąś minutę. Skacząc z dachu na dach po chwili byliśmy w stanie ujrzeć pole bitwy Itachiego. Byłem w szoku. Mój brat ze swoim najlepszym przyjacielem walczyli ramię w ramię pokonując mojego ojca. Spojrzałem kątem oka na Sakurę, która również patrzyła na to z rozdziewaną buźką. Szybko pozbieraliśmy się do kupy i zeszliśmy na ziemię, aby dołączyć do niesamowitej dwójki Uchiha i zapytać jak to możliwe. Ciało mojego ojca było rozdzielone na kilka kawałków i powoli składało się w całość. Wtedy, ku mojemu zdziwieniu Haruno wykonała pieczęcie do techniki pieczętującej.
- Powiedział, że mimo wszystko jest z nas dumny - usłyszałem głos Itachiego, a moje zimne serduszko załaskotało ciepłem <taka tam narracja SASUKE UCHIHY :D -,-' - przyp. aut.>. Uśmiechnąłem się lekko.
- Fajnie, ale może wyjaśnicie nam to, że i ciebie nie musimy się pozbywać - rzuciła władczo Sakura zwracając się bezpośrednio do Shisui'ego. Byłem zdziwiony jej śmiałością co do osoby, której kompletnie nie znała, po raz kolejny zresztą dzisiejszego dnia.
- Itachi posiada moje oko z Sharinganem, które posiada jedno z najsilniejszych istniejących genjutsu Kotoamatsukami. Potrafi ono nadać cel przeciwnikowi, który będzie on wykonywać do końca życia - wyjaśnił gestykulując.
- Niesamowicie silne jutsu - podsumowałem krótko, bo inaczej się nie dało.
- Nie do końca. Ma wadę. Oko Shisuiego może być użyte raz na dziesięć lat - dodał Itachi. I tak uważam, że jest to potężna technika. - Polecenie "Chroń Konohę" było przeznaczone dla Sasuke gdyby nie dało się ludzkim głosem - uśmiech na twarzy mojego braciszka powiększył się.
- Ej! To nie śmieszne - wysłałem mu sójkę w bok.
- Zresztą dzięki temu, że nikt mnie nie kontroluje, po tym całym bałaganie udam się na rozmowę do Danzo - Shisui zacisnął ręce w pięści. To bardzo dobry pomysł. Nic nie będą mogli zrobić trupowi za zabicie tego inteligenta. Muszę to zobaczyć.
- Wracając do wojny dookoła nas - naszą uwagę zwróciła na siebie Sakura. - Proponuję dalsze poszukiwania pajaca od Edo Tensei.
- Zgadzam się - podsumowałem. - Razem udamy się się w stronę siedziby Hokage. Stamtąd rozdzielimy się i będziemy szukać w dwuosobowych grupach. Po drodze może znajdziemy jeszcze jakąś pomoc. Dzięki temu w miarę szybko przeszukamy Konohę - skończyłem wyjaśniać mój na prędko wymyślony plan. Każdy potwierdził to skinięciem głowy. Ruszyliśmy w stronę czerwonego budynku ze znakiem ognia. Po prawej stronie zauważyłem drużynę ósmą walczącą z Deidarą. Sakura także ich zobaczyła.
- Za dziesięć minut będę pod budynkiem, pomogę im - krzyknęła zeskakując z dachu w ich stronę. Uśmiechnąłem się.
- Itachi, tylko nie panikuj łajzo - rzuciłem do niego zadziornie.
- Ha, ha. Nie śmieszne - zaakcentował zaprzeczenie. Spojrzałem przed siebie gdzie mignął mi przed oczami żółto-pomarańczowy błysk.
***
Spojrzałam na Hinatę, która była wdzięczna za przybycie pomocy.
- Macie jakieś kłopoty? - Zapytałam chcąc się upewnić, że wszystko jest w porządku.
- W sumie to nie mamy pomysłu co z nim zrobić. To taka bezsensowna walka - rzucił Kiba. - Ale nie jesteśmy ranni - dodał wiedząc, że medic ninja mają na tym punkcie wyczulone zmysły. Westchnęłam głośno i uśmiechnęłam się szeroko.
- Witaj blondyneczko. Stęskniłam się - pomachałam do niego jak do starego kolegi.
- Sakurcia, idź stąd. Nie chce zbijać takiej ładnej dziewczyny - podszedł do mnie kilka kroków.
- Ja tak samo - rzuciłam. Miałam satysfakcję widząc jego zdenerwowanie. - Ten świat to ciężka sprawa, nie zawsze jest tak jakbyśmy chcieli - powiedziałam i w błyskawicznym tempie znalazłam się za nim powalając go na ziemię. W jego mniemaniu niezauważalnie wysłał w moją stronę swoje eksplodujące robaczki. Uciekłam od niego, a dym jaki powstał w wyniku wybuchu ułatwił mi wprowadzenie następnego ataku. Wtedy, ku mojemu zaskoczeniu przed nim wyrosła Hyuuga i użyła klanowej techniki - Sześćdziesięciu Czterech Dłoni. Niestety nie wystarczyło to aby go zabić, więc szybko naskoczyłam na niego i usiadłam na nim okrakiem.
- Skarbie, jesteś dla nas zbyt cienki - szepnęłam i uderzyłam go w twarz dzięki czemu stracił przytomność.
- Jest wasz - rzuciłam do przyjaciół w biegu. Udałam się wcześniejszą trasą do wyznaczonego celu. Jednak tak jak się spodziewałam zastałam chłopaków pomagających innym, w tym wypadku konkretnie Naruto. Zeskoczyłam z dachu i znalazłam się obok Itachiego, który złapał mnie za rękę.
- Wszytko w porządku? - Usłyszałam jego zatroskany głos.
- Tak, nic mi nie jest. Chociaż jestem trochę zmęczona - oparłam czoło o jego ramię. Naprawdę cały ten ferwor walk zaczynał mi dokuczać.
- Jeszcze trochę wytrzymasz, a potem będziesz mogła przez miesiąc nie wychodzić z łóżka - szepnął pocieszając mnie.
- Chyba tylko, że ty będziesz mi towarzyszyć - szepnęłam i wzięłam się w garść.
- Taki mam zamiar - dodał pocierając palcem moją dłoń. Rozejrzałam się dookoła. Na środku placu znajdowała się unieruchomiona kobieta, w której rozpoznałam matkę Naruto.
- Sakura, poznaj moją mamę, Kushinę - rzucił blondyn z lekkim uśmiechem na twarzy. Widać po nim, że zapieczętowanie obojga rodziców to dla niego za dużo. Wtedy pomyślałam o moim ojcu i matce. Może pokonując Paina dowiem się co się z nimi stało. Nie zaprzątałam sobie zbyt długo tym głowy. Pomachałam dłonią przyjaźnie do kobiety, która uśmiechnęła się. Po chwili była zapieczętowana. Rozejrzałam się po zebranych.
- Mamy siedem osób, trzymamy się planu - rzuciłam do wszystkich. Wszyscy kiwnęli głową na zgodę.
- Dziesięć osób - usłyszałam zza pleców. - Pan Kamikaze odszedł w spokoju na drugi świat - dodał Kiba pokazując swoje kły.
- Wyjaśnijcie co mamy robić, a pomożemy - powiedział cicho Shino. Nakazałam ręką bieg w stronę siedziby Hokage. Po drodze im wszystko wyjaśnię.


-----------------------------------------------
*Onna - jap. kobieta.
**Setsuna - moment. Kimiko - królowa.


Tsssa, ja też się nie spodziewałam rozdziału. Dobra, ostatecznie planowałam napisać na świętach, ale 20, a 19 miał się pojawić w październiku/listopadzie. Ale patrząc na realia mojego pisania i moje obietnice tak to ze mną jest, Jest wolne i mam zaplanowane napisanie następnego rozdziału tak mniej więcej po nowym roku, bo potem będzie z tym ciężko, ale zobaczymy. W ogóle chciałabym sobie nadać rytm co miesięcznego dodawania rozdziału, bo nie ukrywając chcę zakończyć ten blog. Mam pomysł na coś nowego, oczywiście w realiach Naruto. Ostatnio zrozumiałam swój niedorozwój umysłowy podczas pisania niektórych rozdziałów na tym blogu. Jak można mieć tyle nielogiczności i wszystko robić pod publikę? Nie skomentuje tego. Ale! Ale mam sentyment do tej historii, uważam, że mimo wszystko można znaleźć większe zakały świata w Internetach, więc nie ma tragedii na miarę Titanica. Kolejna sprawa - sonda. Interesowało mnie ile osób czyta to "coś" i jednak ktoś się ujawnił. Nice. Bo wyświetlenia rosną, liczba obserwatorów też, a ja się dwoję i troję - kto, co? :D  Następnie, dość ważna sprawa - 6 listopada - chyba ważna data. Też, jak wiele innych osób, nie ogarniałam niektórych zagrań ze strony Kishimoto z Kaguyą czy innymi power up'ami itp. itd. , ale z Naruto byłam na bieżąco od ponad 6 lat i w chwili czekania na ostatnie 2 chaptery serduszko mi się krajało, że nie będzie czekania od środy do środy. Rozdział mnie powalił, tak jak Sarada, Boruto i cała reszta nowego pokolenia.  Technologiczna Konoha najbardziej (moja niesamowita reakcja była nie na miejscu - czytałam rozdział 699/700 w pełnym autobusie wracając do domu). Moi nie-mangowi przyjaciele mieli ze mną prawdziwą katorgę przez jakieś 2-3 dni kiedy to ubolewałam nad zakończeniem mangi. Potem dostałam takiego kręćka na The Last, że szukałam każdego pełzającego do mnie spoileru. Emocje opadły i czekam w spokoju na film, kontynuacje mangi i całą resztę. 

Kończąc, dzięki za czekanie. Wasze blogi, które czytam też muszę nadrobić (Anayanna - obiecuję, bo jestem w tyle ze 3 rozdziały). :)

I oczywiście. WESOŁYCH ŚWIĄT - spokojnych, w gronie rodziny, takich, abyście naładowali akumulatory do szkoły, udanego Sylwestra, miłości, szczęścia, wspaniałych przyjaźni i spełnienia najskrytszych marzeń. Aby ten nadchodzący rok był lepszy od obecnego i troszeczkę gorszy od 2016 :)

Mata ne.