21 mar 2013

Rozdział 8

- Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że jesteś tak upierdliwym człowiekiem - żyłka na moim czole niebezpiecznie pulsowała.
- Taka jest rzeczywistość, skarbie - uśmiechnął się mimo, że przed chwilą się kłóciliśmy.
- Czyli Itachi Uchiha, przestępca klasy S naprawdę jest irytujący, w stosunku do mnie niecierpliwy, czasami zabawny i ogólnie wyluzowany - wyliczałam na palcach. - Choć zdarzy ci się też bycie słodkim - dodałam.
- Słodkim? - Uniósł brew.
- To tylko czasami - powiedziałam i puściłam mu oczko.
- Jest w ogóle takie określenie? - Zapytał rozbawiony.
- Zapomniałabym! Jesteś jeszcze niewyżyty - zignorowałam jego pytanie.
- Mendo, żebym nie musiał ci mówić jaka ty jesteś - skwitował.
- Słucham, słucham... - zaczęłam.
- Chętnie bym ci odpowiedział na zadane pytanie, ale zbliżamy się do Konohy - odpowiedział wymijająco. - Zresztą co ja tutaj robię? - Spytał już któryś raz dzisiaj.
- Jeśli jeszcze raz dzisiaj zadasz to pytanie zapoznasz się z moim prawym sierpowym - warknęłam. Podniósł ręce w geście kapitulacji. Fuknęłam zła. Wyprzedziłam go o kilka kroków i szłam dumnie przed siebie. Po chwili zrównał ze mną chód.
- Wisienko, gdzie się zatrzymamy? - Zapytał.
- Nie nazywaj mnie tak! - Krzyknęłam. Miał dzisiaj bardzo dobry humor. Zauważyłam, że zaczął suszyć ząbki. Westchnęłam ostentacyjnie. - Wstrętna Łasica - warknęłam.
- Skąd znasz to przezwisko? - Zdziwił się.
- Ma się swoje sposoby - uśmiechnęłam się zadziornie. - Wchodzimy tędy co ostatnio? - Zaprzestałam głupim odzywkom.
- Znowu się zmoczysz - po jego minie widać było, że spodobała mu się ta myśl. Pokazałam mu środkowy palec i znowu go wyprzedziłam. Po kilku minutach drogi i ciągłego przedrzeźniania się dotarliśmy do wodospadu. Nie chciało mi się kombinować, więc po prostu przeszłam przez wodę. Gdy tylko byłam po drugiej stronie poczułam, że Itachi przyciąga mnie do siebie. Zaczął całować mnie po karku.
- Jesteś przemoczona. Ściągnij koszulkę, bo się przeziębisz - czułam jak na jego usta wstąpił uśmieszek.
- Czemu każdy facet jest takim napaleńcem? - Oddałam się przyjemności.
- Taka nasza natura - odwróciłam się i go pocałowałam. Wiedziałam, że chciał więcej. Przerwałam pocałunek i uśmiechnęłam się do niego. Domyślał się już, że nic nie wskóra. Pociągnęłam go za rękę.
- Jesteś strasznie niebezpieczna dla mężczyzn. Potrafiłbyś każdego zmanipulować - westchnął. - Jesteś w wieku Sasuke. Szesnaście lat i taki temperament - pokiwał nie dowierzając głową.
- Siedemnaście - sprostowałam. Po jego minie wywnioskowałam, że go to zainteresowało.
- Kiedy masz urodziny? - Zapytał.
- Dwudziestego ósmego marca - westchnęłam ciężko. Zaraz zaczną się pretensje.
- Czemu nie powiedziałaś? To było tydzień temu - zdziwił się.
- Nie lubię obchodzić urodzin - wystawiłam język i uśmiechnęłam się.
- To tak jak ja - dodał.
- A kiedy są twoje? - Zagadnęłam wesoło.
- Nie powiem ci, bo jeszcze sobie zapamiętasz i będziesz wtedy coś kombinować - zszedł do konspiracyjnego szeptu.
- To by było straszne - odpowiedziałam tym samym tonem co on. Zaśmiał się głośno. Dotarliśmy do posiadłości Uchiha. Gdy tylko weszliśmy na korytarz usłyszałam:
- Co teraz?
- Idziemy na bal. Można by się trochę ogarnąć - powiedziałam. Czułam się jakbym tłumaczyła coś oczywistego pięcioletniemu dziecku.
- Ten dom nie był używany od kilku lat. Naprawdę uważasz, że da się tu cokolwiek zrobić? - Jego wypowiedź aż ociekała ironią. Zdenerwował mnie.
- To nie znaczy, że nikt o niego nie dbał - warknęłam i przeszłam do kuchni.
- Niby kto? - Usłyszałam kroki za mną. Westchnęłam ciężko. Spojrzał na mnie zdziwiony. - Ty? Po diabła? - Zapytał głupio. Byłam zmęczona tymi pytaniami. Po chwili zastanowienia odpowiedziałam:
- Z sentymentu do Sasuke - spojrzał na mnie niezadowolony. Nie lubiłam przy nim mówić o mojej dziecięcej miłości do Sasuke.
- Nie moja wina, że mam słabość do Uchih'ów - spróbowałam rozładować napięcie. Zauważyłam na jego twarzy lekki uśmieszek, więc chyba mi się udało.
- Nie mam ubrań odpowiednich do sytuacji, w której mnie postawiłaś - uśmiechnął się chytrze. Wyjęłam z plecaka mały zwój. Rozwinęłam go trochę i wykonałam krótką pieczęć. Po chwili ukazały się przed nami dwa worki z ubraniami.
- To nie kimono, lecz garnitur - jego mina dawała mi wiele satysfakcji. Jakbym wysłała go na tortury. Spojrzałam na zegarek.
- Mamy godzinę. Plus jakieś pół spóźnienia - wzięłam swoje ubrania i udałam się na pierwsze piętro. Wybrałam pokój Sasuke. Rzuciłam z siebie ubrania i udałam się do łazienki. Po szybkim prysznic nałożyłam aksamitny szlafrok i zabrałam się za swój makijaż. Jako, że mistrzynią w tym nie jestem postawiłam na coś delikatnego. Przypudrowałam się lekko, a policzki podkreśliłam różem. Na górnej powiece narysowałam kocie kreski i wytuszowałam rzęsy. Usta pociągnęłam bezbarwną pomadką. Zabrałam się za swoje włosy. Ostatnio sporo urosły. Sięgały mi do pasa. Po pół godzinie męki moje kosmyki tworzyły ładne loki. Stwierdziłam, że mam jeszcze czas pomalować paznokcie. Wybrałam czarny lakier (pożyczyła od Itachiego xD nie mogłam się powstrzymać - przyp. aut.). Ubrałam długą do ziemi, zieloną sukienkę bez ramiączek. Na nogi nałożyłam czarne szpilki. Uwielbiam buty, które mają ponad dziesięć centymetrów wysokości obcasa. Kobieca słabość. Stwierdziłam, że jestem gotowa. Do łydki pod sukienką przypięłam kaburę z kunai'ami. Środek zapobiegawczy. Spojrzałam na zegarek. Bal trwa już od jakiś czterdziestu minut. Itachi pewnie na mnie czeka. Na samą myśl o jego idealnym ciele w garniturze zrobiło mi się gorąco. Zeszłam do kuchni. Gdy tylko go zobaczyłam zaniemówiłam.
- Muszę częściej wbijać cię w garnitur - mruknęłam oczarowana. Itachi uśmiechnął się. Podszedł do mnie i odgarnął delikatnie kosmyk włosów zasłaniający mi oko. Przejechał kciukiem po mojej żuchwie. Wpatrywałam się w niego jak zaklęta.
- Wyglądasz pięknie - szepnął mi do ucha.
- Chodźmy - złapałam go za rękę, przerywając magiczną chwilę. Udaliśmy się do rezydencji Hokage. Spacer zajął nam dosłownie chwilę. Czarnowłosy otworzył mi drzwi. Moim oczom ukazała się ogromna sala balowa. Po prawej stronie były schody prowadzące na pierwsze piętro gdzie ustawione były liczne stoły. Przy barierkach zawieszone były lampki, a gdzie nie gdzie stały bukiety z czerwonych róż.  Klimat był wspaniały. Miałam rację, gości było multum.
- Skoro już tutaj jesteśmy to czy mogę prosić do tańca? - Itachi wyciągnął rękę i uśmiechnął się zawadiacko. Skinęłam głową. Poprowadził mnie na parkiet. Już na wstępie zakręcił mną tak, że wpadłam w jego ramiona. Po chwili uśmiechnęłam się.
- Mówiłeś, że nie umiesz tańczyć?
- Może kłamałem? - Szepnął. Zaśmiałam się perliście.
- Wracając do tematu, powiesz mi kiedy masz urodziny? - Zapytałam. Westchnął ciężko.
- Dziewiątego czerwca - mruknął. Po tym nie odezwaliśmy się do siebie przez dłuższy czas. Tańczyliśmy ze trzy godziny. W między czasie Uchiha skradł mi kilka pocałunków. Nawet nie zauważyłam, że znaleźliśmy się na środku parkietu.
- Wyjdziemy na taras? - Zapytałam. Objął mnie w talii i bez odpowiedzi poprowadził w stronę schodów. Co dziwne na nie było tam prawie nikogo. Zauważyłam, że Itachi podaje mi kieliszek szampana.
- Spijać nieletnią - pokręciłam głową udając załamaną jego postępowaniem.
- Cicho siedź. Chcę cię później niecnie wykorzystać - uśmiechnął się. Staliśmy tak oglądając rozgwieżdżone niebo.
- Z Sasuke zawsze lubiliśmy obserwować gwiazdy - mruknął cicho. Nie skomentowałam. Wiedziałam, że powrócił myślami do szczęśliwych wspomnień. Nie chciałam mu przerywać. Nagle poczułam coś zimnego na szyi. Sięgnęłam ręką i wyczułam pod palcami łańcuszek.
- Zawiesza jest w kształcie herbu Uchiha - uśmiechnął się. Odwróciłam się. Położyłam dłoń na jego piersi.
- Jest piękny - szepnęłam. Byłam onieśmielona chwilą. Speszona przeniosłam swój wzrok na księżyc.
- Rano zapytałaś mnie co o tobie myślę - uniosłam brew zdziwiona, że poruszył ten temat. - Uważam, że jesteś piękna, inteligenta i silna.  Jesteś tym czego mi brakowało - słysząc to przylgnęłam do niego. Czułam, że jego ramiona mnie otaczają. W ciszy usiedliśmy na ławce. Wtuliłam się w jego tors. Czułam, że bawi się moimi włosami. Naszła mnie myśl, że to ta chwila, dla której warto żyć. Możliwe, że trwaliśmy tak z godzinę.
- Sakura?
- Tak?
- Kocham cię - nie spodziewałam się tych słów. Zrozumiałam, że prawdopodobnie trafiłam na swoją drugą połówkę. Spojrzałam na niego. Sprawdzał moją reakcję. Pogłaskałam jego policzek i pocałowałam go krótko.
- To znaczy ja ciebie też? - Uśmiechnął się.
- Tak - przytaknęłam. - Kocham cię - powtórzyłam. Wtedy Itachi wstał.
- Wiesz, nigdy nie myślałem, że znowu znajdę jakąś nadzieję - mruknął. - Miałem żyć w Akatsuki, dać się zabić Sasuke. Byłem na to przygotowany - oparł się o barierkę.
- Chyba po raz pierwszy w życiu cieszę się, że pokrzyżowałam komuś plany - przejechałam nerwowo ręką po włosach. Zaczęliśmy ciężki temat.
- Ostatnio nachodzą mnie myśli, że wszystko może dobrze się skończyć. Uwolnimy się od Akatsuki, uratujemy ten świat. Sasuke mi wybaczy i w trójkę wrócimy do Konohy. Znowu będę miał rodzinę - spojrzał na mnie.
- W końcu i ja mamy cel w życiu - podeszłam do niego. - Chcę uratować waszą przyszłość. Twoją i Sasuke. Za dużo wycierpieliście - przytuliłam się do niego. Ujął moją twarz i pocałował mnie. Trwaliśmytak dłuższą chwilę.
- Idziemy? - Itachi przerwał rozkoszną chwilę i wyciągnął do mnie rękę. Pokiwałam głową. Przechodząc przez salę balową czułam na sobie czyjś wzrok. Rozejrzałam się i zauważyłam Naruto patrzącego się na mnie znad głowy Hinaty, z którą tańczył. Przyłożyłam palec do ust w charakterystycznym geście "cicho". Posłał tylko w moim kierunku uśmiech i odwrócił wzrok. Wyszliśmy. Gdy tylko weszłam do starego domu Itachiego poczułam szarpnięcie za ramię. Jego usta znalazły się na moich. Wziął mnie na ręce i prawdopodobnie zaniósł do swojego pokoju. Po drodze zdjęłam jego krawat i zaczęłam rozpinać białą koszulę. Gdy tylko postawił mnie na ziemię zrzuciłam z niego górną cześć garderoby. Czułam jak odpina moją sukienkę, która po chwili spłynęła ze mnie na ziemię. Na moje usta wkradł się uśmiech. Itachi zsunął się na moją szyję, całując dokładnie każdy milimetr mojego ciała. Zaczęłam męczyć się z jego spodniami.
- Rozbierasz mnie szybciej niż ja ciebie - zaśmiał się. - I kto w tym związku jest napaleńcem? - Rozpiął mój stanik.
- Więc jesteśmy w związku? - Próbowałam odwrócić kota ogonem.
- Jasne Wisienko - przejechał dłonią po moich piersiach całując mnie w usta. Sprawiło mi to wielką przyjemność. Zdjął spodnie i położył mnie na łóżku. Całował mój brzuch. Westchnęłam z podniecenia. Przyciągnęłam go bliżej siebie, przyklejając się do niego. Jego dłonie błądziły po moim ciele. Nie pozostawałam mu dłużna, przejeżdżając po jego nagim torsie, znacząc palcem wgłębienia po między mięśniami. Czułam jak jego członek już ledwo wytrzymuje to napięcie. Z resztą ja sama również ledwo daję radę. Jego pieszczoty doprowadzają mnie do skraju obłędu. Pocałował mnie w usta, potem w żuchwę, podbródek, szyję. Na tym ostatnim miejscu zatrzymał się, robiąc malinkę. Ręką, niby od niechcenia zahaczył kilka razy o krawędź moich majtek. W końcu pozbył się ich. Podniosłam się. Usiadł na mnie podnosząc się do pozycji siedzącej. Pochylił się w przód znowu mnie całując. Leżałam pod nim całkowicie naga i oddana. Pogłębił pocałunek, zapraszając do niego nasze języki. Przejechał dłońmi po mojej talii. Prawą ręką zjechał przez mój brzuch, do mojej kobiecość. Delikatnymi ruchami zaczął pieścić to miejsce, co chwila, wkładając w moje wnętrze dwa palce. Wiłam się z rozkoszy. Pozbył się swoich bokserek. Zabrał rękę od mojej łechtaczki, jeżdżąc po moim brzuchu. Rozchylił moje nogi swoim kolanem, po czym delikatnie i spokojnie we mnie wszedł. Jęknęłam głośno, przerywając na moment nasz pocałunek. Poruszał się powoli sprawdzając moją reakcję. Kiedy zauważył moje zadowolenie, momentalnie przyspieszył. Nasze ciała stykały się ze sobą w co raz szybszych ruchach. W jednej chwili poczułam błogie spełnienie. Mój wzrok na moment zanikł. Spojrzałam na Itachiego, który doszedł równocześnie ze mną. Pocałował mnie w usta. Kolejna fala podniecenia przyszła dosłownie parę minut później. Kiedy dochodziliśmy, za każdym razem krzyczeliśmy swoje imię.
***
[Itachi]
Promienie słońca nie dawały mi spać. Świeciły mi prosto po oczach. Uniosłem lekko głowę w stronę okna po czym przekląłem siarczyście ten piękny, słoneczny dzień. Padłem na poduszkę. Sakura spała wtulona we mnie. Cieniutka kołdra zasłaniała jej nagie ciało. Wtedy usłyszałem trzask drzwiami. Po chwili do pokoju wpadł Naruto.
- Dzień dobry kochane Akatsuki! Jak wam się spało? - Pokazał wszystkie ząbki. Nie był nawet skrępowany sytuacją w jakiej nas zastał.
- Naruto, spierdalaj - jęknąłem w poduszkę. Co dziwne, po chwili go nie było. Myślałem, że nawet zdążę jeszcze się zdrzemnąć, lecz po nie całych piętnastu minutach usłyszałem multum kroków.
- ANBU na nas nasyłają, czy co? - Mruknąłem sam do siebie.
- Co się dzieje? - Zapytała zaspana Sakura. Pocałowałem ją w czoło.
- Nic - spróbowałem zamknąć oczy. Wtedy do pomieszczenia wszedł Naruto i Godaime.
- Itachi wstawaj! - Usłyszałem. Nie reagowałem. Niestety, Sakura tak.
- Co jest? - Uniosła powieki.
- Nic. Udawaj, że śpisz - szepnąłem konspiracyjnie. Hokage miała tego nie słyszeć. Oczywiście, kolejna porażka.
- Itachi Uchiha! Nie ignoruj mnie! - Władczy ton wszedł jej w krew. Nigdy nie lekceważyłem władz, ale dziś miałem wyjątkowo dobry humor.
- Gdzież bym śmiał - skomentowałem sarkastycznie przyciągając do siebie Sakurę. Kątem oka zauważyłem, że na czole Tsunade pojawiła się niebezpieczna żyłka.
- Zaraz ci się ode chce snu... - już miała mnie uderzyć gdy ktoś powstrzymał jej rękę.
- Tsunade - sama! Wiedziałam, że się tu przydam. Miało obyć się bez mordobicia. - Powiedziała długowłosa blondynka. Wtedy przeniosła wzrok na mnie i Sakurę. Na jej twarzy pojawił się cyniczny uśmiech.
- No Sakura, jednak dorwałaś się Uchihy - Stwierdziła. Byłem zdezorientowany, że Tsunade zdradziła prawdziwy powód dołączenia Sakury do Akatsuki komuś jeszcze.
- Ino - świnio spierdalaj - Wisienka uśmiechnęła się słodko. - Powinnaś widzieć w tym pozytywy. Teraz Sasuke może być cały twój - dodała i przytuliła się do mnie. Objąłem ją ramieniem, po czym zaśmiałem się.
- Nie mówcie, że ten smarkacz miał takie powodzenie.
- Mówiłam ci, że Uchiha tak mają - usłyszałem Sakurę. Skradłem jej całusa. Chyba zrobiła to specjalnie, żeby wywołać zazdrość u blondynki.
- Sakura, nie chcę się kłócić na "dzień dobry", więc przejdziemy do sedna sprawy - warknęła Ino.
- Widzisz, że śpimy? - Różowowłosa przymrużyła oczy od słońca.
- Widzę.
- Powiem subtelnie, wypierdalać mi stąd! - Krzyknęła, czym chyba zdenerwowała Hokage.
- Sakura! - Chyba na pewno.
- Czy nie możecie stąd iść? - Warknęła. Po chwili w drzwiach nieśmiało pojawiła się Hyuuga, jeśli dobrze się orientuję. Ludzie w tej wiosce chyba nie wiedzą co znaczy prywatność.
- Zajebiście. Idę spać! - Sakura schowała się zła pod kołdrą.
- Wisienko... - Nie udało mi się nawet skończyć gdyż usłyszałem:
- Nie nazywaj mnie tak! - Zaśmiałem się cicho. Zwróciłem się twarzą do zebranych. Chyba w dalszym ciągu byli zdziwieni tym, że zastali nas razem w łóżku. Przeciągnąłem się.
- Skoro jest już tu pół Konohy to co jest takiego ważnego, że nie dajcie nam spać w ten piękny, słoneczny...
- Upierdliwe słońce - Sakura mruknęła spod kołdry tak, że każdy to słyszał.
- Zgadzam się Wisienko - przejechała paznokciami po mojej klatce piersiowej. Syknąłem z bólu. - Yhm...dzień? - Dokończyłem swoją wypowiedź. - Sakura, to bolało - mruknąłem do niej, ale mnie zignorowała.
- To - Godaime podała mi szarą kopertę nie zważając na nas. Otworzyłem ją, a w środku znalazłem zdjęcia. Moje i Sakury, z balu. Z mojej twarzy zszedł uśmiech.
- Sakura, mówiłem, że to zły pomysł - zacząłem ją przedrzeźniać.
- Niby co? - Odkryła się.
- Bal - podałem jej zdjęcia. - Po cholerę się zgodziłem. To twój ostatni idiotyczny pomysł - przejechałem ręką po włosach.
- Bo mnie kochasz? - Pisnęła zabawnie robiąc wielkie oczy. Do tego wydymała śmiesznie usta. Westchnąłem ciężko.
- Mendo kusai. Teraz będziesz to wykorzystywać przeciwko mnie, podstępna pijawko - zaśmiała się perliście. - Zanim dotrze to do Pain'a mamy trzy tygodnie życia? - Zapytałem wyluzowany.
- Z poślizgiem do czterech - dodała unosząc ramiona. - To ja idę spać - przytuliła się do mnie.
- Pain'a? - Zdziwił się Naruto.
- Lidera Akatsuki - mruknąłem.
- W sumie nie musieliście się tak afiszować - powiedziała Ino.
- Nawet Raikage widział jak się całujecie - zaśmiał się Naruto.
- Ekstra. To dobranoc - położyłem głowę.
- Itachi! - Warknęła Tsunade. Westchnąłem ciężko.
- Dobra, wstajemy - podniosłem ręce w geście poddania.
- Tylko możecie sobie stąd iść, bo jestem tak jakby naga i chciałabym się ubrać - dodała Sakura.
- Chętnie zostanę - zaśmiał się Naruto. Rzuciła w niego tym co miała pod ręką. Była to szczotka.
- Ja nie wiem po kim ty masz tą głupotę. Na pewno nie po rodzicach - po minach reszty chyba go zdradziła.
- Sakura-chan, nie umiesz trzymać języka za zębami? - Zbliżył się do okna.
- Przynajmniej wykurzyłam cię stąd - wystawiła język. Usłyszałem jeszcze tylko jego śmiech.
- Kim są jego rodzice? - Zapytała nieśmiało granatowowłosa dziewczyna. Sakura zaśmiała się nerwowo.
- Nie wiem czy powinnam, ale uważam, że jako jego przyjaciele powinniście wiedzieć - Zrobiła pauzę. - Uzumaki Kushina i Namikaze Minato.
- Ten idiota synem Yondaime?!
- Tak. Teraz możecie stąd iść? - Zignorowała ten głupi komentarz. Była miła. Sukces. Po chwili zostaliśmy sami.
- Dzień pełen wrażeń? - Uniosłem brew. Zielonooka zaśmiała się i pocałowała mnie.


***
Nienawidzę pisać hentai. :D Chociaż nie powiem, głupio nie wyszło. Widzę, że wejścia są, ale brakuje komentarzy. Jeśli ktoś czyta to mógłby naskrobać kilka słów krytyki czy pochwały. Do następnego rozdziału. Yo!